Uwaliłem jeden z egzaminów w czerwcu bo #sesjatakaciezka i musiałem go zdać we wrześniu, żeby pozwolili mi się bronić i studiować na magisterce. Przez praktycznie całą sesje poprawkową osoba prowadząca przedmiot nie pojawiła się na uczelni -> nie mogłem zdać egzaminu -> nie mogłem się obronić -> nie złożyłem papierów na magisterkę -> musiałem się pogodzić z przymusowym rokiem przerwy w studiowaniu. Ale i tak się chciałem obronić, żeby mieć już z tym licencjatem święty spokój, a do tego jednak wypadałoby mieć ten egz zaliczony. Pisze do osoby prowadzącej na ofiszjal majla uczelnianego. Brak odpowiedzi. Pisze drugi raz po jakimś czasie. Odpowiedzi nadal brak. #!$%@? level over 9000. Idę najpierw do katedry X w która odpowiada za realizowanie tego przedmiotu. Odsyłają do dziekana. Idę do dziekana. Dziekana nie ma i nie będzie do października. I tak mnie skreślą z listy zakwalifikowanych na magistra, więc #whocares, poczekam. Dzisiaj sprawdzam sobie maila a tam wiadomość od osoby prowadzącej:
po ponownym sprawdzeniu Pana pracy stwierdzam, iż zaszła pomyłka, gdyż prezentowany przez pana poziom wiedzy pozwala mi na wystawienie oceny 4.0 z przedmiotu X. Najmocniej przepraszam za zamieszanie.
Znaliśmy się bodajże