#napierala #bestiazewschodu #ksiadznapierala #czlowiekbezzalet #pasta
Zasadniczo wszystkie kraje świata możemy podzielić na trzy grupy.
Pierwsza, najlepsza, stanowi na szczęście zdecydowaną większość. Jako turysta w tych państwach, jeżeli opanowałeś choćby podstawy miejscowego języka i używasz go w kontaktach z miejscowymi, jesteś automatycznie lubiany przez kelnera/sprzedawcę/starszą panią na przystanku. Możesz mówić na poziomie „Cing ciang ciong ryś bez psia i czaj” – cała restauracja cię pokocha i wyjdziesz z zapasem kaczki po pekińsku na trzy dni. Powiesz łamanym niemieckim „Ich grossrosen lederhosen, bitte” – Helmut zrozumie i się ucieszy, że sąsiad uczy się jego języka. Nawet w tym kraju, jak gość z zagranicy powie chociażby „Szejś, jag sje maż”, to od razu jest milej widziany (zakładając, że nie mówi do narodowca).
Druga kategoria to przede wszystkim kraje anglojęzyczne: mieszkańcy zakładają, że ogarniasz podstawy ich języka, więc jakoś specjalnie nie ułatwiają ci życia. Na szczęście rozumieją też, że większości świata do szczęścia wystarczy umiejętność kupienia sobie ryby z frytkami i znalezienia kibla, więc nie zamordują cię, jak pomylisz akcenty w oryginale Makbeta, źle wypowiesz ‘Worcestershire’ albo dasz o jedno would za dużo w czwartym okresie warunkowym. Zakładając, że nie jesteś w Teksasie i odruchowo po tym nie palniesz „Ayyy carramba”.
No i jest, k---a, Francja.
Zasadniczo wszystkie kraje świata możemy podzielić na trzy grupy.
Pierwsza, najlepsza, stanowi na szczęście zdecydowaną większość. Jako turysta w tych państwach, jeżeli opanowałeś choćby podstawy miejscowego języka i używasz go w kontaktach z miejscowymi, jesteś automatycznie lubiany przez kelnera/sprzedawcę/starszą panią na przystanku. Możesz mówić na poziomie „Cing ciang ciong ryś bez psia i czaj” – cała restauracja cię pokocha i wyjdziesz z zapasem kaczki po pekińsku na trzy dni. Powiesz łamanym niemieckim „Ich grossrosen lederhosen, bitte” – Helmut zrozumie i się ucieszy, że sąsiad uczy się jego języka. Nawet w tym kraju, jak gość z zagranicy powie chociażby „Szejś, jag sje maż”, to od razu jest milej widziany (zakładając, że nie mówi do narodowca).
Druga kategoria to przede wszystkim kraje anglojęzyczne: mieszkańcy zakładają, że ogarniasz podstawy ich języka, więc jakoś specjalnie nie ułatwiają ci życia. Na szczęście rozumieją też, że większości świata do szczęścia wystarczy umiejętność kupienia sobie ryby z frytkami i znalezienia kibla, więc nie zamordują cię, jak pomylisz akcenty w oryginale Makbeta, źle wypowiesz ‘Worcestershire’ albo dasz o jedno would za dużo w czwartym okresie warunkowym. Zakładając, że nie jesteś w Teksasie i odruchowo po tym nie palniesz „Ayyy carramba”.
No i jest, k---a, Francja.
Druga połowa mieszkania z------a gazetami typu „Haft Krzyżykowy”, „Świat Haftu”, „Super Igła” xD itp. Co tydzień matka objeżdża wszystkie kioski w okolicy, żeby skompletować najnowsze numery. Byłem na tyle głupi, że nauczyłem ją internetów, myślałem, że pieniądze zaoszczędzimy, ale teraz nie dość, że kupuje gazetki, to jeszcze siedzi na forach dla hafciarek i kręci gównoburze z innymi o najlepsze techniki haftowania czy rodzaje muliny. Potrafi drzeć się na monitor albo w---------ć nożyczki za okno. Kiedyś mnie w------a, to założyłem tam konto i trollowałem ją w jej własnych tematach, pisząc jakieś bzdury, typu „haft krzyżykowy to przeżytek, teraz tylko koralikowy ma sens”. Matka nie nadążała z zaparzaniem melisy na uspokojenie. Aha, ma już na forum rangę MISTRZYNI IGŁY, za 10 tysięcy postów.
Jak jest ciepło, to co weekend z--------a na zloty hafciarskie. Od pięciu lat w każdą niedzielę obiad jemy na stole, który jest cały w serwetkach, bieżnikach i haftowanych obrusach, a matka p------i o zaletach ręcznie robionych dekoracji. Jak dostałem się na studia, to stara przez tydzień nawijała, że to dzięki temu, że otaczam się sztuką, bo to rozwija kreatywność i mózg mi lepiej pracuje.
Co