Wczoraj przy jednym wpisie dotyczącym zarobków budowlańców (jakiś Mirek chciał wynająć kurtyzanę zamiast #glazurnik15k ) rozgorzała dyskusja o tym, jaki zawód jest bardziej "ceniony" od innego. Mam taką obserwację dotyczącą tego zjawiska - mianowicie jeśli jakiś biznes jest typowo kobiecy, to inne kobiety zawsze się solidaryzują i bronią wartości biznesów innych kobiet (przykładowo - jakaś cukiernia rozkłada jakieś talerzyki ze słodkościami na wesele za 2k pln, gdzie "materiał" kosztuje pewnie z 500, a czas operacyjny na ogarnięcie to 3-4h i laski piszą, że "przecież praca nie jest za darmo" itp.
Spójrzmy teraz na facetów - jeśli jakiś specjalista niebędący #lekarz #prawnik albo #programista15k wyceni w ten sposób swoją pracę i będzie się do tego głośno przyznawać, usłyszy jedynie, że przecież to tylko prosta robota i każdy kto ma dwie ręce może zrobić sobie to sam za 0zł. Zero gadek, że przecież "praca nie jest za darmo, trzeba wyjść na swoje", "są koszty" itp. Zero solidarności, dużo jadu.
Nie wiem w sumie skąd to wynika, ale dla mnie to przerażające. Prace, które mają wpływ na funkcjonowanie społeczeństwa (budowlanka, przemysł ciężki i lekki, usługi bardziej polegające na pracy fizycznej) są dewaluowane i warte dla społeczeństwa mniej, niż jakieś upieczenie placka przez różowego, zrobienie paznokci, czy tam inne fryzjerstwo, mimo tego, że bez tych branż świat mógłby jak najbardziej funkcjonować. Nie umniejszam oczywiście tym profesjom, rozumiem, że zapewnienie sobie dobrego wyglądu i wydatki na rozrywkę są jak najbardziej ważne i świadczą o zamożności społeczeństwa, jedynie wkurza mnie, że różowe potrafią solidarnie "trzymać wartość" swoich biznesów, a niebiescy sami sobie psują wartość swojej pracy.
W
Spójrzmy teraz na facetów - jeśli jakiś specjalista niebędący #lekarz #prawnik albo #programista15k wyceni w ten sposób swoją pracę i będzie się do tego głośno przyznawać, usłyszy jedynie, że przecież to tylko prosta robota i każdy kto ma dwie ręce może zrobić sobie to sam za 0zł. Zero gadek, że przecież "praca nie jest za darmo, trzeba wyjść na swoje", "są koszty" itp. Zero solidarności, dużo jadu.
Nie wiem w sumie skąd to wynika, ale dla mnie to przerażające. Prace, które mają wpływ na funkcjonowanie społeczeństwa (budowlanka, przemysł ciężki i lekki, usługi bardziej polegające na pracy fizycznej) są dewaluowane i warte dla społeczeństwa mniej, niż jakieś upieczenie placka przez różowego, zrobienie paznokci, czy tam inne fryzjerstwo, mimo tego, że bez tych branż świat mógłby jak najbardziej funkcjonować. Nie umniejszam oczywiście tym profesjom, rozumiem, że zapewnienie sobie dobrego wyglądu i wydatki na rozrywkę są jak najbardziej ważne i świadczą o zamożności społeczeństwa, jedynie wkurza mnie, że różowe potrafią solidarnie "trzymać wartość" swoich biznesów, a niebiescy sami sobie psują wartość swojej pracy.
W
Według mnie dużym problemem z wywalonymi cenami mieszkań jest zabójczo wysokie opodatkowanie pracy i zysków z normalnej "uczciwej" jak to się mówi xD pracy. Prowadzę zakład spawalniczy razem z ojcem (ale nie odziedziczyłem, rozkręciłem to od 0 i do mnie dołączył), łącznie siedzi nas tam 5 osób (my + 3 osoby). Zysku w lepszym miesiącu wychodzi na nas dwóch 60k pln na łapę. Mieszkam z rodzicami, bo mi tak wygodnie (nie, nie jestem gniazdownikiem XD), mieszkamy sobie na zadupiu, moi rodzice są blisko wieku emerytalnego, ja przed 30-stką. Taki rys fabularny, żeby mieć rozeznanie o co mi chodzi musiał być.
I teraz tak - prowadzę firmę w smrodzie, syfie, płacę 5k miesięcznie składki zus (ze zdrowotną, ojciec drugie tyle za siebie), 4-5k miesięcznie zaliczki na dochodówkę i to już po optymalizacji podatkowej. Teraz chcę się rozwijać (tak, niektórzy chcą się rozwijać xD) i idę na nową lokalizację o powierzchni 700m2. Podatku od nierucha na działalności za taką budę z działką jest 30k CBLN na rok, druga stara spłacona już lokalizacja to 10k podatku od nierucha na rok.
Dobijając
A potem ktoś pyta dlaczego wykopki to takie toksyczne chamy. Ja przeczytałem od deski do deski i szanuję.