Mamy karaluchy. Początkowo widziałem je na klatce schodowej koło zsypu w bloku. Później ubiłem jednego w łazience koło drzwi wejściowych.
Przyczyna znana, nieszczelna uszczelka drzwi. Teraz są wszędzie.
Mieszanie mojej lubej. W momencie kiedy się ściemnia, gdzieś od godziny 16, co 10 minut chodzi do kuchni z Cilitem Bang. Podnosi każdy słoik, przedmiot i szuka. Oczy jej jak jak jakiś doktor atomistyki, który wypatruje nowej cząsteczki. Gdy znajdzie, krzyczy "Jest!" i wali Bangiem
No fantastycznie
Czyli zawiasy i można się rozejść.
My nie wsadzamy waszych, my naszych.