Uczę matmy, zajęcia dodatkowe, nie w szkole. Trochę grupowych, trochę korków indywidualnych. Tyle słowem wstępu. Mam uczennicę z orzeczeniem o upośledzeniu intelektualnym, aktualnie kończy podstawówkę, wybiera się do zawodówki z klasami integracyjnymi, wszystko spoko w tej kwestii i rozsądnie pomyślane przez rodziców.

Miała mieć przez tok nauczania dodatkowe zajęcia wyrównawcze z nauczycielem, dostosowany program, dostosowany test. Najpierw szkoła ze wszystkich sił starała się ją odwieść od pomysłu pisania testu ósmoklasisty, a teraz na koniec roku dostała z matematyki 2. Co robiła na zajęciach dodatkowych? To samo, co na zwykłych klasowych i tego od niej wymagano w momencie, kiedy wiadomo, że kwestii abstrakcyjnych nie ogarnie, bo zwyczajnie nie ma takich możliwości, chociażby nie wiadomo co robiła. Nie ćwiczono z nią (tzn. ja ćwiczyłam, szkoła nie) rzeczy przydatnych do życia typu ułamki dziesiętne, żeby sobie poradziła na zakupach, nie ćwiczono z nią proporcji, żeby sobie poradziła z przepisami, nie ćwiczono z nią niczego, co by jej ułatwiło codzienne, i tak już na dzień dobry trudniejsze, życie.

Szkoła leci na opinii szkoły z klasą (pamiętacie, były dawno temu takie akcje o integracji z uczniami o innych potrzebach edukacyjnych). Najpierw wyklucza dziewczę z życia społecznego, odwodząc od pisania testu (nie dała się, pisała ostatecznie i miała o czym rozmawiać z koleżankami), a potem, żeby ją jeszcze bardziej zniechęcić daje jej 2 na podstawie nieprzeznaczonego dla niej programu szkolnego. Absurd.

Quo
  • 16
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

dobra robota


@lexico: tak, ale żal dziewczynki, bo wśród pozostałych uczniów nie widziałam nikogo kto przykładałby się aż tak, jak ona (a mam i laureatów olimpiad). Nie miała możliwości intelektualnych, nadrabiała pracowitością, chęciami - teraz siedzi i płacze, bo dostała 2 na koniec. Tak, patrząc na materiał szkolny to to, co umie, to jest na 2. Ale cholera, nie można jej oceniać na równi z uczniami bez problemów. Tak się
  • Odpowiedz
Jutro matura z matematyki i jak zawsze byłam spokojna o jej wyniki (uczę dzieciaki, uprzedzając pytania: nie w szkole), tak dzisiaj siedzę i się zastanawiam co z jedną osobą. Przepychanie z klasy do klasy od szkoły podstawowej poskutkowało tym, że do matury nauczyciel dopuścił osobę, która ma braki z podstawówki i nie powinna była wyjść z pierwszej klasy liceum, a co dopiero doturlać się do klasy maturalnej. Do tego roku nie wiedziałam
  • 31
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@kasiknocheinmal bo lepiej spróbować niż nie, skoro ten ktoś i tak nie planuje studiów to nic się nie stanie jak nie zda, a jak się uda to z własnego doświadczenia wiem że nie ma lepszego uczucia niż zadrwienie z systemu edukacji xD
  • Odpowiedz
@SoplicaTadeusz: Szczęściarzem? Całe życie zmarnowane, od małego traktowany jak genetyczny odpad, codzienne nieustanne flashbacki, to wszystko nazywasz szczęściem? No nie. To jest agonia za życia. Jeśli myślisz, że wygląda to tak, że cieszysz się jak za młodu, bo nie poszedłeś do szkoły i będziesz grać w gierki, to nie. Tak to nie wygląda.
  • Odpowiedz
Nie ma to jak tłuc przez godzinę z uczniem pierwiastki i logarytmy, bo w szkole robią pierwiastki, kiedy ten 5 min. przed końcem orientuje się, że nie, jednak to się nie nazywa pierwiastek, tylko potęga i chciał przećwiczyć zupełnie co innego.
7 rano to nie jest dobra godzina na naukę.
#kasikuczymatematyki
  • 34
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@slec22: nie byłbym taki pewien, nastolatki mają bardzo odjechany chronotyp i myślenie powinny zaczynać ok 11-12, czyli nawet później niż zwykle sowy. O tej 20 mogą łapać rzeczy lepiej niż wcześnie rano
  • Odpowiedz
Z przemyśleń po miesiącu nowego roku szkolnego.

Wszystkie reformy edukacji na początku mają jakieś niedoróbki, program się rozjeżdża i pomiędzy poszczególnymi poziomami edukacji są jakieś luki, do tego się przyzwyczailiśmy.

Ale to, co się dzieje na granicy podstawówka - liceum/technikum to jest jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Uczę dzieciaki matmy, fizyki i chemii, nie w szkole, tylko w pozaszkolnym centrum nauczania, gdzie robimy zajęcia grupowe po lekcjach. Wszelkie niedogodności systemu szkolnego mnie omijają, za to mam w niego bezpośredni wgląd z dziesiątek różnych źródeł.

Do
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Do starszych uczniów jęczących regularnie, że ale czemu ich nie uczę w szkole i dlaczego zajęcia tak krótko trwają, już przywykłam. Dzięki temu np. korepetycje poza pracą szukają mnie, a nie ja ich.
Ale kiedy na zajęcia w grupie przedszkolnej specjalnie przychodzi dziewczynka, która od tygodnia w przedszkolu jest nieobecna z powodu złamanej nogi, a w ręce dzierży obrazek namalowany specjalnie dla mnie i uśmiechnięta wręcza go od razu, bo "to dla
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Ludzie, jak już macie dzieciaki, to nie wlewajcie w nie swoich uprzedzeń. Sytuacja ze szkoły, ośmiolatkowie do rówieśnika, Ukraińca:

- ty złodziejski Ukraińcu!

Bez powodu. Ot, tak, bo Ukrainiec. Serio? Ja wiem, że Bandera, wiem, że UPA, ale kurna, co ma z tym wspólnego ośmiolatek żyjący w Polsce?!?

#cotedzieci #szkola #kasikuczymatematyki #cocirodzice #dzieci
  • 7
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@kasiknocheinmal: muszę cię rozczarować 90% rodziców tak robi. Myślisz że te dziewczyny co pobiły inna to pobiły ją tylko dlatego że same w morde dostraja na osiedlu? Mamuśka powiedziała im wprost, jak ta twoja koleżanka typiara sie ciebie czepia to jej #!$%@?, w ryja jej daj
  • Odpowiedz
Dzisiaj jest Dzień Nauczyciela- odkąd uczę dzieciaki (ot, trochę się minęłam z powołaniem) jakoś to fajnie wypadało i dostawałam z tej okazji słodycze (jeden z plusów tej roboty, uwielbiam słodkie). W tym roku lekko zawiedziona skojarzyłam, że wypada kijowo, w sobotę, więc nici z prezentów ;)
Jakież było moje zdziwienie kiedy w czwartek i piątek na te moje dodatkowe zajęcia dzieciaki i tak przyszły z czekoladkami! To jest taki moment, kiedy dociera
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Z cyklu #kasikuczymatematyki

Zamykam powoli grafik na ten rok szkolny, większość grup już ułożona, korki tak samo. Z reguły mam dzieciaki zainteresowane tematem, czasami (rzadko) te z problemami - głównie na korkach. Ale takiego rozstrzału poziomowo-wiekowego, jaki widziałam dzisiaj, to jeszcze nie miałam okazji oglądać (a miałam już w jednej grupie pięciolatka z ośmiolatką, ośmiolatka była niezła, a pięciolatek po prostu wymiatał).

Z dzieciakami w trzeciej klasie z reguły robię sporo więcej niż w szkole, ponieważ program, którym idę, znacznie wykracza poza program szkolny - jedni łapią szybciej, inni wolniej (z tymi wolniej łapiącymi grupami czasami rozdzielam temat na więcej niż jedne zajęcia, zależnie od potrzeb). Dzisiaj kwalifikację poziomową miało dziewczę w takim właśnie wieku, dziewczę miało problemy ze stwierdzeniem, która liczba jest większa, która mniejsza. Problemy ze zrozumieniem zadań z prostych ciągów. Problemy z kilkoma innymi podstawowymi rzeczami, które powinny być dla niej banalne. Za to pięknie liczyło w głowie dodawanie liczb dwucyfrowych (nie wiedząc, która z nich jest większa!).

Nie
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Koniec roku szkolnego, zostały zajęcia z przedszkolakami, bo uczniowie mają już wakacje. Lekcja powtórkowa, jakieś proste podwajanie (dzieciaki w wieku przedszkolnym, przypominam). Dopadła mnie po zajęciach mamusia jednej z dziewczynek, pytając jak dziewczęciu idzie. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że bardzo fajnie liczy, ma dobry tok myślenia i że rozumie i sobie radzi. Zgodnie z prawdą powiedziałam też, że w wolnej chwili można się pobawić w podwajanie, wyjaśniłam jak, bo tu akurat dziewczę
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@czarna__jagoda: miałam taką jedną dziewczynkę dwa lata temu. Była w zerówce, a ojciec darł na nią mordę, że ją wyrzucą ze szkoły, jak nie będzie liczyć. Dzieciak płakał na samą myśl o wypełnianiu zadań na kartkach (a są naprawdę fajne, większość dzieci je uwielbia), ojciec opierdzielał jeszcze bardziej, nakręcało się coraz bardziej. W tym roku do mnie nie chodziła - i dobrze, bo się przynajmniej nie musiałam hamować, żeby brzydko
  • Odpowiedz
@MisterBorou: ale ja nie mam nic do uczenia rzeczy dodatkowych. Mam wielkie "ALE" do sposobu. Niektórym dzieciakom też pokazuję rzeczy znacznie nadprogramowe, ale kurde, nie przymusem, nie odpytywaniem, bez opierdzielu od rodziców później, tylko z zachwytem, że dzieciak chciał coś takiego robić.
Dzieciaki trzeba zachęcać, a nie stresować, wtedy dopiero robią cuda z tej matmy.
  • Odpowiedz
Dzisiaj poznałam co znaczy #logikarozowychpaskow od małego.

Uczę dzieciaki matematyki - z racji tego, że czas jest wybitnie konkursowy, zbliża się termin świetnego konkursu matematyczno - logicznego, "Kangura", to rozwiązujemy sobie testy z poprzednich lat. Tutaj wkraczam tylko na moment tłumaczenia zadania, chyba że dzieciaki same wiedzą co i jak, to nawet wolę jak sobie sami wytłumaczą. Stąd mój tryb prowadzenia takich zajęć przedkonkursowych - dostają testy i co naście minut omawiamy czy zgadzają im się wyniki, ewentualnie tłumaczymy. Ponieważ uwielbiają pisać po tablicy (a kto nie lubił? do dzisiaj sprawia mi to przyjemność), kiedy pojawia się wątpliwość przy danym zadaniu, proszę jedną osobę, która ma dobrze rozwiązane, o wyjaśnienie reszcie grupy.

Tyle słowem wstępu. Dzisiaj dramat w kilku aktach w wydaniu paru dziewczynek, ale sceną główną był moment, kiedy przeszła seria z każdą osobą pod tablicą. Ostatnia z serii była A. Wyjaśniła co i jak, pytam grupę o następne zadanie. Rozwiązała poprawnie tylko A., połowa w ogóle nie wiedziała jak je ugryźć.

Poprosiłam
  • 27
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Przychodzi taki moment, kiedy dzieciaki po zajęciach zaczynają się zwierzać z życiowych problemów - od rodzinnych dramatów, przez chwalenie się tym, co się im udało, aż do pierwszych niezrozumień uczuciowych.
Dzisiaj wysłuchałam relacji z dyskoteki szkolnej od trzecioklasisty. Bardzo fajny, rozgarnięty i inteligentny chłopaczek, jak się okazało również - gentleman, poprosił każdą z koleżanek do tańca, żadna nie stała cały czas pod ścianą.
Jednak nic to nie dało, jego kolega był przebrany za piłkarza i to do niego wzdychały wszystkie koleżanki.

- Proszę pani! One wszystkie za nim latają! Jedna mu nawet powiedziała, że go kocha!

Młody
  • 17
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Powiedzcie mi, jak to jest. Mam wśród dzieciaków, które uczę, dzieciaki mniej i bardziej rozgarnięte, w wypadku matmy zaczynamy naukę od małego - i ja, i nauczyciele w szkole, więc to jest trochę inna sprawa i sztuka przejścia z uczenia małego dziecka do uczenia większego. Nie wszystkim wychodzi, okej, bywa. Że rodzice sobie z tłumaczeniem im nie radzą - też bywa (chociaż nie zawsze rozumiem jak to możliwe).
Co do chemii, rzecz wygląda o tyle inaczej, że chemia do programu nauczania wchodzi w gimnazjum. Czyli ma się do czynienia z ludźmi młodymi, ale takimi, którzy już podstawy wiedzy mają, potrafią poszukać dodatkowych informacji, jeśli temat ich zainteresuje, nie boją się zapytać, można z nimi normalnie, na poziomie rozmawiać (mówię o osobnikach sensownych, nie hołocie i patologii).
Powtarzam z dwoma osobami chemię do testu gimnazjalnego, jedna ma braki i to kolosalne, nadrabiamy (mam nadzieję, że zdążymy). Druga braków nie ma, jest inteligentna, mądra, zadaje pytania (a w klasie ma naście osób, a nie ponad 30), ale jednak niektóre rzeczy "wie, że są", a nie wie "dlaczego". Usłyszałam dzisiaj kilka razy radosne "ahaaaa!!!" i "aaaaaaaa, to dlatego!!!". Dziewczę jest serio bardzo zdolne i łapie bez problemu - sama się zastanawiałam czy jej jestem potrzebna. Trzeba tylko pokazać.

No i moje pytanie brzmi: dlaczego, do cholery jasnej, nauczyciele nie tłumaczą?
Podają informacje, ale nie tłumaczą, nie wyjaśniają, nie pokazują przykładów, różnych opcji, możliwości. Uczniowie, słysząc "bo tak jest", nie mają motywacji do poszukania samemu (bo i po co, skoro "tak jest" i wg nauczyciela nie ma tego jak wyjaśnić). Żadna reforma edukacji tego nie zmieniła - miałam szczęście, że sama trafiłam na nauczycieli z powołaniem, którzy tłumaczyli, wyjaśniali, odkrywali z nami zawiłości, nie używali "bo tak". Ale co, jeśli ktoś takiego szczęścia nie ma? Dlaczego tacy ludzie w ogóle uczą? Do uczenia nie jest potrzebny śmieszny papierek o zrobieniu kursu pedagogicznego (jeśli się nie jest po uczelni pedagogicznej) czy uczelnia pedagogiczna. Trzeba mieć wiedzę i podejście - dlaczego nie sprawdza się tego drugiego, tylko wymaga się jakichś śmiesznych kursów, które nic nie zmieniają?
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Karkor: wiedza o prawach nie wpływa tutaj na istotę problemu. Informacje, o których mowa, nie są zbędne - jeśli się pokaże, do czego się ich używa, stają się przydatne. Przynajmniej z tego przedmiotu. Chemia jest naprawdę życiowa.
  • Odpowiedz
Dziewczynki w 6 klasie to najgorszy materiał do nauki. Marudzi to, leniwe to, skupić się nie może, bo fejsbuki, internety i koleżanki, kłamie to i nijak nie wkłada wysiłku.

Próbowałam dzisiaj takiemu dziewczęciu pokazać o co chodzi w osiach liczbowych przy liczbach ujemnych. Osie, miarki, termometry, zbiory, przedziały, tłumaczenia o zimie i lecie - nic, nic nie trafia. Przed korkami twierdziła, że wszystko umie. W trakcie, że rozumie. Jakiekolwiek pytanie z mojej strony "nie wiem". I nie, że nie umiem tłumaczyć. Nieskromnie przyznam, że tłumaczę świetnie, bo tak wskazują dotychczasowe doświadczenia. Sposoby, których próbowałam, trafiały nawet do przedszkolaków.
W zeszłym tygodniu po raz n-ty wyjaśniałam rozszerzanie i skracanie ułamków. I wszystko to jak krew w piach. Teraz już nic nie wie.
Dziewczę ma wszystko totalnie gdzieś. Bo koleżanki, bo chłopaki, bo jak wygląda, bo telefon... Ja pierdzielę.

  • 14
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Co jest teraz popularne wśród dzieciaków przedszkolno-wczesnoszkolnych? Muszę uzupełnić zapas naklejek rozdawanych w nagrodę po zajęciach, zaczyna się rok szkolny. Starsze, o dziwo, też zbierają, ale dostają zwierzaki i dinozaury. Młodszym do tej pory też dawałam zwierzątka (trochę inne), ale nie mogę znaleźć sensownych, więc potrzebuję coś awaryjnie.

#kasikuczymatematyki #dzieci może #rozowepaski coś wiedzą #naklejki #niewiemjaktootagowac
  • 9
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

506 042 - 8 = 506 034

Do roboty i w okienku coś zjeść - za późno wyszłam i na piechotę bym nie zdążyła.

W tym tygodniu odbywają się ostatnie zajęcia w grupach u mnie w pracy i z tej okazji dzieciaki (niektóre) przynoszą prezenty (słoooodkie, duuuuużo słodkiego!). Będę gruba i zadowolona :D
Z rzeczy miłych, usłyszałam przy okazji mnóstwo komplementów od dzieciaków - niektóre za plecami ("Babciu, ja tak strasznie tą panią lubię!!!", "To jest najfajniejsza pani w całej w szkole!", "Zrobisz, żeby ta pani uczyła normalnie na lekcjach, a nie tylko dodatkowo?"), a niektóre bezpośrednio ("A może jeszcze w piątek się zobaczymy? Dlaczego nie? Prooooooszęęęę", "A będzie pani w przyszłym roku, będzie?", "Możemy mieć zajęcia w wakacje?"). Baaaardzo miłe.
kasiknocheinmal - 506 042 - 8 = 506 034

Do roboty i w okienku coś zjeść - za późno...

źródło: comment_L362pdBWrd26TULEVSSsfqOE0MtkKo7A.jpg

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Dlaczego rodzice nie edukują seksualnie swoich dzieci? Dzieciak na zajęciach, przy całej grupie, zadał mi legendarne pytanie:
- Skąd się biorą dzieci?
Ponieważ zajęcia są z matmy, a nie biologii czy tam innej przyrody (taaaak, teraz nie ma biologii w podstawówce, jest "przyroda"), to w temat całe szczęście wnikać nie musiałam, tylko powiedziałam, żeby poczytał w książeczkach, a najlepiej zapytał rodziców.
- Pytałem, rodzice nie wiedzą.
No kurde, bez jaj. Zrobiłam świństwo i powiedziałam, że na pewno wiedzą, skoro mają jego, więc będzie ich gnębił (mam nadzieję).
Problemem za to pozostaje fakt, że dzieciak w pierwszej klasie miał totalnie zerową wiedzę na temat. Rodzice czekają aż uświadomi szkoła, a szkoła uświadamia za późno. Ja na zajęciach dodatkowych pozalekcyjnych tego na pewno robić nie będę i dzieciak będzie czekał, dopóki nie dowie się z mniej (co bardziej prawdopodobne) lub bardziej odpowiednich (co mniej prawdopodobne) źródeł.
  • 20
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

dlaczego nie można wygospodarować czasu i finansów na indywidualne rozmowy z dziećmi.


@zio-maj: to już nie mnie o to pytaj. Mam wystarczający problem z brakiem np. porządnego modelu graniastosłupów czy liczydeł, które to pomoce noszę ze sobą, bo szkoła ich nie ma (jak sądzę z braku funduszy na nie).

Nadal uważam, że nie powinno się zmuszać pod groźbą odpowiedzialności karnej do wysyłania dzieci do placówki edukacyjnej która wybiera sobie jedynie niektóre elementy a innych nie bo to zbyt niewygodne.

To jest inna sprawa i ja nie o tym, bo ogólnie coraz bardziej do mnie przemawia nauczania domowe, jak widzę, co się dzieje w
  • Odpowiedz
Kiedy dzieciaki, które się uczy, dostają szóstki od nauczycieli matematyki, a w konkursach rozwiązują wszystkie zadania (dostałam dzisiaj taki miniraport z pola walki od matki jednego z uczniów), człowiek zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinien był olać ciekawych przedmiotów i zostać po prostu od razu nauczycielem. Może przynajmniej poziom w szkołach byłby sensowniejszy.

#kasikuczymatematyki #whocares #oswiadczenie
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@mrgruszka: sorry, że z opóźnieniem, ale mam dość zakręcony czas teraz. Klasy to w sumie od przedszkola do końca podstawówki, bo starsi to po prostu jako indywidualne korki. A wskazówki? Zabawa, gry i traktowanie na poziomie, a nie jak półdebili ;)
  • Odpowiedz
Nie lubię cwaniactwa, a już małych cwaniaków szczególnie.
Na koniec zajęć daję dzieciakom naklejki w nagrodę, jeśli byli grzeczni - jedna za zachowanie, druga za ładną pracę. Brak tej pierwszej dyskwalifikuje z otrzymania drugiej, ale można otrzymać samą pierwszą. Jeden chłopaczek z grupy kilka razy prosił o naklejkę "na zachętę", okej, dostał. Ostatnio kątem oka przyuważyłam, że mały cwaniak odkleił naklejkę bez pozwolenia, po czym inne dzieci również to zauważyły i zaczęły jęczeć. Wspólnie ustaliliśmy, że dostanie ją pod warunkiem, że będzie grzeczny następnym razem.
Nie był.
Dzisiaj wyczaiłam, jak już przyklejał tę naklejkę do plecaka. Opierniczyłam i zabrałam naklejkę (najładniejszego pingwina cwaniak wybrał), przekazując ją komu innemu.

Chyba będzie mnie nienawidził.
  • 9
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@kasiknocheinmal: Jeśli chcesz być nauczycielem, to naucz się wprowadzać zasady i jasno je egzekwować. Wszystkie te "na próbę", "na zachętę", "ostatni raz" itd. to skrajna demoralizacja dzieciaków. Niczego ich to nie uczy poza tym, że "dorośli" są głupi, niekonsekwentni i można ich dymać.
  • Odpowiedz
#kasikuczymatematyki

Zajęcia z dziewczęciem z pierwszej klasy i rok młodszym od niej chłopcem (wtrąconym przez nią kilka miesięcy temu dość brutalnie do #friendzone - do dziś się męczy z tego, co widzę).
Dzieciaki w ramach wstępu do wzorów układały wzorki z figur geometrycznych. Chłopiec napalił się na elipsy, dziewczynka niestety też. Chłopiec po skojarzeniu, że nie ma szans wziąć wszystkich elips stwierdził, że eeeeee, on to jednak tego nie układa i w ogóle inne figury są głupie, więc się odsunie i poczeka. Okej. Dziewczę, korzystając z sytuacji (zaprawione już najwyraźniej bojami szkolnymi) wyszło z założenia, że skoro chłopiec się obraził, to ona te elipsy jego wykorzysta u siebie, co zakomunikowała wyraźnie. Problemu nie było do momentu, w którym się odwrócił i zobaczył jej wzorek. No i zaczęło się. Ryk przez jakieś 10 min. o treści mniej więcej takiej:

- Onaaaaaaaaaaaa zabraaaaaaaałaaaaaaaaaaaaaa mi owaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaal.... Moooooojeeeeeee owaaaaaaaaleeeeeeeee...
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach