Mam straszne poczucie, że się tu marnuje. Mógłbym robić jakieś większe i bardziej wymagające rzeczy. I chodze do tych pacjentów i 99 na 100 przypadków jest tak proste i nudne, że jestem totalnie wypalony, a nawet jeszcze studiów nie skończyłem. To wszystko mogliby robić dużo mniej wykwalifikowani pracownicy. Jedno wielkie kłamstwo. Ciągle te same oczywiste choroby, ciągle te same przepisywane na nie leki. Boże jakie to jest okropne. Nie wiem co mam robić. Pięć lat poświęciłem na to g---o. Został ostatni rok. Wypełnianie masy papierków jak jakiś urzędnik.
Mam wrażenie, że jeśli ktoś poszedł na te studia i studiuje już kilka lat i troche zobaczył to nie da się mieć innych odczuć. Podejrzewam, ze większość studentów medycyny również to widzi, ale serwują sobie codziennie potężne COPIUM, bo ich w------e w kosmos ego nie byłoby w stanie tego znieść, że wszyscy im mówili że będa robić wielkie rzeczy, a tak naprawde robią totalne g---o. Nie przyjmują tego do świadomości. Mnie paradoksalnie to tylko jeszcze bardziej dobija, bo nie znajduje w zrozumienia ani wśród osób z tego środowiska (bo mydlą sobie oczy), ani wśród osób z poza środowiska (bo nie wiedzą jakim gównem tak naprawde jest medycyna)
Tak
Hej wszystkim, piszę, żeby móc się komuś zwierzyć z moich planów i poprosić o perspektywę z osoby trzeciej.
Mam 28 lat, pracuję od 22. roku życia, odkąd zrobiłem licencjat z ekonomii. Ogólnie mam ustabilizowane, raczej dobre finansowo życie. Pracuję w korpo, zarabiam około średniej krajowej i mam własne mieszkanie. Przez te 6 lat oszczędziłem 120 tys. złotych. Ale mam jeden problem: szczerze nienawidzę mojej pracy, jestem strasznie wypalony. Widzę, że to jest tzw. "bullshit job". Bardzo poważnie rozważam udanie się na studia lekarskie. Z tych oszczędności, które mam, powinienem być w stanie się utrzymać i móc studiować dziennie (na wakacje mógłbym podejmować prace sezonowe i jeszcze podreperować budżet). Zacząłem się też przygotowywać do matury z biologii i chemii.
Tylko mam pewne dylematy z tym związane. Po pierwsze, za rok będę już miał 29 lat, więc studia ukończę w wieku 35 lat, potem jeszcze wdrożenie do zawodu, więc dopiero koło 37. roku życia byłbym takim pełnoprawnym lekarzem. Większość swoich lat 30. poświęciłbym na studia. To trochę dołująca i demotywująca wizja przyszłości.
Jak jesteś otwarty to no problem.
Natomiast jeżeli byłeś słaby z kluczowych przedmiotów to słabo to widzę.
Nie masz planów rodzinnych? Sposobów na życie?
Możesz próbować ale koło 40 to zacznie organizm szwankować i będziesz ... stary.
Zaczynać życie i karierę gdy człowiek chce stabilizacji i spokoju będziesz musiał walczyć jak