Wpis z mikrobloga

199320,42 - 103 = 199 217,42
Bieg Rzeźnika Ultra
http://app.endomondo.com/workouts/533960445/8875079

Obiecana mini relacja :)

W Bieszczady dojechałem w dniu biegu. Nie polecam siedzenia 9h w aucie bez klimy, mając w perspektywie start o 22:00 i cała nieprzespaną noc. Nocleg niby miałem mieć, ale nie wyszło. Bez wchodzenia w szczegóły okazało się, że wśród ultrasów też są ludzie nie w porządku. Do biura zawodów zawitałem na 3-4h przed startem (start o 22:00 w sobotę), po całym dniu jazdy, bez noclegu na następną noc (koniec zawodów był ustalony na 22:00 w niedzielę). Morale było nadszarpnie a tu jeszcze tuż przed startem przeszła ulewa. Jak to w górach, momentalnie zrobiło się bagno i miny wszystkim zrzedły :)
Okazało się że organizatorzy nie dali obiecanych map z zaznaczoną trasą i jeszcze zmienili ją (kilkanaście kilometrów po granicy z Ukrainą zamieniono na zbieg do Ustrzyk Górnych). Mało tego, na 13 km nie było obiecanego punktu z wodą więc nagle dotarło do nas że czeka nas całonocny bieg na odcinku 50 km bez ani jednego "punktu odżywiania". Niezła wtopa orgów - zwłaszcza najbardziej bolesna dla tych którzy mieli zamiar dopiero tam zatankować bukłaki, a było to dość logiczne bo po co brać picie na pierwszy łatwy odcinek. Ja miałem bukłak z własnym Izo. Po drodze widziałem dwa źródełka, ale wiązało się to z samotnym zbiegiem ze szlaku w dolinkę i do tego miałem jeszcze wtedy Izo więc nie uzupełniłem zapasu. Duuuży błąd. Noc była parna i duszna i na przepak w Wołosatem na 50 kilometrze dobiegłem strasznie odwodniony i zmęczony. Zrobiłem tam to czego ponoć nie wolno, czyli rozsiadłem się na dobrą godzinę. Najadłem się pysznego ryżu z jabłkami, cynamonem i śmietaną, odwiedziłem pobliskie krzaki :), przebrałem się (był już wczesny ranek), założyłem skarpety kompresyjne i czyste buty. Taka taktyka sprawdziła się już na wcześniejszych setkach i tak było tutaj. Ruszyłem jakbym dopiero wystartował. Przez najbliższe 10-15 kilometrów wyprzedziłem wszystkich którzy minęli mnie na przepaku. Miałem moc, do tego zaczęła się najpiękniejsza część Bieszczad - Halicz, Krzemieniec, Bukowe Berdo. Za chwilę przy asfalcie miał być kolejny punkt odżywczy (75 km trasy). Zbiegłem do asfaltu a tu dupa, strzałki prosto w bagno i żadnego punktu. Krążyliśmy po tym błocie z kilkoma jeszcze osobami pytając siebie o co tu chodzi. Kilku z nas zadzwoniło do orgów. Jeden powiedział że nie wie gdzie jest punkt bo nie siedzi przy kompie, a sam najwyższy z najwyższych, ojciec dyrektor biegu :) powiedział że nie ma mapy pod reką i zaraz sprawdzi i oddzwoni :) Oddzwonili i okazało się że jeszcze parę kilometrów bo punkt będzie w schronisku Koliba. Po drodze do schroniska czekały nas "małe" perturbacje z trasą i znikającym szlakiem, na szczęście w sunciaku miałem zgrany "ślad" a w plecaku swoją starą mapę i w miarę to poszło (przy okazji naprowadziłem jeszcze parę osób na trasę). Wielu nie miało tego szczęścia mnie spotkać (haha) i podobno się tam pogubiło przez co m.in. decydowali się skończyć na Kolibie (79 km trasy). Ja też już stamtąd ruszałem z nadszarpniętym morale i coraz większym zmęczeniem (zbliżał się południowy upał). Dalej było ostro w górę na Połoninę Caryńską, potem w dół Berehy i znowu w górę na Połoninę Wetlińską. Po drodze nadal piękne widoki i mniej błota. Wspinaczka była mozolna, ale to był mój dzień zbiegów (mimo że były dużo trudniejsze niż na B7D). Zdały egzamin wszystkie ćwiczenia które robiłem od zimy. Żadnych problemów z pasmem biodrowo-piszczelowym (ITBS). Na zbiegach minąłem jeszcze wiele osób. Potem długie mozolne okrążenie Smereka bardzo mało uczęszczanym, niemal dzikim czarnym szlakiem (również błotnistym) i dobiegłem na punkt 100 km (faktycznie 103 km). Była godzina 15:00, zameldowałem sie tam jako około 20 biegacz. Plan minimum wykonałem. Czułem że jeszcze do następnego punktu bym dociagnął, ale nie planowałem biec do nocy - brak noclegu, mocno opuchniete stopy, mniej ciekawa część trasy przede mną, swiadomość że plan wykonany i że niewiele osób dotarło do setki plus jakiś taki wewnętrzny instynkt żeby nie kusić losu, zadecydowały że od razu zdjąłem chipa i zakończyłem na setce. Przekroczenie setki gwarantowało też dodatkową nagrodę w postaci kurtki biegowej :) Według regulaminu mam zaliczone te zawody na dystansie 100 km, czyli i tak dłuższym niż normalny Bieg Rzeźnika z odcinkiem Hard Core. Jestem zadowolony, choć teraz słyszę głosy że nawet orgowie mówią o ukończeniu biegu tylko przez 16 zawodników. Po co w takim razie pisali w regulaminie że bieg można zaliczyć na jednym z 7 dystansów od 50 do 135 km? Mam nieco żalu do orgów o to, że nie potraktowali tego biegu tak samo jak ich główny "produkt" jakim jest Bieg Rzeźnika "parami". Wyglądało to tak jakbyśmy byli testerami i robili rozpoznanie w boju pod przyszłe edycje. Jednak nie zepsuło mi to radości z ukończenia kolejnej setki, która w moim dorobku w tej chwili jest najtrudniejsza.


#biegrzeznika #sztafeta #biegajzwykopem #bieganie
  • 24
@mizaj: trasa chyba nie jest trudna profil. Jedynie co mnie dziwi/martwi to czas ostatniego zawodnika 6:35 :D przy 50km to wydaje mi się, że to dość szybko - jak na ostatnią osobę (limit 8h). Albo trasa jest względnie łatwa albo zawodnicy tacy dobrzy.
Dzięki wszystkim.
@hqvkamil: nie, miałem czas na znalezienie noclegu więc oczywiście zostałem. Ale jakbym chciał dobiec do 135 km (a w rzeczywistości wyszło 140 km) to w Cisnej byłbym gdzieś w godz. 21:00-22:00 i byłoby pozamiatane
@mizaj: dzięki za link ale czytałem już :).
W 100% zgadzam się z twoim zdaniem na temat Bienieckiego. #!$%@?ąc od tego co powiedział Bieniecki, wystarczył by zapis w regulaminie, że każdy uczestnik ma mieć przy sobie co najmniej litr napoju na starcie. IMHO poszli na żywioł, wyszedł chaos, a teraz próbują się kiepsko tłumaczyć, zamiast przerosić i posypać głowę popiołem.

to był mój dzień zbiegów

Jeśli będziesz miał chwile czasu, napisz