Kumpel lecąc do akcji śmigłowcem SLD zobaczył sympatyczny widoczek, który postanowił sfotografować. Wyciągnął #sony #z1compact i cykał foty. Coś poszło nie tak i telefon wyleciał z rąk i poszybował z wysokości około 5000 metrów na teren zakładów chemicznych. Po dyżurze wsiadł w auto i pojechał w kilkadziesiąt kilometrów do miejsca upadku. Stanął w mundurze SLD przed bramą zakładów i oznajmił osłupiałemu strażnikowi, że przyjechał po telefon, który zgubił lecąc śmigłowcem. Koleś na bramie oszalał :-) ale w końcu wpuścił kumpla na teren.
Kumpel miał inny aparat którym lokalizował swój telefon. Miał również odczytane i spisane dane GPS położenia śmigłowca w momencie upadku. Po kilkudziesięciu minutach poszukiwania, telefon się odnalazł.
Kierowca
- Proszę mi zablokować kartę bankomatową.
Ręce opadają.
#999
- Kto?
- Muchy