Szukam swojego pierwszego "poważniejszego" roweru. W tym sezonie pojeździłem kilka razy na singletrackach (wszystkie z poziomu trudności "łatwy/początkujący") i temat bardzo mi się spodobał. Chciałbym to w przyszłym sezonie rozwijać (jakieś hopki, trudniejsze single itp.). Realia są jednak takie, że częściej jeżdżę w okolicach Wrocławia - szutry, zwykle ścieżki rowerowe, trochę lasy. Bikeparki/single będą realizowane raczej raz na kilka weekendów, nie co tydzień. Aktualnie mam zwykłego hardtaila (ghost kato), a chciałbym się
  • 9
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

  • 0
@Nalepa jak nie potrzebujesz szybko po mieście jeździć, dozbieraj do nowego, albo poszukaj używanego elektryka enduro.
Tym sym nakładem czasu i energii dostajesz drugie tyle zabawy na singlach.
  • Odpowiedz
515 660 + 73 + 86 + 18 + 35 + 85 + 107 = 516 064

Dziś bez obrazka, moje ulubione gpx.studio przeszło do rogalowej wersji 2.0 i chyba czas poszukać czegoś nowego :(
Dłuższe trasy to w sumie takie tradycyjne to-tu-to-tam, które w zasadzie niczego szczególnego nie wniosły do mojego siodełkowego rzyciorysu poza małym spostrzeżeniem: pocovidowy boom na rowery już chyba minął, sądząc po cenach rowerów i leśno-polnych przecinkach. Te pierwsze coraz częściej obserwuję na pepperze w przyzwoitej bliskości najniższej krajowej (mówię oczywiście o rowerze do jeżdżenia, nie do chwalenia się na tagu), te drugie kolejny raz dały mi pokrzywami po kulasach i krwożerczymi owadami po wszystkim nieosłoniętym. W świecie latającego paskudztwa też zaszła wyraźna zmiana, bo końskie muchy zostały zastąpione przez strzyżaki sarnie, takie pancerne cholerstwo, co się go zwykłym plaskaczem ubić nie da. To ja już wolę nudny asfalt.
Specjalną sznytę na mojej ramie zostawią jednak dwie najkrótsze trasy. Osiemnastka to dotychczasowy najdłuższy pełnorodzinny wypad. Młodszy z bombli, który, choć wykazuje się większym zapałem do jeżdżenia, to mniejszym do bicia rekordów. Żółwim tempem, ale dojechał, i to bez większych utyskiwań. 35 zaś to nowy rekord starszego, pobity w pięknym stylu! Młody jest zapalonym piłkarzem, całe dnie spędza na boisku, więc o kondycję byłem spokojny; bardziej niepokoił mnie fakt, czy nieobyte z siodłem dupsko wytrzyma i czy zdążymy wrócić przed rozpoczęciem pracy :) Skubaniec trzymał jednak świetne tempo (na obwodnicy jechaliśmy 24 kmph) i do domu dotarliśmy dosłownie 5 min przed szychtą. To było zdecydowanie udane zamknięcie wakacji, miód na ojcowski łańcuch! Czy jakoś tak :)

#
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@DwaNiedzwiedzie: Największą wadą gpx.studio był brak widoku satelitarnego. Poza tym ideał. Lekki, szybki i prosty interfejs. Pełna funkcjonalność bez konieczności logowania. To było pewne, że prędzej czy później ktoś dołoży swoje trzy grosze i spieprzy temat, a ta nowa wersja nawet mi się nie wczytuje. Ja póki co przerzuciłem się na brouter.
  • Odpowiedz
@kubson93: Ciśnięcie może przynieść jedynie odwrotny skutek, tu trzeba dyplomatycznie łapówkować i cichcem trzymć kciuki, że coś w końcu zaskoczy :)

@Berud: Jakoś tak mam dziwną, wrodzoną niechęć do tego, co wszyscy mają i kochają, a jak trzeba się logować, to już w ogóle :) Ale chyba nadejszła wiekopomna chwila...

@the_red: Widoku satelitarnego nigdy nie używałem i w sumie nawet paznokcie bym sobie dał obgryźć, że
  • Odpowiedz
472 139 + 134 = 472 273

Miało padać cały dzień, alerty RGB przychodziły jeden za drugim, a tymczasem pogoda dopisała koncertowo - choć w sumie i tak wróciłem cały mokry :) Odpuściłem sobie crème de la crème tych okolicy, czyli leśne szuterki, bo po nocnych deszczach mogłoby być tam średnio przyjemnie, ale asfalty mają również bardzo przyjemne. Tempo swobodne, po drodze przystanąłem sobie tu i ówdzie na odludziu, żeby ochłodzić się
DwaNiedzwiedzie - 472 139 + 134 = 472 273

Miało padać cały dzień, alerty RGB przycho...

źródło: mapka

Pobierz
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

465 302 + 114 + 158 = 465 574

Dobrze że urlop powoli się kończy bo już mam trochę dość tych kwadrato-zbiorów.
Niebieski +3
Max square: 56x56
Max cluster: 4412
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

454 739 + 26 + 74 + 58 + 85 + 86 + 105 = 455 173

Gościnne występy na dalekiej północy! Gdy oficjalne plany urlopowe uwzględniały dwukołowe jazdy jedynie w formie prowadzenia walizki na odcinkach urągających odpalaniu OsmAnda, mój nieoceniony sąsiad zrobił mi niesamowitą niespodziankę, załatwiając znienacka parę kółek na jedynie słusznej parze kółek :) Użyczony Riverside 900 początkowo wydał się dość dziwnym narzędziem do przemieszczania się (kto to widział prostą kierownicę...), jednak już przy drugim wypadzie wykazał sporą chęć współpracy, a przy trzecim uznałem, że to całkiem spoko sprzęt. Zdecydowanie odstaje pod względem zwrotności od mojej Zielonej Strzały, w prostej linii kierownicy brakowało mi barankowych zawijasów, a trekkingowy charakter napędu pozostawiał niedosyt na gładszych prostych i zjazdach, lecz ogólnie stawiałbym go klasę wyżej od mojego Stalowego Grzmota, na którym spędziłem kilkadziesiąt kkm. Szerokie, miejskie siodło z grzeczności przemilczę :)

Nadmorskie klimaty bardzo przypadły mi do gustu, jest tam po prostu ślicznie - choć cały czas brakowało mi jakiegoś lokalnego akcentu. Takie coś, wiecie, żeby się poczuć jak... nad morzem? Bo w sumie te trasy niewiele różniły się od moich standardowych przelotów - łąki, pola wioski, wszystko wyglądało znajomo, tylko w trochę bardziej pofałdowanej formie. No, może poza mocno zwiększonym ruchem na drogach, bo pełnię sezonu pod tym względem wyraźnie dało się odczuć. Nie żebym narzekał, takie sobie luźne spostrzeżenie :)

Największe
DwaNiedzwiedzie - 454 739 + 26 + 74 + 58 + 85 + 86 + 105 = 455 173

Gościnne występy ...

źródło: mapka

Pobierz
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Draakul: Oprócz powyższych odcinków dwa lata temu jechałem (z grubsza) nią z Gdańska na Hel i z powrotem, u siebie zjeździłem ze 150 km EV9 i w zasadzie spostrzeżenia wszędzie mam takie same - to bardziej szlak pociągnięty trasą zdatną dla rowerów, niż infrastruktura przygotowana specjalnie pod pedalarzy. Owszem, momentami zdarzają się świetne odcinki (jak np. betonowe płyty z Ustki bodajże do Poddąbia), coraz więcej jest też na nich DDR
  • Odpowiedz
Nadmorskie klimaty bardzo przypadły mi do gustu, jest tam po prostu ślicznie - choć cały czas brakowało mi jakiegoś lokalnego akcentu.


@DwaNiedzwiedzie: Trzeba było pojechać z Ustki na wschód ale przy samym klifie, tam jest jakiś szlak pieszy czy coś w tym stylu, dokładnie nie pamiętam, ale to na mtb, crossa, chociaż gravel też dałby radę. Albo wybrać wietrzny dzień ;)

Jakbyś chciał bardziej pagórkowate tereny, to zapraszam na południe
  • Odpowiedz
443 298 + 200 = 443 498

Aktywność z wczoraj.
Padało całą noc, gdy zaczynałem było świeżo po burzy, o 10 była kolejna burza, a od 16-stej padało ciągle już do końca. Przez co było pełno kałuż, błota, a buty miałem mokre cały dzień. 2 razy musiałem szukać objazdu bo drzewiarze, raz kilka minut motałem się z ominięciem powalonego drzewa po to tylko by zaraz wracać bo łąka za lasem zmieniła się w szuwary. 44% ujebów
Kwadrat urósł o 2
Max square: 53x53
rowerowyswirek - 443 298 + 200 = 443 498

Aktywność z wczoraj.
Padało całą noc, gdy z...

źródło: Kwadraty 9.08

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

388 386 + 81 + 65 + 150 = 388 682

Trzy wypady z ostatniego tygodnia:

1) Oława, 81 km - to chyba był najgorszy mój wypad ever. Z racji chwilowej niedyspozycji gravela wyciągnąłem z piwnicy starego, poczciwego trekkinga. Matko, jaki to toporny sprzęt... Zwrotność i przyspieszenie autobusu, wypada na zakrętach ciaśniejszych niż 30°, masakra. Gravel przy nim to jak baletnica przy zawodniku sumo, pojęcia nie mam, jakim cudem natrzaskałem na nim dobrych kilkadziesiąt kkm :) No ale muszę przyznać, że jak już się rozpędzi, to idzie jak przecinak, masa robi swoje. Owa masa jednak tego dnia wyjątkowo była mi nie na rękę, bo co się go napchałem, to moje. Najpierw postanowiłem sprawdzić potencjalny skrót do zjazdu na Stanków z drogi z Jelcza do Oławy, którego bardzo nie lubię - to szybka i ruchliwa trasa, często problematyczne jest przebicie się z prawego pasa w lewo. Kawałek wcześniej jest jakiś parking, za którym w las leci nieźle wyglądający szuterek i w końcu nadejszła jego chwila prawdy. Początek był spoko, ale szybko okazało się, że albo jest mało uczęszczany, albo ostatnie wzmożone opady spowodowały nadmierny rozrost roślinności. Albo jedno i drugie. Dwumetrowe chaszcze przeplatane pokrzywami i jeżynami to coś, czego jeszcze na takich ścieżkach nie doświadczyłem. Tam nawet maczeta by nie pomogła, przydałby się buldożer. No ale przecież naczelna zasada chaszczingu mówi "nigdy się nie cofaj", więc z uporem maniaka brnąłem w to szaleństwo. Nawet goniące mnie początkowo końskie muchy w pewnym momencie stwierdziły "fuck it, tyle to nie" i odpuściły, niewiele to jednak pomogło. 5 km chłostania pokrzywami i cięcia kolcami jeżyn pozostawi trwały ślad na mej psychice i nogach, chyba nieprędko znów zapuszczę się w lasy. Dodatkowo jak już miałem nadzieję, że zaraz wyjdę na ostatnią prostą okazało się, że od szczęścia dzieli mnie całkiem spora rzeczka, a woderów przypadkiem nie wziąłem. Tu już stwierdziłem, że cisnę z powrotem wzdłuż niej do punktu wejścia, walić zasady - i albo znajdę jakiś mostek, albo wracam na parking i do końca życia trzymam się już asfaltu. Mostek w postaci dwóch podpróchniałych, chybotliwych kłód z wystającymi tu i ówdzie 20 cm gwoździami znalazł się niestety prędzej. O ile udało mi się jakoś przez niego przejść z 20 kg stali i bukłaków na plecach, tak dalsze brnięcie w krzaczory to był już czysty masochizm. Gdy w końcu udało mi się wydostać z tej dżungli, ledwie oparłem się pokusie wycałowania asfaltu. Zatrzymałem się na najbliższym przystanku w Bystrzycy, otworzyłem jakieś gazowane picie i trochę zdziwiłem się, że po zupełnym odkręceniu zakrętki gaz nie przestał syczeć. Zdziwienie szybko rozwiał czekający na autobus chłopak krótkim "powietrze panu ucieka". Pierwszy rzut oka na koło uzmysłowił mi, że jestem w ciemnej i głębokiej - poszła opona wzdłuż rafki. Łut szczęścia, bo autobus miał być za 5 minut? Psinco, kierowca najpierw prawie mnie rozjechał, a później zwiał, zanim zdążyłem się zapytać, czy mógłbym z rowerem. Pozostał mi 12 km spacer do najbliższej stacji w Oławie. Przez las, a jakże. W tym kolejne 3 km chaszczy... Jedynym fartem tego dnia był jakiś mały sklepik rowerowy, w którym kupiłem oponkę i wróciłem jednak na treku. Już bez
DwaNiedzwiedzie - 388 386 + 81 + 65 + 150 = 388 682

Trzy wypady z ostatniego tygodni...

źródło: mapka

Pobierz
  • 10
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

epicki 10 km zjazd 35-40 km/h :D


@Wychwalany: Ostatnio taki miałem za Niemczą, od Arboretum w stronę Prus - warto było wymęczyć podjazd :) No i z takim nalotem możesz śmiało cisnąć do Baryczy bez wspomagania :)

Ten znowu wścieknięty tyle tych kresek ponarysowywał
  • Odpowiedz