Dopiero z każdym minionym rokiem, docierało do mnie, że wszystko co było z prababcią związane minęło i już nie wróci. Kiedyś pojechałam do Jeleniej Góry, poszłam do kamienicy gdzie mieszkała wraz z pradziadkiem, stałam pod drzwiami i płakałam, jak bóbr.
Ciekawe, czy bobry są takie płaczliwe ;-)
W każdym razie, doszło do mnie, że już nigdy zmarznięta nie wejdę do jej ciepłego mieszkania i nie zostanę od razu poczęstowana pysznym rosołem, gotowanym na dziadkowych warzywach z działki, że nie zjem całego talerza tych pysznych pierogów. Jadłam w swoim życiu różne dobre pierogi, ale żadne nie mogły konkurować z TYMI. Babcia Adela kupowała ser od tzw baby, ser i śmietanę. Ciasto było cienkie, ale nigdy się nie rozpadło a farsz pełen dobrego sera i jakiegoś magicznego dodatku, który nadawał tego niepowtarzalnego smaku.
Ggdyby Adela otworzyła pierogarnię, jestem pewna że zbiła by fortunę.
Tęsknię też za babami, we Wrocławiu, też miałyśmy swoją. Teraz pewnie opłaty są tak wysokie i jeszcze jakieś chore normy, że żadnym babom się nie opłaca.
Nie wiem nawet jakie są alternatywy. Na ten moment teściowa po udarze, częściowo nie pełnosprawna, z krwiakiem w mózgu który w każdej chwili może wylać. Nie chce nawet slyszeć o DPS i złozyć pisma. Tykająca b---a