Miałem podzielić się kilkoma historiami, przemyśleniami i obserwacjami z zakładu karnego, ale stwierdziłem, że wielu osób może to nie interesować. Jednak trochę głupio być tak gołosłownym i podzielę się kolejną historia na temat "ciekawego" przypadku.

Jak przeczytacie artykuły o gościu, którego to dotyczy, wyjdzie, że to co mi o sobie mówił, nie pokrywa się z prawdą, ale do końca będę przedstawiał tak jak mi to przedstawiał.

Byłem w transporcie do innego zakładu karnego, a odbywa się to tak, że nie jedziemy z punktu A do punktu B bezpośrednio, tylko jesteśmy dłuższy czas w podróży. Zatrzymujemy się w różnych zakładach karnych, na różny czas. Trafiłem do jednego z zakładów, w którym spędziłem ponad tydzień oczekując na dalszy etap transportu.
Przyjmuje mnie wychowawczyni, krótkie rozeznanie na mój temat. Pani informuje, że trafię do celi 9-osobowej(jedynej w całym zakładzie karnym, typowej transportowej) i rzuca coś w tyłu, że "cela jest duża i są tam różne osoby, więc proszę nie stosować przemocy, nie walczyć ze współosadzonymi" i takie tam. Od razu jej mówię, że nie wejdę do jakiejś trefnej celi i nie będę siedział z jakimiś łbami. Moje wyobrażenie to było takie, że trafię do celi z samymi sebixami z rozwalonymi głowami po ćpaniu alfy-pvp, ketonów, czy czego tam jeszcze. Od razu oświadczam, że nie będę siedział z debilami, a jak ktoś mnie wkurzy to zrobię co mam zrobić.
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach