Witojcie mireczki, usiądźcie wygodnie w fotelach bujanych we własnych piwnitzach i rozgośćcie się – zapraszam do przygody w przeszłość, kiedy Aber nie był takim knurem a jego brat był całkiem stabilną umysłową jednostką w wieku 10 lat xD

Akcja miała miejsce u dziadków – św. Pamięci województwo czenstochoskie, niesprecyzowana mała wieś poniżej 100 mieszkańców. Rozrywki tam były typu

* Rzucanie kamieniami w przejeżdżające auta nowomyśl techniczna polskich inżynierów -syrenki xD

* Chodzenie
Pobierz
źródło: comment_gyRdvWChPRbAHFKiSGe5mQbNUkJrjj0t.jpg
Legenda o herbie miasta Łowicz.

Działo się to przed laty. Na jej skraju mieszkał bardzo ubogi drwal Łukasz. Miał on żonę Oleńkę i trzech synów: Wacława, Igora i Czarka. Drwal utrzymywał się z ciężkiej pracy – ścinania drzew, ale to ledwo starczało na jedzenie. Przestał więc płacić daninę. Przez co zamknęli go lochach własnego zamczyska.

Rodzina nie miała pieniędzy na wykupienie Łukasza. Pewnego dnia król zachorował. Nikt nie umiał go uleczyć. Za
Kolega kolegi swego czasu zaproszony został na urodziny do pewnej Dziewczyny. Jako, że dobrze się znali to postanowił zrobić jej niespodziankę. Gdy solenizantka wyszła w dniu imprezy na basen ten przyszedł do jej mieszkania, gdzie wpuścił go jej brat. Brat za chwile musiał wyjść a kolega kolegi korzystając z okazji schował się do szafy. Nie musiał długo czekać gdyż po chwili przyszła umyta i pachnąca Dziewczyna - jak to po basenie. Słychać
#mirki takie #coolstory na #dobranoc;

Gdzieś w okolicach Rzeszowa (w Czarnej Sędziszowskiej ) jest bardzo stara żwirownia. Miejscowi wędkarze twierdzą, że w tym zbiorniku żyje potężny sum, który ma nawet kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Liczba zerwanych i połamanych wędek sięga kilkuset, a mimo to ludzie nadal chcą go złapać. Mówią, też że tylko kilka osób widziało jak wyskakiwał zaczerpnąć powietrza to hałas był taki jakby konia wrzucili z dużej wysokości do
U mnie na osiedlu, była taka dziewczyna która kupiła sobie węża, nie wiem Boe, czy kij go wie co to było. Generalnie wszystko zakupiła, terrarium, jakieś kamyczki do tego i wszystko co potrzebne by ten wąż sobie tam żył. Karmiła go tak, że jakieś specjalne myszy mu kupowala czy co go tam wie. Była bardzo zajarana że ma takiego gada. No ale łóżko miała w tym samym pokoju co te terrarium. I
Kiedyś jak miałem 35 centów w bicu chodziłem na osiedlową siłkę zwaną Gracja. Lokal super, było co trzeba, można było zrobić porządny trening, stała klientela plus jak chyba wszędzie przed wakacjami trochę sezonowców. Wśród stałych klientów był Seba. Wielki dzik, łapa ponad 50, typowo brak szyi a plegary szerokie jak brama. Miał tylko jeden mankament... nie ćwiczył nóg, ale to nie o tym miało być.

No i pewnego dnia, ćwiczę sobie w
#mirki , taka opowieść na dobranoc.

Mieszkam w bardzo malutkim miasteczku gdzie że tak się wyrażę o tajemnicze historie jest trudniej niż w dużych miastach ale coś się tam wydarzyło i przenoszę Was do opowieści prosto z małego sennego miasteczka.

Jakiś czas temu pewna kobieta z zagranicznej wycieczki wróciła zapłodniona i nie potrafiąc wskazać przyszłego ojca ... Rodzice owej panny znaleźli rozwiązanie z tej trudnej sytuacji, wiadomo wstyd, hańba dla rodziny wiec
U mnie na osiedlu parę lat temu mieszkał niejaki Juruś. Świr kompletny. Biegał za ludźmi z jakimiś sztachetami, nożami, groził podpaleniem. Sąsiedzi mieli przerypane, bo policja przyjeżdżała, zgarniali go, ale po paru dniach wszystko od początku. Jednego wieczoru siedzimy na placyku i jak to dzieciaki coś tam się bawimy. Nagle biegnie Juruś, a za nim normalnie watacha chłopaków i gonią chłopa. W końcu go dorwali, a ja w życiu nie widziałem, żeby
Raz mój koleżka udał się do sklepu z zamiarem zakupu batona snickers. Po wejściu do sklepu powiedział do ekspedientki poproszę batona kasjerka nie wiedząc że chodzi o wafelka dała mu chleb zwany batonem. Zdezorientowany kolega którego teraz nazwiemy głupkiem nie wiedząc czemu wziął ten chleb i zapłacił. Gdy wyszedł spytałem się go gdzie ma snickersa a on zaczął płakać. XD

#maxlegenda
#maxlegenda

Krążyła ta legenda u mnie w akademiku. Oczywiście, jak to bywa, wszyscy zarzekali się, iż zdarzyło się to naprawdę. Może i było, kto wie?

Student, jak wiadomo, nie wielbłąd. Zwłaszcza mieszkający w akademiku. Ale mieszkał w tymże akademiku zawodnik, który nawet jak na studenta spożywał i wiele, i często. Nazwijmy go Paweł. A ponieważ odbijało się to na sporej części mieszkańców domu studenckiego, bo to albo kibel zarzygany, albo spać nie
Posród wielu legend miejskich, którymi raczyło mnie otoczenie w dziecinstwie począwszy na domu, w którym straszy skończywszy na nietoperzach, które wplątują sie w włosy i robią sobie tam gniazdo :D to czarna wołga mimo wszystko była legendą numer jeden :) sam za małolata mając sytuacje jeden na jeden z czarną wołgą (przynajmniej tak mi sie zdawało) miałem lekkiego stracha, a że byłem osamotniony w tym "pojedynku" wolałem zrobić taktyczy odwrót :D.

#
Wczesne lata 90, duże miasto, niedziela rano.

Miałem takiego sąsiada - mega dziwaka i zakręconego typa. Był on strasznie przewrażliwiony na punkcie żuli przychodzących pod moją kamienicę chlać tanie wińszczaki, zawsze ich przeganiał. Pewnego niedzielnego poranka, na podwórko przyszedł facet, dodam, że porządny - nie żul. Faceta musiało nieźle przycisnąć, bo poszedł w krzaki za dużą potrzebą. Sąsiad jak go zobaczył z okna, wybiegł do niego w szlafroku i z pełną powagą
Ponoć tak to właśnie było...

W pradawnych czasach na polskiej ziemi żyło trzech braci: Lech, Czech i Rus. Pewnego razu postanowili, że rozjadą się na różne strony, aby poznać obce kraje. Ustalili, że kiedy osiągną już wiek dojrzały spotkają się znowu. Jak postanowili tak zrobili. Mijały lata. Lech trafił do krainy porośniętej gęstym lasem. Założył tam swój gród, który nazwał Gniezdnem. Pewnej jesieni wyruszył na łowy, aby przygotować zapasy na nadciągającą zimę.
#coolstory #creepystory #maxlegenda

Wracałem dzisiaj z zajęć i zobaczyłem na parapecie garczek (taki mały z nierdzewki, dawno go nikt nie używał, ale ok, może potrzebują), ale olałem to, myśląc, że któryś współlokator coś studzi. Później po południu kolega, nazwijmy go Józek, pyta mnie po co mi wosk, ja lekkie zdziwko o co biega. Okazało się, że w tym garczku jest roztopiony i zastygły zielony wosk.

Żaden współlokator nic nie ma z tym
18+

Zawiera treści 18+

Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.