Jak (nie) Pomogłem Płciom pięknem.
Pewnego piątkowego wieczoru po ciężkim tygodniu w pracy, mając w planie siedzieć w domu i popijając piwerko przeglądać coraz mniej ciekawe stronice wypoka. Zorientowałem się boleśnie, że tylko jeden browar się ostał, nie tracąc ani chwili co by mi sklepu pod blokiem nie zamknęli, ruszyłem po zapasy złocistego trunku. Wracając ze sklepu, zauważyłem zamieszanie pod swoją klatką, okazało się, że przybędzie lokatorów, bo dwie studentki właśnie się wprowadzały i były obecnie w trakcie targania kanapy po schodach, zatrzymało je zwężenie przy drugich węższych drzwiach zaraz przy skrzynkach na listy. Cudny to był widok dla oczu PIWniczaka, dwie młode urocze dziewczęta w sytuacji zupełnie dla siebie obcej, trudnej, stresującej i niebezpiecznej.
Dłuższą chwilę tak postałem, dając zachłannym oczyskom napaść się tym obrazem pięknej tragedii i rozpaczy, ale zaczęły już nerwowo na mnie zerkać, więc uprzedziłem słowny furiacki atak na moją osobę i zaatakowałem pierwszy, z przyklejonym już do mordy uśmiechem zagaiłem: – Cześć dziewczyny, może pomóc?
Był sobotni duszny wieczór, Julia kończyła się szykować na dyskotekę w centrum, na którą wybierała się z koleżanką, już czuła tę lekką ekscytację i mrowienie w podbrzuszu. Może to właśnie dziś odnajdzie miłość życia a jeżeli nie to przynajmniej trafi się jakiś latynoski kochanek i koleżanki wreszcie się odczepią. Julia była wśród swoich koleżanek ostatnią, która nie pochwaliła się jeszcze intymnym obcowaniem z obcokrajowcem, do tej pory dopuszczała do swoich wdzięków jedynie Polaków, a to wśród nowych koleżanek w stolicy było bardziej niż passe. Czytała już o tym na kobiecych forach, a ostatnio widziała nawet kilka artykułów na największych portalach internetowych w tym temacie. Chcąc nie chcąc myślała o tym coraz częściej, a nawet zaczęła już marzyć o egzotycznym Kochanku, w jej myślach był to Latynos, Hiszpan, Włoch albo chociaż jakiś meksykanin czy Indianin, kiedy była dziewczynką, lubiła westerny i Indianie bardzo jej się podobali.
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk telefonu, który piskliwie zasygnalizował wiadomość od koleżanki:
"Cipciunia gotowa?"