Wpis z mikrobloga

Jak być szczęśliwym na emigracji?
Do tworzenia tych wpisów skłoniły mnie dwie rzeczy:
1 chęć przybliżenia Francji często pomijanej jako kierunek emigracji
2 próba zmiany podejścia do emigracji, żeby jak najwięcej z was (tych emigrujących ale nie tylko) mogło być szczęśliwych.

Znacie ludzi, którzy czują potrzebę ulepszania otaczającego świata i pomagających bezinteresownie? Ja też nie ( ͡° ͜ʖ ͡°). Ale tak naprawdę to trochę ja (dzięki temu m.in. poznałem swoją żonę).
Od dawna obserwuje tag emigracja i wyciągałem pewne wnioski. Głównie nie do końca poprawne (wg mnie) kryteria wyboru kraju.

Kiedyś jechało się gdziekolwiek, byle dostać pracę. Różnice zarobków miedzy Polską a zachodem były tak duże, że kierunek nie miał zbytnio znaczenia. Ale czasy się zmieniają i te różnice są coraz mniejsze. Dziś więcej ludzi decyduje się na emigrację z innych powodów jak mentalność, klimat, jakość usług publicznych itp. Mimo, to ciągle pierwszym i najważniejszym kryterium są zarobki.
Owszem to ważne ale powinno być istotne na tyle, czy można się gdzieś utrzymać na jakimś tam poziomie a nie czy w jednym miejscu się zarobi 100, 200 czy 500€ mniej czy więcej. Co z trochę wyższych zarobków jeśli dane miejsce ci się nie podoba? Jeśli ludzie są nieprzyjaźni? Jeśli pogoda ci nie odpowiada? Wtedy jest to droga do częstego tematu czyli depresji na emigracji. Gdy gdzieś ci się nie podoba zaczynasz widzieć same problemy.
Dość często słyszę sugestie, niekiedy trochę żartem, że w moich opisach to "kraina mlekiem i miodem płynąca" i koloryzuje. Nie, po prostu świadomie wybrałem miejsce, które mi odpowiada, i gdzie się dobrze czuję.
To jest zawsze bilans plusów i minusów. Czy to jest Francja, Niemcy czy nawet Polska. Małe błahostki mogą wtedy urastać do rangi wielkich problemów a zalety niedoceniane.
Jak słyszałem "w Polsce jest lepiej, bo we Francji minimalnie kartą można zapłacić 15€ a w Polsce tego nie ma". Pomijam, że autor chyba nigdy ze swojego dużego miasta nie wyjechał bo to nie do końca prawda ale mniejsza o to.
Faktycznie w jakimś kiosku często jest minimalna kwota typu 10 czy 15€. Wiec idąc po gazetę noszę 2 dychy w portfelu i "wielki" problem rozwiązany. Wydaje mi się istotniejsze w tym wypadku na przykład to, że mam 2x większe szanse przeżycia poważnej choroby ale może mam inne priorytety.
Albo, że pani na kasie wolno kasuje i gada z klientem. Masz dwie opcje, możesz stać i toczyć pianę albo zwolnić (bo i gdzie się spieszyć) i poczekać tą minutę a jak przyjdzie twoja kolej to też nią pogadasz. A jeśli nie jesteś w stanie to znaczy, że źle wybrałeś.
Szkoda na to życia.

Mamy dziś możliwości o jakich nawet nie marzyły miliony Polaków emigrujących na przestrzeni wieków. Można pojechać do dowolnego kraju i tam żyć. Nie trzeba się poniżać, ukrywać, pracować nielegalnie. Mamy internet, samoloty a nie musimy zostawiać wszystkiego za sobą. Europa jest mała a jednocześnie składa się z wielu krajów diametralnie różniących się klimatem, kulturą i mentalnością. Każdy znajdzie coś dla siebie. Nie warto iść na łatwiznę. Zwłaszcza po brexicie, gdzie odpadł główny kierunek emigracji z językiem angielskim (i tak naprawdę jedyny). Mimo, że są kraje, gdzie teoretycznie można się dogadać wszędzie po angielsku, chcąc się tam integrować i żyć normalnie trzeba się w końcu nauczyć miejscowego języka. Dlatego najpierw wybiera się potencjalnie fajne dla siebie miejsce a później dostosowuje do niego.
To wg mnie taki klucz do bycia szczęśliwym na tej emigracji, która nie zawsze jest łatwa, a nawet nigdy taka nie jest ale będąc zadowolonym łatwiej przezwyciężać trudności.
Też nieraz miałem ciężko, i to nie tylko na początku będąc samemu.
W następnym wpisie przybliżę regiony Francji subiektywno-obiektywnie, czyli gdzie warto się zainstalować. Muszę bazować na własnych doświadczeniach i odczuciach, bo ciężko o poradnik dla imigranta. Najwięcej wiem o północnej, zachodniej i centralnej Francji.

A teraz wrócimy do tego, co jak się okazuje bardzo lubicie.

Był rok 2013. Kupilem dom, do remontu ale z fajną działką. Gigi-człowiek 1000 pomysłów (dziennie) nudził się trochę prowadząc firmę budowlaną, aby to zmienić i poprawić sytuację materialną kupił restaurację xD
Poinformował mnie o tym po zakupie, tak jak swoją żonę. Nawiasem mówiąc doprowadziło to do rozwodu, bo to jednak duży zakup bez konsultacji w trudnej sytuacji finansowej (i tak się dziwiłem, że tak długo wytrzymała bo była totalnym przeciwieństwem).
W międzyczasie ten denerwujący mnie koleś odszedł z pracy. W nowej firmie słysząc jakie ma doświadczenie obiecali mu, że będzie szefem po paru miesiącach. Nie został nim xD
Ale nic w przyrodzie nie ginie i przyszedł na jego miejsce inny ciężki przypadek. Jako człowiek multi talent zostałem oddelegowany do remontu restauracji. Płytki, malowanie, zrobiłem bar z kamienia i wymurowałem piec do pizzy. Równocześnie zatrudniany i wdrażany był personel. Okazało się, że gastronomia to chyba najbardziej podła branża jeśli chodzi o pracowników. Z ekipy zatrudnionej do otwarcia ostała się jedna a w ciągu pierwszych 2-3 miesięcy przewinęło się ok 30 osób (na 3-4 pracujące).

Ghislain musiał pomagać w południe i wieczorem więc biegał to tu to tam między murowaniem a robieniem steków. Ale mieliśmy fajna bazę na pijackie wieczorki. Gdy zamykali przenosiliśmy się do portu, bo tam wszystko było otwarte dłużej. Nawet spotykałem się z jedną kelnerką.
Biznes szedł średnio, do tego ci pracownicy. Jedyna osoba, która została z początkowej ekipy, barmanka/kelnerka. Sympatyczna, ładna dziewczyna tylko grająca w przeciwnej drużynie. Pewnego wieczoru był mały ruch, zaczęły pić ze swoją dziewczyną. Skończyło się tak, że się rozebrały i skakały po stołach. Tak nago poszły do domu. Nie trudno się domyślić, że też zasiliła szeregi bezrobotnych. Niedaleko mnie znajduje się szklarnia, w której pracuje dużo Polek. W akcie desperacji raz tam pojechałem popytać, czy któraś nie jest zainteresowana stałą praca. Zainteresowanie było ale nie pracą.

Zupełnym przypadkiem poznałem dziewczynę. Pół Francuzkę, pół Ukrainkę, pół Polkę albo jakoś tak. Do tej pory myślałem, że jestem odporny już na takie rzeczy ale stało się. Strzała amora, zemsta belzebuba czy jak to nazywają. Ale nie było źle, piękna, wykształcona, bogata do tego zakochana. Jej ojciec chciał mnie wciągnąć do firmy i pójść na emeryturę przepisując ją na nas. Idealnie nie? Tak, by było...

…gdyby nie okazała się wariatką. Jak ta dziewczyna mnie zniszczyła psychicznie. Myślę, że później już nie byłem taki jak wcześniej. Kosztowało mnie to bardzo dużo zdrowia psychicznego ale i pieniędzy też. W dodatku miesiącami nie mogłem się od niej uwolnić. Myślałem, że już się po tym nie pozbieram i będzie to już koniec moich związków.
A i pojawił się pierwszy towarzysz do mojego domu. Chłopaki na budowie znaleźli 2-tygodniowego rudzielca. Karmienie strzykawką, w południe zamiast jeść jechałem 20km do domu, żeby nakarmić kota.
Zbliżały się wakacje 2014 i aby to odreagować pojechałem na urlop do Polski. Mieszkałem w miejscowości turystycznej i mam znajomych w całej Polsce, dlatego każdy wyjazd to tournée po kraju. Na sam koniec wylądowałem w Warszawie, gdzie miało wydarzyć się coś, co wywróci moje dotychczasowe życie do góry nogami.

Okazało się, ze moja była przeprowadziła się do stolicy. Przed moim wyjazdem zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy nie mógłbym pomóc jej koleżance, która kupiła lustra ale nie ma kto jej ich zamontować. Piotruś, dobry samarytanin poszukał wiertarki w piwnicy u kumpla i pojechał. Robota zrobiona, nawet fajnie się rozmawiało. Na drugi dzień wracałem do Francji, wymieniliśmy jeszcze parę smsów.
Jakoś tak wyszło, ze ta dziewczyna przyjechała do mnie miesiąc później, na kilka dni. Polubiliśmy się, totalnie normalna dziewczyna podobnie doświadczona przez życie. Szukaliśmy jakiegoś rozwiązania, gdy wróciła do kraju. Stwierdziłem nawet, ze w sumie mogę wrócić na jakiś czas do Polski, bo wszędzie sobie poradzę. Ale potrzebuje kilku miesięcy na uregulowanie spraw i projektów. Ale nie chciała tak długo czekać, wiec załatwiła sobie prace zdalną. Pojechałem znowu do Polski, załadowaliśmy wszystkie graty i do domu. Z początku, rodowita warszawianka nie mogła się odnaleźć na francuskiej wsi ale po 2-3 miesiącach na pytanie o nasz powrót do Polski (co było w planach na początku) powiedziała:

„Nigdy w życiu”

Z przykrością informuje, że muszę przestać wołać na moje wpisy. Zainteresowanie przerosło moje najśmielsze oczekiwania i dziś mam 2k osób do tego. Nie dam rady. Więc zachęcam do obserwowania tagu.

Dziękuję bardzo za pozytywne reakcje przy okazji mojego urodzinowego wpisu. Brak hejtu nie jest taki oczywisty a jednak go nie ma.

tag do obserwowania #francjadasielubic

#emigracja #francja #emigrujzwykopem #europa
PiotrFr - Jak być szczęśliwym na emigracji? 
Do tworzenia tych wpisów skłoniły mnie ...

źródło: comment_1660290471gTPqiAPYfZe7E99KRvh2yc.jpg

Pobierz
  • 88
@Roquefort: #!$%@? jesteś?
"ale we Francji nie ma źle (poza Paryżem). "
"A czy ja gdzieś tak napisałem? "

"Albo wszedłeś w jakieś szemrane dzielnicy, pobili Cię i teraz szerzysz herezję, że wszędzie niebezpiecznie na zachodzie albo jesteś zacofanym polaczkiem, " gdzie ja napisałem, że wszędzie niebezpiecznie?

@erni13: A gdzie ja tak napisałem, że tak wygląda cały zachód? Ja sie go po prostu zapytałem?
@DROPTABLEusers: nie zależy mi na plusach tylko żeby trafiało do osób zainteresowanych.
Szukałem tego skryptu, trafiłem na coś sprzed kilku lat ale to czarna magia dla mnie. Chyba, że było coś innego.
Poczekam do jutra i będę mógł porównać z poprzednimi wpisami. Jak będzie duża różnica to coś pomyślę

Edit jest jakis mirko-caller co woła wszystkich obserwujących dany tag.