Szkopuł w tym, że wiara ma podłoże emocjonalne, opiera się współodczuwaniu i poczuciu przynależności.
To tak jak z rodziną, ktoś obraża twoją matkę, to chociaż nie jesteś swoją matką to boli Cię jej krzywda i chronisz ją próbując zamknąć usta obrażającemu, bo masz poczucie przynależności do rodziny i współodczuwasz ból jej członków.
Taki sam mechanizm działa w głowie osoby wierzącej.
Chętnie poczytam fikołki myślowe usiłujące udowodnić taki umysłowy pierd.
Pamiętaj stosuj LOGIKĘ, nie projekcje i fantasmagorie. Do roboty, zapraszam.