Sąd zgodził się z obroną, że to w ogóle nie powinno mieć miejsca. Przecież nie zawsze i wszędzie chodzi się z dowodem osobistym. Policjanci mogli ustalić tożsamość tych osób w inny sposób, ustawa daje im dużo możliwości.
Z artykułu wynika, że:
Policjanci zażądali dokumentów, ale mężczyzna stwierdził, że nie ma dowodu i nie podał nazwiska na żądanie policjanta.
Ciekawe jakie to inne możliwości sędzia miał na myśli.
Nie mówię, że nie wolno być bogatym lub mieć znajomych polityków, ale tacy ludzie mieli w latach 90 trochę większe możliwości niż "zwykli ludzie" i raczej prawidłowość była dokładnie odwrotna.