W końcu dotarłem do domu.

Cudem wbiegłem do nocnego 609 na Dworcu Głównym ze świeżą pizzą za pięć złotych w ręce, godzina 3:00. Usiadłem na pierwszym wolnym miejscu, ruszyliśmy. Grzecznie konsumuję sobie pizzę, było na niej więcej pieczarek, niż grzybów atomowych nad Nowym Meksykiem w latach pięćdziesiątych. Konsumpcję przerwał mi gość siedzący obok mnie, a dokładniej jego budzik. Dzwonił właściwie bez przerwy, próby obudzenia właściciela były bezskuteczne. W końcu po sto dziewięćdziesiątym czwartym szturchnięciu ocknął się. Chciał wysiąść na Poczcie Głównej. Uświadomiłem go, że trochę zaspał, on życzył mi smacznego i wysiadł na Stradomiu. Dojadłem pizzę śmiejąc się w duchu, jak można tak bardzo zaspać.

Zasnąłem.

Obudził