Tak mnie naszło ostatnio na retrospekcje. Wpisujcie miejskie mity (urban legends), jakie panowały w Polsce w latach 90 (głównie w głowach dzieciaków). ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ja zacznę (wspomnienia z mojego dawnego osiedla z wielkiej płyty):
* Jeśli czapka z daszkiem Nike nie ma 6 lub 8 szwów, to jest nieoryginalna.
* Gillian Anderson (agentka Scully znana z roli w "Z archiwum X") zaczynała karierę grając
* Jeśli czapka z daszkiem Nike nie ma 6 lub 8 szwów, to jest nieoryginalna.
* Gillian Anderson (agentka Scully znana z roli w "Z archiwum X") zaczynała karierę grając
Natomiast w cholerę moich znajomych, nawet po studiach na lokalnej uczelni wyjechało do wawy głównie za pracą. Różnica taka, że mają z 1-2k brutto więcej i nic poza tym. Dojazdy do pracy po wawie po 1h, mega drogi wynajem
Z niewyjaśnionych również dla mnie przyczyn widzę, jak sporo ludzi, którzy przeprowadzili się do Wawy, Trójmiasta czy Wrocławia jako argument podaje mniej lub bardziej wprost tzw. "prestiż" czymkolwiek on by miał być. Nie wiem, podbija im chyba, że jak wrócą do swojego Zalesia na święta to można przyszpanować na mieszkanie w wielkim mieście.
Druga sprawa to, głównie wśród młodych w trakcie lub zaraz po studiach, zajawka na knajpy, eventy, masę
Nie wyobrażam sobie obecnie (27lvl) siedzieć w mniejszym mieście