Jakiś czas temu wróciłem do rodzinnego miasta. Ogarnąłem sobie robotę. Jaką? No w sprzedaży B2B. Był czas, że chciałem zająć się czymś innym, ale chyba nie potrafię. To mi najlepiej wychodzi. Zawsze łatwo nawiązywałem kontakty, lubiłem rozmawiać z ludźmi, mierzyć się z ich potrzebami/problemami. A problem? Zawsze to generowało stres. Teraz pracuję w firmie u znajomego na lokalnym rynku w branży, którą znam. Wszystko spoko. Możliwość wyrobienia sobie masy kontaktów, bo sporo działamy lokalnie, jest portfel klientów, nie mam ścisłych targetów, mamy wzajemne zaufanie. No, ale wiem, że do końca życia będę musiał się szarpać, rozpychać, nie będę miał spokojnych 8h na dupie.

Mamy stałych klientów i kampanie na leady, ale sam z siebie robię też cold calle pod new business. Jezu, jak ja tego nienawidzę. Umiem to robić, umawiać się, poznawać i spotykać, ale szczerze tym rzygam. Ciągle włazić komuś w dupę i kogoś przekonywać do siebie.

Mam w życiu plany. Przede wszystkim mam stabilizację, bo nie muszę brać kredytu na mieszkanie. Druga sprawa - mam trochę pomysłów na małe biznesy i dobrego kumpla, który ma czas, kapitał i chęci, żebyśmy coś za rok-dwa razem podziałali, nawet na dodatkowy dochód. Już teraz rozkminiany pomysły, ale on w pełni gotowy będzie za minimum rok (z pewnych względów edukacyjno-zawodowych). Mam możliwośc zdobycia masy kontaktów. Niby wszystko spoko, ale wracam do punktu wyjścia w którym moje życie zawodowe będzie wyglądało jak wchodzenie po krętych schodach. Czyli wszystko co kręci się wokół siana, czasu i ludzi, czyli czynniki zewnętrzne.

Najbardziej
był czas, że chciałem zająć się czymś innym, ale chyba nie potrafię. To mi najlepiej wychodzi. Zawsze łatwo nawiązywałem kontakty, lubiłem rozmawiać z ludźmi, mierzyć się z ich potrzebami/problemami

Umiem to robić, umawiać się, poznawać i spotykać, ale szczerze tym rzygam.


Zaprzeczasz sam sobie. Wg. mnie idź do psychologa, albo po prostu dostosowałeś swoje życie pod pieniądze i nic więcej cię nie interesuje ¯\(ツ)/¯
  • Odpowiedz