Koniec wyprawy rowerowej 2015.
Tarnów - Jelenia Góra - Legnica
8 dni. 9 osób.
Przejechaliśmy 638 km.
W sumie wjechaliśmy na wysokość 4210m.
Zajęło nam to 37 godzin i 6 minut.
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

51 374 - 69 = 51 305

Dzień ósmy czyli ostatni wyprawy.
Jelenia Góra -> Wleń -> Złotoryja -> Legnica

69 km w trzy etapy.
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

53 437 - 53 = 53 384

Dzień siódmy.
Krótko, bo 53.
Ale za to malowniczo. Dojechaliśmy do celu - Jelenia Góra.
Wiatr zabierał jedną trzecią kręcenia. Na wprost, z boku, na zmianę.
  • 8
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

  • 1
@maxPL: Coś się skrobnie, ale to dopiero przy desktopie. :-)
Tak, pociągiem. Co roku tak robimy, żeby nie zataczać koła. Nie wiem czemu, ale nie lubię wracać rowerem do miejsca, z którego wyjechałem..:-)
  • Odpowiedz
54 872 - 68 = 54 804

Szósty dzień.
Nie trzeba mówić, że Góry Stołowe i Góry Sowie mają swój niepowtarzalny klimat. Jeśli ktoś jeszcze nie był, a ma czas powłóczyć się po tych rejonach, posłuchać ich historii...zachęcamy.

68 km
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

57 516 - 42 = 57 474

Mało. Dzień piąty. Mało kilometrów.
Pogoda wredna. Wiało jak na Morzu Północnym. Zjazdy od Złotego Stoku w stronę Kłodzka to walka z kierownicą i podmuchami. Na szczęście nie było ogromnego ruchu.
Złoty Stok czyli kopalnia. Ekipa trochę połaziła pod ziemią. Wyszło na dobre, bo najgorszy deszcz wtedy przeszedł.
Dziś nie spotkaliśmy ŻADNEGO rowerzysty na trasie. Czy to znak, że trzeba było sobie dać spokój z jeżdżeniem? Nieee....jutro walim na Walim, a docelowo Wałbrzych. Niespecjalnie długa droga, ale jak sprawdzą się prognozy....będzie ciężko.
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

60 189 - 114 = 60 075

Dzień 4. W pierwszy był upał, w drugim upał i górki, w trzecim upał, górki i wiatr, a dziś upał górki wiatr i kapcie. Awaryjny dzień. Dwa kapcie. Złamana przerzutka. Korba stuka jak werbel. Taki los.
Ładne okolice. Prudnik, Nysa, Paczków, Ząbkowice. Skróty "dla rowerów" dały nam w kość, więc wyjechaliśmy na główną. Mmmm....ten zjazd do Nysy od Prudnika...super. Dziękujemy wszystkim mobilkom, zwłaszcza dużym, za cierpliwość.
Dziewczyny się zawzięły i kręcą nieźle.
Teraz przed nami etapy krótkie, bo raczej krajoznawcze. Góry Stołowe. Może Sowie.
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

66 203 - 76 = 66 127

Dzień trzeci wyprawy. Dziś mało km, ale zaczęły się górki solidne. W sumie nie jakoś specjalnie ostre, oprócz jednej, ale długie. Byłoby ok, ale Różowa część ekipy...jakby to ująć...opadła z sił. Wczorajszy upał zrobił jednak swoje. Na dodatek ktoś włączył wentylator i solidnie wiało, chwilami naprawdę fest. Na szczęście obyło się bez deszczu. Zobaczymy jutro.

Ładne okolice. Spokojne. Całe morza zbóż. Po drodze Rydułtowy - fajny ten ryneczek, czy coś, Racibórz, ale tylko przelotem. Spanie w Głubczycach. Po drodze mały skok w bok do Krowiarek. Miał być pałac, jest kupa. Zadrutowane bramy, chyba ruina. Odpoczynek nad stawkiem był zamiast pałacu. :-)

Jutro...
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

69 056 - 123 = 68 933

Drugi dzień naszej wyprawy. Kraków-Świerklany.
Dziś słońce dopaliło naprawdę mocno. Sporo drobnych górek. Tempo rwane...więc średnia 18,7.
Ale nikt nie spękał, cała ekipa uśmiechnięta. Różowa część ekipy się rozbujała.
Przeszkadzały dziadoskie drogi, zaskoczyła duża ilość rowerzystów.
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach