✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Mirasy, potrzebuję anonimowej, trzeźwej oceny sytuacji. Historia zaczyna się od faktu, że w weekend miałem urodziny. Z uwagi, że z najlepszymi ziomkami umówiony już byłem na świętowanie w późniejszym, bardziej odpowiadającym wszystkim terminie, postanowiłem że jako imprezę urodzinową zorganizuję reunion ludzi ze studiów (pobroniliśmy się 3-4 lata temu). Zaprosiłem 8 najlepszych znajomych z uczelni. Wszyscy poza jednym kumplem potwierdzili obecność. Ten jeden niestety był wtedy na drugim końcu Polski i szykował się do wyjazdu na zawody (gra półprofesjonalnie w Squasha), od razu jednak przeprosił za nieobecność, złożył życzenia i z miejsca zaprosił na jakieś rewanżowe p--o kiedy wróci do naszego miasta. Było mi mega szkoda, bo w sumie to jedyna osoba z tej grupy, z którą miałem jakkolwiek regularny kontakt na codzień, ale postanowiłem że zaproszę go na wspomniany wcześniej wypad z innymi znajomymi.
Impreza jak impreza, trochę popiliśmy i powspominaliśmy szczeniackie, beztroskie czasy na studiach. Od jakiegoś czasu chodził między nami pomysł, żeby spróbować wyjechać (najprawdopodobniej ostatni raz) tą ekipą i poczuć się jak te kilka dobrych lat temu. W związku, że mój kuzyn zajmuje się wynajmowaniem domków w jednym z kurortów narciarskich we Włoszech i mógłbym zapytać pewnie o miejsca w jakimś fajnym terminie i po kosztach, zaczęliśmy przeglądać stronę w/w domków i planować wycieczkę. W momencie wyboru ilości miejsc w domku/domkach nie uwzględniony został nieobecny kumpel, a jedynie każde z nas ze swoją drugą połówką (jedna para z towarzystwa, reszta z osobą "z zewnątrz"). Od razu kiedy zwróciłem na to uwagę spotkałem się ze swojego rodzaju niechęcią do owego kumpla.
Jedna laska (ta z pary "wewnętrznej") ewidentnie nie chciała zapraszać tego kolegi, podając absurdalną dla mnie argumentację. Od razu rzuciła, że jak to będzie wyglądało jak każdy pojedzie ze swoją połówką, a tylko ten jeden kumpel sam (o ile koleś faktycznie może trochę był zawsze typem samotnika, to wiem że od czasu studiów spotykał się z kimś i dopiero kilka miesięcy temu znowu został singlem). Odpowiedziałem na to, że nie widzę problemu, żeby sobie zaprosił kogokolwiek chcę, a nawet jeśli nie to jaki problem jak pojedzie sam? Laska rzuciła tylko absolutnie obcesowy tekst w stylu: "Jeśli po tylu latach podrywa tak samo kiepsko jak próbował ze mną to nie sądze, że kogoś znajdzie, a jak będzie sam to totalnie nas będzie ograniczał, nie będziemy mogli porobić nic parami i trzeba go będzie niańczyć". Niby wszyscy wiedzieliśmy, że coś między nimi było na koniec studiów, ale osobiście mówiąc miałem to totalnie w dupie, podejrzewam że reszta podobnie. A wyciąganie tego po latach i obgadywanie chłopaka za plecami uważam już za całkowicie żałosne.
Mirasy, potrzebuję anonimowej, trzeźwej oceny sytuacji. Historia zaczyna się od faktu, że w weekend miałem urodziny. Z uwagi, że z najlepszymi ziomkami umówiony już byłem na świętowanie w późniejszym, bardziej odpowiadającym wszystkim terminie, postanowiłem że jako imprezę urodzinową zorganizuję reunion ludzi ze studiów (pobroniliśmy się 3-4 lata temu). Zaprosiłem 8 najlepszych znajomych z uczelni. Wszyscy poza jednym kumplem potwierdzili obecność. Ten jeden niestety był wtedy na drugim końcu Polski i szykował się do wyjazdu na zawody (gra półprofesjonalnie w Squasha), od razu jednak przeprosił za nieobecność, złożył życzenia i z miejsca zaprosił na jakieś rewanżowe p--o kiedy wróci do naszego miasta. Było mi mega szkoda, bo w sumie to jedyna osoba z tej grupy, z którą miałem jakkolwiek regularny kontakt na codzień, ale postanowiłem że zaproszę go na wspomniany wcześniej wypad z innymi znajomymi.
Impreza jak impreza, trochę popiliśmy i powspominaliśmy szczeniackie, beztroskie czasy na studiach. Od jakiegoś czasu chodził między nami pomysł, żeby spróbować wyjechać (najprawdopodobniej ostatni raz) tą ekipą i poczuć się jak te kilka dobrych lat temu. W związku, że mój kuzyn zajmuje się wynajmowaniem domków w jednym z kurortów narciarskich we Włoszech i mógłbym zapytać pewnie o miejsca w jakimś fajnym terminie i po kosztach, zaczęliśmy przeglądać stronę w/w domków i planować wycieczkę. W momencie wyboru ilości miejsc w domku/domkach nie uwzględniony został nieobecny kumpel, a jedynie każde z nas ze swoją drugą połówką (jedna para z towarzystwa, reszta z osobą "z zewnątrz"). Od razu kiedy zwróciłem na to uwagę spotkałem się ze swojego rodzaju niechęcią do owego kumpla.
Jedna laska (ta z pary "wewnętrznej") ewidentnie nie chciała zapraszać tego kolegi, podając absurdalną dla mnie argumentację. Od razu rzuciła, że jak to będzie wyglądało jak każdy pojedzie ze swoją połówką, a tylko ten jeden kumpel sam (o ile koleś faktycznie może trochę był zawsze typem samotnika, to wiem że od czasu studiów spotykał się z kimś i dopiero kilka miesięcy temu znowu został singlem). Odpowiedziałem na to, że nie widzę problemu, żeby sobie zaprosił kogokolwiek chcę, a nawet jeśli nie to jaki problem jak pojedzie sam? Laska rzuciła tylko absolutnie obcesowy tekst w stylu: "Jeśli po tylu latach podrywa tak samo kiepsko jak próbował ze mną to nie sądze, że kogoś znajdzie, a jak będzie sam to totalnie nas będzie ograniczał, nie będziemy mogli porobić nic parami i trzeba go będzie niańczyć". Niby wszyscy wiedzieliśmy, że coś między nimi było na koniec studiów, ale osobiście mówiąc miałem to totalnie w dupie, podejrzewam że reszta podobnie. A wyciąganie tego po latach i obgadywanie chłopaka za plecami uważam już za całkowicie żałosne.
To z pewnością solidna kobieta z priorytetami.