Wpis z mikrobloga

#norwegia
#wypadki
#szpital

Tutaj druga część wczorajszego wpisu

W karetce dyskusja czy do samolotu wejdę sam, czy będą musieli mnie wnosić. Sugerowałem, że dam radę wejść bez problemu - przecież ogarniałem jakoś cały dzień - ratownik, który mnie mial ogarniać w samolocie stanowczo zaprotestował. Tak doświadczyłem na własnej skórze jak wsadza się kogoś na noszach przez boczne drzwi do całkiem małego samolotu - najpierw przekładają z noszy/łóżka karetkowego na te samolotowe. Później typ pompuje hydraulike, zeby wyrównać łóżko z poziomem samolotu. Na koniec sprawdzają pasy, zwalniają hamulce i rozpoczynam przejazd malym rollercoasterem.
W samolocie jedna strona jest dla pacjenta, druga dla ratowników (ze mną leciał jeden i chyba dwóch pilotów, miejsca sa 3 + pacjent na noszach + dwoch pilotow).
Popodlaczano mnie do aparatur, gość potrzebowal chwilę żeby zjarzyc jak podlaczyc to urzadzonko do monitorowania ciśnienia na bieżąco - nawet trochę się zirytowałem bo wenflon do tego bolał najbardziej.
Po krótkiej rozkmince ogarnal o co chodzi i startujemy. Z racji, że Norwegia to kraj iphonow ciągle nie ogarnąłem ładowarki do telefonu (samsung here). Powoli kończy się bateria w telefonie, a moja narzeczona odchodzi od zmysłów w domu - wychodząc mówiłem narzeczonej, że jade tylko na badania i pewnie wrócę za parę godzin. Z uwagi na bol w stopie nie wziąłem nawet butów tylko pojechałem w kapciach.
Podróż zleciała bardzo szybko, nocny lot ze wschodem słońca robił mega wrażenie, mimo, ze latalem juz wiele razy.
Ladujemy w Gardemoen, tam traktorem rolniczym wpychaja samolot do hangaru i zaczyna się transfer do karetki (pytam w międzyczasie czy mogę zrobić zdjęcie, bo nigdy tak blisko samolotów-karetek nie byłem).
Do szpitala ponownie zabiera mnie zespół facet kierowca/ratownik, babka ratownik/opiekun podczas transportu. Podróż zajmuje jakieś 40-50min, ale szczerze zaczynam juz srednio ogarniac. Brzuch boli na maksa do tego jest jakas 0400 nad ranem po calym dniu przygód.

Do szpitala z karetki transferuja mnie na plan "chirurgow" - armia ludzi, na maksa zamieszanie, wszyscy ze soba rozmawiaja, na zmiane do mnie ktos podchodzi, przedstawia się, mówi co się stało i jaki jest plan dalej.
W pomieszczeniu jest 5 albo 6 łóżek, przy każdym pełno tych monitorkow, bardzo ciepło (zapytałem nawet czy to ze mną coś nie tak, czy na prawdę tam tak nie oszczędzają- było 29 stopni).
Mam potwierdzone pęknięcie śledziony, w pierwszym szpitalu dopatrzyli się "małego pęknięcia na 2mm". Po przesłaniu dokumentacji dalej, zrobiło się z tego 12.
Plan na najbliższe kilka godzin, to podawanie leków oraz odczynnika do krzepniecia krwi, którego brakuje mi w związku z hemofilia, oraz obserwacja czy ta sledziona się tam zakleja i krwotok ustaje.
Podają mi medykamenty i wysyłają na oiom, czuwają przy mnie dwie pielęgniarki, co jakiś czas pobierają mi krew i taksówką wysyłają do tego drugiego szpitala który specjalizuje się w chorobach układu krwionośnego (ten w którym ja wylądowałem ogarnia urazy). Często ktoś przychodzi, wypytuje co i jak. Nad ranem pojawia się taki doktor Derek Shephard (ciagle wydaje mi sie ze to chirurdzy) - miałem wrażenie, że typ szefuje przy moim przypadku, to on wydawał dyspozycje ile czego mam dostać i co ze mną będą robić.
Sledziona zasklepia się i krwotok zwalnia, do tej pory dostałem dwie jednostki "plazmy" - jedna w pierwszym szpitalu i jedna w samolocie, do tego dali mi "na drogę" dwa worki awaryjnie w pudełku ze styropianu (wygląda to jak mocz w worku, ale podobno działa jak krew).
Natomiast za długo to zasklepianie trwa i trzeba operować, będą wsadzać rurkę/sondę przez pachwine i "korkować" miejsca gdzie krwawie wewnętrznie.
Bardzo średnio ogarniam wyrażenia medyczne po norwesku, lepiej poruszam sie w terminologii technicznej, nigdy nie miałem potrzeby, także tutaj dopytałem czy to coś w rodzaju spawania, na co wszyscy wokół parskneli śmiechem.
Mam się o nic nie martwić, oni wszystko ogarna, dostaje informacje o potencjalnym ryzyku usunięcia śledziony, ale wszyscy zapewniaja, że to najczarniejszy scenariusz.
Zabieg/operacja przewidziana na około 12.
Cdn...
andrzej89 - #norwegia
#wypadki
#szpital

Tutaj druga część wczorajszego wpisu

W kare...

źródło: 1000017672

Pobierz
  • 25
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@andrzej89: O k---a mac. Potwierdza się to co miałem w swoim pierwszym wypadku. Choćbyś się czuł jak młody bóg, wzywaj służby. Tbh spodziewałem się wyższej jakości obsługi w tej Norwegii. Powodzenia i wołaj na bieżąco!
  • Odpowiedz
  • 8
@sierramikebravo: wg mnie na prawdę nie jest źle, w oczach ludzi ze szpitala tutaj, skopał typ na pogotowiu który odesłał mnie do domu z bólem brzucha ¯\(ツ)/¯.
Tez nie pomogło to, że sam nie wspomniałem o hemofilii za pierwszym razem.
Duża lekcja dla mnie, cieszę się maksymalnie, że skończyło się tak jak jest, bo mogło być duuuuzo gorzej.
  • Odpowiedz
  • 50
@andrzej89: czytam ten twój opis to aż mi słabo. W-------ś się na moto, olałeś sprawę i poszedłeś do roboty. Siedzisz z bólem w robocie i dopiero x godzin po wypadku przypomina ci się, że masz hemofilię. Ty tam samobója chciałeś strzelić? xD
  • Odpowiedz
  • 0
@Ogau: dokładnie tak, nic mnie praktycznie nie bolało pp dzwonie, dojechałem nim jeszcze do domu jakieś 5km i wstawiłem na przyczepkę.
Ciągle się łudziłem że to nic poważnego, najważniejsze, że wnioski wyciągnięte.
  • Odpowiedz
@andrzej89: nie stresuj się Mirku. 2mm to mało, naaaweet w tym najgorszym scenariuszu tj usunięciu śledziony będzie spoko - wątroba bardzo szybko czai jej brak i przejmuje obowiązki.
  • Odpowiedz