Wracałem z przejażdżki, stówa już w nogach, mijam wiejski dyskont. Pomyślałem: zajrzę, kupię zimniutkie złociutkie, zaraz sobie w domu chlapnę, bo wiadomo: po pracy najlepiej orzeźwia i wzmacnia piwo. No ale przecież przy szosie nie mam żadnego zapięcia. Patrzę, a przy drzwiach krąży taki typowy wiejski żulik, co to ma nadzieję, że mu coś skapnie od losu. Myślę sobie: to jest twój dzień brachu, dziś uczciwie zarobisz.
- Chce pan piwo? – podbijam do niego.
Oczy mu się zaświeciły jak postojowe w E46:
- Cchcę…
- To pan przypilnuje mi roweru, wejdę, kupię.
Oczy pieką (ʘ‿ʘ)
źródło: comment_16232396185LdhjTpYOIROap3k5b1pos.jpg
Pobierz