Pracuję na pełen etat, zarabiam powyżej średniej krajowej i nie stać mnie na nic.
Kawalerka w warszawie to koszt około 3300 PLN ze wszystkim. Na jedzenie wydaje około 1800 PLN - czasem gotuje sam, czasem na mieście. 150 PLN place za paliwo. około 100 PLN to leki (problemy skórne) i dodatkowe 150 PLN to jakaś chemia, papier toletowy itp. 200 PLN place za rozrywkę tj. pójście w miesiącu na tenisa / squasha / kręgle lub wyjście ze znajomymi na drinka lub szisze. Zostaje mi około 1000 PLN.
Tymczasem znajomi, którzy maja mieszkanie po babci, kupili im ich bogaci rodzice i pracują w Dino przy takim samym trybie życia maja na koniec miesiąca na koncie znacznie więcej niż ja.
Nie
Kawalerka w warszawie to koszt około 3300 PLN ze wszystkim. Na jedzenie wydaje około 1800 PLN - czasem gotuje sam, czasem na mieście. 150 PLN place za paliwo. około 100 PLN to leki (problemy skórne) i dodatkowe 150 PLN to jakaś chemia, papier toletowy itp. 200 PLN place za rozrywkę tj. pójście w miesiącu na tenisa / squasha / kręgle lub wyjście ze znajomymi na drinka lub szisze. Zostaje mi około 1000 PLN.
Tymczasem znajomi, którzy maja mieszkanie po babci, kupili im ich bogaci rodzice i pracują w Dino przy takim samym trybie życia maja na koniec miesiąca na koncie znacznie więcej niż ja.
Nie
Chciałbym podzielić się z Wami kilkoma przykrymi intuicjami i faktami, które chodzą mi po głowie, ale najpierw o tym z jakiej pozycji dokonuję tej oceny.
Dokonuję jej z niezwykle uprzywilejowanej - mam dom bez kredo pod dużym wojewódzkim miastem. Wykończony z zadbanym i przestronnym ogrodem. Nie żebym był jakimś super obrotnym biznesmenem, po prostu... skapuje na mnie jeszcze majętność pradziadka - dużego rolnika/właściciela ziemskiego (jak zwał tak zwał) sprzed II WŚ, który mimo komuny potrafił zadbać o posag swoich dzieci, wnuków i czego już pewnie w moim wypadku nie planował – prawnuków. A ja? Coż, z grubsza potrafiłem tej szansy nie s--------ć i niosę tę sztafetę pokoleń dalej. Nie mam zatem szczególnego interesu w tym, by narzekać na obecną sytuację w wymiarze personalnym. Tym niemniej ponarzekam, może nie swoim imieniu, ale ponarzekam, bo to co się dzieje mnie przeraża. Skutecznie leczy z sensu na jakim powinno zasadzać się organizowanie społeczeństw w państwa.
Przede
-"Dożywotni" kredyt - realnie spłacany przez kilkanaście lat
- "pańszczyzna" i "oligarchizacja" - a tym "oligarchą" jest starszy o kilkanaście lat Areczek, który po kilku latach pucowania kibli w Brighton wziął w 2010 kredyt na mieszkanie i właśnie kończy go
1. Nie, mieszkaniówka nie jest istotnym czynnikiem depopulacyjnym. Gdyby była to gdziekolwiek lub kiedykolwiek poprawa dostępności mieszkań poprawiłaby dzietność choćby o 0,0000000000000001%.
Nigdy i nigdzie to nie nastąpiło, co łatwo sprawdzić.
Dzietność klękła bo <szok i niedowierzanie> ludzie nie chcą mieć dzieci, wiedzą jak uprawiać s--s żeby nie było dzieci i dobrze im z tym. Nawet jeśli dasz takim ludziom pałac z 20 sypialniami i wagon diamentów to oni dalej nie będą chcieli mieć dzieci.
2. Rozwarstwienie społeczne istniało zawsze od czasów australopitekow natomiast to właśnie teraz przestrzenie między klasami społecznymi są najmniejsze i najłatwiejsze do przeskoczenia. Byle tiktokerka nagrywająca filmiki dla ameb, bez pochodzenia z dobrej rodziny, bez wykształcenia może w rok zostać milionerką. Nigdy w historii ludzkości to nie było takie łatwe, ba, praktycznie nigdy to nie