Wpis z mikrobloga

Od lat czekam na "ten" dzień ale on nigdy nie następuje. Wciąż powielam te same szkodliwe schematy, nie mogę się z tej klatki uwolnić. Czuję jak od 18 roku życia do dzisiejszego 24 coś wyżera mnie od środka kawałek po kawałku a jedyne postępy jakie udało mi się osiągnąć, to uniknąć kompletnego dna. Codziennie myślę że zaraz nastąpi ten przełomowy w dzień w którym zacznę wszystko zmieniać, ale jestem przytłoczony brakiem opcji.

W tym roku po raz pierwszy w życiu jako 24 latek, przystąpiłem w końcu do matury. Matmę uwaliłem, ani jednego otwartego i większość wystrzelana w zamkniętych i liczę że polski i angielski chociaż poszły. Staram się przygotować do poprawki z matmy, ale po prostu mam zamknięty umysł. Jedyny smak jaki znam to porażka, naprawdę nigdy mi się nic nie udało, rozbijam się o betonowy mur nazywany matematyką.

Wymarzyłem sobie, że będę zaocznie studiował pewien mało opłacalny kierunek, aby poświęcić mu się po 30, akurat jak skończę studia. Wtedy, na 30 rok życia skończyłby się etap januszeksu, i powiedzmy bardziej wyboistej drogi życiowej. A miałem w głowie taki zawód, że gdybym był sprawny intelektualnie jako starzec, robiłbym go do śmierci, nie martwiąc się w ogóle o emeryturę.

Przez lata dręczył mnie pewien konkretny stan, który mimo że kilka lat temu miałem wypisany na papierach z psychiatryka, dziś dopiero sprawdziłem co oznacza - missing out, czyli lęk przez przemijaniem, omijaniem czegoś. Nawet nie wiem kiedy zleciały te lata, lata gdy mogłem zrobić prawo jazdy, uporać się z tą pieprzoną maturą, zacząć już coś robić, odkładać coś. Lata zmarnowane na testowanie leków na depresje, rozmyślanie o nastoletniej miłości, samotność, szukanie i próba zbudowania czegoś normalnego i dobrego. A działo się to jeszcze przed moimi najgorszymi, stosunkowo świeżymi przeżyciami, które sprawiły że głodzony przez lata klęknąłem. I do teraz nie umiem wstać.

Tak naprawdę to rocznikowo mam 25 lat, urodziny pod koniec listopada, ale już nie chcę się postarzać, bo ta liczba mnie dołuje.

Mimo, że jestem za głupi by nauczyć się na zdanie podstawowej matury z matematyki, te jedną kalkulację potrafię obliczyć perfekcyjnie - nie opłaca mi się żyć dalej, i nie jest to dramaturgiczne, emocjonalne wyzwanie, ale proste dodanie dwa do dwóch. Mam 25 lat, w Polsce nie ma perspektyw na odłożenie większej gotówki by choćby starać się o wkład do kredytu, jeśli bym wyjechał orać 5 lat truskawki u Hansa von Curry Wurst zagranicą, to nie zrobię tych studiów zaocznie, więc coś za coś. Do tego i tak kredyt musiałby mi ktoś pewnie podżyrować, a ja już nie mam praktycznie żadnej rodziny. No i ile ja w Polsce bym odłożył przez te 5,5 roku do 30, biorąc pod uwagę że muszę sam się utrzymać i nakarmić? Wielki dick into ass z każdej strony jak się nie obejrzę.

Genetycznie też nie mam nic, co by miało dać mi jakieś osiągnięcia w relacjach damsko-męskich. 170 wzrostu, zniszczona cera. Idę ulicą i widząc nastoletnie dziewczyny wyższe ode mnie mam tylko kolejną ochotę się odpalić. Z jednej strony kompleks, z drugiej już wręcz poczucia bycia niepełnym, nieudanym, to coś więcej niż po prostu kompleksy - to takie myśli, w których jesteś podczłowiekiem, pomyłką genetyczną, wypadkiem przy pracy (w sumie dosłownie, ale dzieci z wpadek zwykle są ładne i wysokie, będąc efektem dzikiej huci atrakcyjnych rodziców).

Czy kiedykolwiek wsadziłem sobie kij w szprychy? Oczywiście. Ależ naturalnie, że tak. Moimi rękoma którymi teraz to piszę. Tylko ja nie czuję, że steruje tymi rękoma. Ktoś mi je zabrał jakieś 6 lat temu. Ponoć wystarczy jeden zły dzień by pęknąć i wyszło z nas wszystko co najgorsze, a co kiedy mówimy o sytuacji, gdy tych dni było kilka tysięcy?

Mam już dość, dość nieudanych prób naprawy życia, dość latania po psychiatrach, dość oszukiwania się, dość cope, dość strachu i smutku, dość wszystkiego, i dość pisania tych wysrywów na wykopie. Nie chce zapadać się pod ziemię, chce po prostu zniknąć. Falować jako niewidzialna energia, może nawet pomagać komuś jako dobry duch.

#depresja #samotnosc ##!$%@? #przegryw #feels
Freak_001 - Od lat czekam na "ten" dzień ale on nigdy nie następuje. Wciąż powielam t...

źródło: comment_1624144171L1qax9C2X3LuiIRUHsNZqy.jpg

Pobierz
  • 17
@Freak_001: czytajac to co napisales nie moge uwierzyc, ze mozesz miec problemy z matematyka, wydaje mi sie, ze jestes szalenie inteligentny. Ale roznie moze byc- jesli z jakiegos powodu nie opanowales podstaw wszystko kolejne sprawia ogromna trudnosc. Jesli chcesz to podeslij na pw z jakimi zagadnieniami masz problem, chyba raczej nie mam na tyle czasu, by dawac Ci korki na odleglosc, ale moge poszukac materialow z przystepnym wyjasnieniem.

Jak ktos wyzej
@Freak_001: Mordo to brzmi jak durny plan, jak #!$%@?łeś matmę to i na studiach będzie ciężko. Trudno, nie każdy jest do tego stworzony. Ogarnij lepiej jakiś fach, nie wiem spawacza czy coś. Zobacz co się opłaca, i będziesz mógł się śmiać w ryj 90% magistrów...
@Freak_001: odnośnie tej niezdanej matmy to niekoniecznie musisz być debilem. ja nie zdałem. miałem problemy z nauczycielami, problemy ze sobą, nerwice srerwice i jak przyszło do pisania kilka zadań zrobiłem po czym dostałem jakiegoś #!$%@? zacząłem rysować i położyłem się na ławce spać do końca egzaminu xDD nie poprawiałem. nie chciałem mieć do czynienia więcej ze szkołą. ale z powodu własnych kompleksów (jak to tak matmy nie zdać xD) nauczyłem się
@Freak_001: Jeśli Ci to pomoże, to możesz mi wysłać parę zadań z matury z jakimi masz problem, a ja postaram się rozwiązać je obszerniej, wszystko po kolei, z wyjaśnieniami itd. ()
@furcio: widzisz, nie wszystko jest takie proste w zyciu. Ja w podstawowce i gimnazjum duzo wagarowalem i jakos tak wyszlo, ze akurat w dni, kiedy mialem fizyke. Nie ogarnalem dobrze podstaw i cale zycie do studiow nauka fizyki (a pozniej mechaniki, termodynamiki itp) byla dla mnie katorga. Gdzie z matematyki zawsze bylem dobry, jezdzilem na konkursy itp, wiec teoretycznie z fizyka nie powinienem miec problemow. Jesli ktos czegos nie ogarnia to