Pierwszy dzień w harcerstwie. Tytus, prosto z laboratorium, ledwo oswojony ze światem poza sterylnymi ścianami, stoi pośrodku kręgu innych harcerzy. Jego ciało – dziwne, posklejane jak ze strzępów – przyciąga spojrzenia. Chłopcy obserwują go ukradkiem, każdy podświadomie czując, że coś w nim nie pasuje. Nie jak cudak. Raczej jak coś, co wymknęło się spod kontroli.

Drużynowy stoi naprzeciwko, z papierowym uśmiechem i sztucznym entuzjazmem, wręcza Tytusowi harcerską chustę. Tytus patrzy na nią, dłonią
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Gdy drzwi laboratorium otwierają się po raz pierwszy od tygodni, Tytus czuje na twarzy chłodny powiew świeżego powietrza. Jego ciało, przyzwyczajone do zamkniętych, sterylnych przestrzeni, reaguje instynktownie – każda porcja powietrza wydaje się wnikać głębiej niż kiedykolwiek wcześniej, jakby w płucach pojawiły się nowe komory, gotowe do wchłaniania wszystkiego, co napotkają.

Na zewnątrz czekają na niego, w idealnie wyprasowanych mundurkach, grupa młodych harcerzy, ubranych w soczyście zielone, pachnące świeżą ziemią i sosną stroje.
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Tytus budzi się, gdy drzwi laboratorium otwierają się z cichym sykiem, wpuszczając jasny, ostrzejszy niż kiedykolwiek wcześniej snop światła. Wchodzi Profesor Talent, sylwetka szczupła i wysoka, jego ruchy precyzyjne jak u chirurga – kontrolowane i pozbawione zbędnych emocji. Jego wzrok, zimny i analityczny, prześlizguje się po ciele Tytusa, zatrzymując się na moment na każdej deformacji, każdym zniekształceniu, które pojawiło się przez noc. W oczach Profesora nie ma współczucia; jest tylko zachwyt naukowca,
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Gdy laboratorium pogrąża się w ciszy, Tytus powoli kładzie się na twardej, zimnej powierzchni wyściełanego metalem posłania, które przygotowano dla niego na podłodze. Jego ciało jest ciężkie, pełne dziwnej sztywności, jakby każdy mięsień musiał przejść przez własną walkę, aby go podtrzymać. W powietrzu wisi słodkawy zapach krwi i potu, pozostawiony po jego niedawnym posiłku, od którego aż dusi.

Kiedy zamyka oczy, jego ciało wpada w stan czujnego półsnu. Skóra, napięta i zmęczona, zdaje
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Tytus siedzi przy metalowym stole, wpatrując się w miskę stojącą przed nim. W jego oczach odbija się coś między głodem a obrzydzeniem, jakby instynkt wciąż walczył z czymś głębszym, czymś bardziej świadomym. W misce znajduje się coś przypominającego gęstą, ciemnoczerwoną zupę, pełną włóknistych kawałków mięsa, które unoszą się na powierzchni, tworząc makabryczną mozaikę. Zapach jest intensywny, ciężki, przepełniony słodką wonią krwi.

Tytus
Przełyka ślinę, której smak jest metaliczny i dziwnie znajomy. Czuje, jak
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Tytus siedzi w laboratorium, przygarbiony w kącie pokoju, próbując utrzymać kontrolę nad własnym ciałem. Przypomina sobie dawne dni, gdy był jedynie zwykłą małpą – wspomnienia są jednak blade, jakby należały do kogoś innego. Teraz, za każdym razem, gdy patrzy na siebie, widzi coś obcego, coś, co nigdy nie powinno istnieć.

Drzwi laboratorium otwierają się z sykiem, a do pomieszczenia wkraczają dwaj inni. Wyglądają dziwnie znajomo, ale nie są już jego przyjaciółmi – teraz
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Laboratorium wydaje się dziwnie ciche, jakby powietrze samo w sobie bało się ruszyć. Tytus stoi przy oknie – duża, gruba szyba oddziela go od świata zewnętrznego. To, co widzi, nie jest światem, który kiedykolwiek znał. Widok miasta, spowity w brudnożółtym świetle latarni, wydaje się niemal nienaturalny, obcy, jak coś wyśnionego, ale i zakazanego.

Małpa unosi dłoń do szyby. Palce, zbyt długie, nienaturalnie cienkie, trzęsą się. Skóra na nich, pomarszczona jak stara tkanina, wydaje
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Małpa siedzi nieruchomo, wpatrzona w cienką linię światła przebijającą się przez szklaną klatkę. Dwa cienie za szybą, przygarbione, ostrożnie poruszają się w jej stronę. Jeden z nich szepcze, niby żartobliwie, ale w jego głosie słychać coś, co trudno zidentyfikować – czy to strach, czy fascynacja?

Naukowiec 1:
– Nazwijmy go… Tytus. W końcu czytałem te komiksy, kiedy byłem dzieckiem. Miałem tam podobnego.

Drugi naukowiec patrzy na niego sceptycznie, uśmiechając się krzywo.
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Tytus Romek i Atomek wersja body horror
Laboratorium spowija głucha cisza. Blade światło pulsującej sygnalizacji wydobywa z ciemności kształty porzuconych aparatów, szklanych probówek, migających ekranów. W mroku widać szklaną klatkę, pokrytą cienką warstwą pary. Za szybą coś leży nieruchomo, skulone w kącie.

Obok klatki stoją dwie postacie, ich twarze zniekształcone w odbiciu szyby. Jeden z mężczyzn uderza w szkło metalowym prętem. Głuche, ciężkie echo wibruje w pomieszczeniu, jakby każdy dźwięk miał tu własne życie.

Postać
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Wciąż nie mogę się nadziwić jak Michel Houellebecq już w 1994 wyciągnął samą gęstą esencję blackpilla w swojej książce "Poszerzenie pola walki". No doslownie połowa tej książki to czarne złoto, a pisał ją w czasach kiedy większość przegrywow pływała w jajkach starego. Niby przemiany społeczne zachodziły wcześniej we Francji, ale wciąż ma moje uznanie i zachęcam to odsłuchu słuchowisk, przedstawień teatralnych jeśli na samą powieść nie macie ochoty. Pieprzony mesjasz blackpilla. "Nigdy
zdechlarybadorzeczadolnegoNilu - Wciąż nie mogę się nadziwić jak Michel Houellebecq j...

źródło: 1000002891

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach