Jeden ze słabszych i trudniejszych meczów w sezonie, mimo to znowu zwycięstwo. Przy tej grze z tego składu wyciągnięte zostało maksimum. Wynik oczywiście nie usprawiedliwi wszystkiego, możemy mieć wiele zastrzeżeń, ale na szczęście nie do najważniejszej rzeczy.

Niestety niepostrzeżenie znowu posypał nam się skład. Kartki Lewczuka, kontuzje Kapustki i Karbownika (nie licząc tych, których nie ma już dłuższy czas), brak Antolicia nawet na ławce, Pekhart grający z kontuzją, Lopes wpisany na ławkę tylko na sztukę. Było jasne, że bez większości tych zawodników sporo tracimy i będzie to poważny test dla tych, którzy wskoczą do składu. W moich oczach nikt z dzisiejszego podstawowego składu tej szansy nie wykorzystał. Z kolei wejście Skibickiego i Cholewiaka pokazuje, w jakim stanie są obecnie nasze skrzydła. Praktycznie gorzej być nie może i rzeczywiście, oni na tym tle potrafili się pokazać i rozruszać zespół.

Dawno nie było tak złego występu pary środkowych obrońców. Z jednej strony dobrze, że Lewczuk wypadł, bo nie powstała sytuacja, w której pauzują obaj z Jędrzejczykiem naraz. Z drugiej strony, chętnie bym obejrzał ponownie Mosóra w Ekstraklasie… Tylko że należałoby go wprowadzić do dobrze funkcjonującej drużyny. W innych meczach może nie byłoby takiego problemu, ale tutaj był. Nie radziliśmy sobie z pressingiem Wisły. To kolejny zespół, który wyszedł na nas ofensywnie. To nie jest problem tego typu, że nie możemy sobie poradzić z autobusem rywala. Zasłużenie przegrywaliśmy do przerwy, a pewnemu szczęśliwemu splotowi okoliczności zawdzięczamy fakt, że nie straciliśmy więcej goli. Na szczęście w ataku Wisły był Forbes, a u nas w bramce Boruc, który uratował nas w dwóch sytuacjach, a w trzeciej został trafiony piłką. Wcześniej popełniał błędy i miał też możliwość obrony strzału na 1:0, ale potem utrzymał nas w grze. To, a także powrót z 0:1 do 2:1 jest podobne do meczu z Lechem, kiedy również zagrał Skibicki.

Wracając
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula:
1. To jest punktowo póki co najlepszy sezon Legii od 8 lat.
2. Nie rozumiem ciągłego narzekania na Pekharta, ze cały czas na niego piłkę wrzucają. Cholera, koleś ma talent i to wykorzystujemy, to zle? Karnego tez strzelił fajnie, jasne ma pewne braki, ale jakby ich nie miał to by teraz mu dośrodkowywał ktoś z ligi angielskiej.
3. Sędzia pierwszy raz od dawna mi się podobał. Lubię jak gwizdanie
  • Odpowiedz
@miki4ever: Już nie chciałem męczyć tą średnią punktów, w sumie to dosyć prymitywny wskaźnik ( ͡° ͜ʖ ͡°) No i wielu trenerów tutaj miało dobre wejście, a w dłuższym okresie było trudniej o takie wyniki.

Co do wcześniejszego komentarza, na pewno nie mogę się zgodzić odnośnie sędziowania. Puścił kilka ostrych fauli, w tym Jędrzejczyka, Wszołka czy Sadloka. Za to odgwizdał sytuacje, w których zupełnie nic nie
  • Odpowiedz
Ten wpis dodaję tak późno, ponieważ nie miałem pojęcia, jak go zacząć… Poważnie xD

Właściwie mecz był bez większej historii, choć nieco zaskakujący może być fakt, że wygraliśmy z Lechią u siebie po raz pierwszy od czasów Jozaka. Pewnym rozwiązaniem tej zagadki jest to, że ostatnio gramy z nimi u siebie tylko raz na sezon, a w rundzie finałowej zwykle wypadały wyjazdy. Zresztą właśnie od tamtego meczu trzy lata temu ani razu gospodarz nie był w stanie wygrać meczu w tej rywalizacji.

Przez długi czas można było mieć wrażenie, że jest gorzej niż z Piastem. Nie tylko wynik, ale też problemy z zepchnięciem przeciwnika do defensywy. Lechia wyszła dość ofensywnie, a i tak nie byliśmy w stanie wykorzystać tego, że była odkryta. Jednocześnie ona sama za bardzo nam nie zagroziła. Z naszej strony było podobnie, ale i tak znów było wystarczająco dużo dobrych sytuacji, aby już na przerwę schodzić z bezpiecznym wynikiem. Choć strzałów było mniej niż z Piastem, to nie można było narzekać na otwierające podania – tutaj przede wszystkim strzelcy znowu się nie popisali. Już nawet nie chodzi o to, że marnują, albo że nie trafiają w bramkę, tylko jak bardzo piłka mija cel… Nie mówiąc o tym, że zawodnicy bez przerwy się ślizgali. Murawa się i tak poprawiła, a Lechia nie miała aż takich problemów z utrzymaniem się na nogach. Zatem pech albo słabe przygotowanie pod nawierzchnię.

Przełamanie
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Mecz dziwny, szczerze powiedziawszy bardziej mi sie Legia podobala w meczu z Piastem, tutaj wyraznie tez bylo cos nie tak z murawa, bo bylo za duzo slizgania sie. Tez nie wiem co napisac, wiec pare faktow:
- Pekhart znowu strzela wazna bramke i jest najlepszym strzelcem ekstraklasy
- Lopes znowu strzela po wejsciu z lawki
- Legia ma najlepszy wynik punktowy od sezonu 2013/2014

Osobny temat to sedziowanie. Kolejny raz o tym pisze, chociaz kiedys jakos nie zwracalem na to uwage, ale to co robil sedzia Gil to byl kryminal i nie rozumiem czemu portale go dobrze ocenily. Mial on fure szczescia, ze mecz byl ogolnie latwy do sedziowania wiec nie wypaczyl wyniku meczu, ale czasami to juz serio zaczynalem sie zastanawiac, czy PZPN nie chce odplacic Legii te lata korzystnego gwizdania(patrz: wywiad prezesa FIlipiaka):) Kilka fauli bylo absurdalnych, raz nawet po faulu na Karbowniku zagwizdal w druga strone. Razil kompletny brak konsekwencji, czasami dwie takie same sytuacje ocenial calkiem inaczej. Lubie jak ktos sedziuje w ten sam sposob caly mecz, tzn albo pozwalamy na ostrzejsza gre i przepychanie sie, albo gwizdzemy po kazdym mniejszym lub wiekszym kontakcie. Tutaj Gil wyraznie nie mogl sie zdecydowac co doprowadzalo do rwania
  • Odpowiedz
Obawiałem się, że tak może być. Minimalizm doprawiony niewytłumaczalną passą z Piastem musiał skutkować stratą punktów. Mimo zagrania dobrego meczu dominuje wkurzenie.

Piast stał się drzazgą, która strasznie uwiera. W ciągu ośmiu miesięcy zagraliśmy z nimi trzy razy u siebie, mam wrażenie, że za każdym razem coraz lepiej, a i tak startowaliśmy z wysokiego pułapu. Choćbyśmy nie wiem co zrobili, nie jesteśmy w stanie go pokonać. Dziś Piast nie musiał zrobić prawie nic, żeby wywieźć stąd punkt. Może nie strzeliliśmy sobie goli dosłownie sami, ale były one praktycznie z niczego.

Kolejny raz w meczu u siebie prezentujemy się kapitalnie w początkowych minutach. Siadamy na przeciwnika tak, że ten nie wie, co się dzieje. Dopiero teraz poparliśmy to strzeleniem gola w tym okresie. Jestem w stanie zrozumieć, że potem nie byliśmy w stanie grać tak przez cały mecz, ale to jest w pewien sposób robienie nadziei, a potem jej odbieranie. W takiej sytuacji przydałaby się ławka, żeby zmienić tych, którzy grają słabiej lub mają mniej sił. Niestety pod kątem ofensywy wartościowych opcji było niewiele i tym bardziej stało się jasne, że mecz z Widzewem niczego w tej hierarchii nie zmienił – takich zawodników jak Cholewiak, Valencia czy Lopes należy trzymać jak najdalej od boiska.

Poza
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Znowu mieliśmy mecz z kategorii wygrać i zapomnieć. Nie żebym klaskał uszami z zachwytu, ale przynajmniej doceniam brak wywrotki. Natomiast gra nie powinna tak wyglądać. Należy to potraktować jako ostrzeżenie, jeżeli nie chcemy wpadek w najbliższych meczach.

W tym roku mogę powiedzieć to samo co w zeszłym – mnie magia rywalizacji z Widzewem nie dotyczy i nie wiem, czy to dobrze czy źle. Różnica polega na tym, że wtedy z nakręcania się wyszedł nawet emocjonujący mecz, a tutaj szybko się okazało, że nie ma się czym jarać. Spotkanie było smutne, przygnębiające, zawodnicy bez ikry. Widzew niewątpliwie potraktował to poważnie, wystawiając najlepszych zawodników, ale widać było zupełnie inne podejście w Legii. Czesław czarował dzień wcześniej na konferencji, ale tak naprawdę wykorzystał mecz na sprawdzenie kilku rezerwowych i nie ma w tym nic złego. Zawsze powstaje jednak pytanie, czy na podstawie takiego starcia można kogokolwiek rzetelnie ocenić i zweryfikować pod kątem ewentualnych występów w lidze.

Mnie ten mecz nie wywrócił myślenia o kadrze Legii do góry nogami. Widzimy, jak wyraźnie niektórzy zawodnicy przegrywają rywalizację. Oczywiście można na słabszego rywala wystawić Rochę, Stolarskiego czy nawet Valencię, ale raczej w pojedynczym meczu niż na dłuższą metę. Z głębokiego niebytu wrócił Cholewiak, który zrobił swoje, ale też wątpię, aby to coś zmieniło. Wieteska tak czy siak będzie brany pod uwagę do gry na stoperze, dla Karbownika i Slisza to było bardziej przetarcie, bo zapewne wkrótce wrócą do składu ligowego. Moim zdaniem najwięcej mógł tu wygrać lub przegrać Lopes. To jest moment, w którym uporał się on z własnymi problemami, a mógłby wykorzystać słabszy czas innych napastników. Jak dla mnie nie wykorzystał szansy. Na początku zdążył jeszcze wziąć udział w jednej kontrze, miał też jeden słaby strzał, ale to o wiele za mało. Nie mówię, że Pekhart był lepszy, ale za nim wciąż stoją liczby z poprzednich meczów sezonu. Lopes startował z trochę niższego poziomu i choć zdobył decydującego gola z Lechem, to żadnym z dwóch ostatnich występów nie wyprzedził w moich oczach Czecha.

Widać
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Wszyscy zagrali poniżej poziomu, ale to co wyprawia Valencia to woła o pomstę do nieba. Strata za stratą dryblingi a'la Messi ze złamanymi obiema kończynami dolnymi - dramat - wolałbym obejrzeć jakiegoś młodego niż dalej rozmyślać nad jego formą z Piasta, "że może kiedyś przyjdzie". Cholewiak oprócz gola kompletnie nic. Jedyne wyróżnienie to chyba dałbym Kapustce, chłopakowi najbardziej zależało i widać że się starał, ale reszta miała to gdzieś
  • Odpowiedz
@mitthian: Z jednej strony nie ma co skreślać po dwóch-trzech meczach, a z drugiej wolałbym już Valencii tu nie oglądać. Rzadko zarzucam komuś, że mu się nie chce, może to niesprawiedliwe, ale tutaj naprawdę to tak wygląda. Potrzebne są jakieś alternatywy na skrzydło, więc teraz pewnie nikt z niego i z Cholewiaka nie zrezygnuje, bo nie słyszałem aby był ktoś w rezerwach/juniorach na tę pozycję.

Z Piastem jeszcze był remis
  • Odpowiedz
Jak dobrze, że wróciła Ekstraklasa. Przerwy na reprezentację są wyjątkowo męczące, tak że nawet słaby mecz ligowy na tym tle wygląda nieźle. Trzeba przyznać, że były w tej kolejce lepsze mecze, ale nie jest to szczególny powód do zmartwień.

Mecze Legii z Cracovią od dłuższego czasu tak wyglądają i czego byśmy nie zrobili, trudno od tego uciec. Podobnie jest w kilku innych rywalizacjach, np. z Jagiellonią w Białymstoku. Sporo w tym winy tych zespołów, które grają w nieatrakcyjny sposób, ale i naszej. Tym razem chęci i pomysłu na grę wystarczyło na pierwszą godzinę. Potem wróciły koszmary z Płocka, gdzie niepotrzebnie cofnęliśmy się i choć skończyło się szczęśliwie, to były to męczarnie.

Jak dla mnie gra siadła od momentu zejścia z boiska Gwilii i wcale nie dlatego, że grał on tak dobrze. Bardziej to zmiana formacji nie posłużyła Legii. Michniewicz dużo mówi o tym, że jego zespół ma umieć płynnie zmieniać ustawienie w trakcie meczu, ale na razie są w tym pewne braki. Lopes trochę grał jako podwieszony napastnik, a trochę obok Pekharta, ale zbyt często brakowało go w obronie. Zwykle trójka środkowych pomocników nie tylko stanowiła zaporę dla przeciwnika przed linią obrony, ale i wspomagała wyprowadzanie od tyłu. Tutaj tego zabrakło, o ile jeszcze piłkę udawało się odzyskiwać, to zbyt szybko ją traciliśmy. Gdy jednak się udawało przejść, to przed nami było sporo miejsca, ale mało kto miał już siły na poprowadzenie akcji do końca. Chyba głównie dlatego nie udało się zabić tego meczu wcześniej.

Zabrakło
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

To się nigdy nie znudzi. Byli Dąbrowski i Hamalainen oraz Novikovas i Rosołek. Teraz dochodzi duet Skibicki – Lopes, który pozwolił wygrać mecz w bardzo trudnych okolicznościach.

Mecze w Poznaniu bywały różne, ale w Warszawie już siódmy kolejny mecz wygrała Legia, z czego po raz czwarty wynikiem 2:1. Nie jest to przypadek. Legia potrafiła w tych meczach pokazać mentalność zwycięzców. Już kilka razy Lech w meczu z nami był zadowolony z remisu i nie spodziewał się, że mecz może skończyć się inaczej. Z każdą kolejną taką sytuacją chyba coraz bardziej uważają, że to już nie ma szans się powtórzyć. Właściwie ciężko to wytłumaczyć inaczej niż mentalnością. Można mówić o zmęczeniu, ale jakoś trzy lata temu Hlousek mógł wykonać rajd przez pół boiska, mimo że robił takie wcześniej przez 90 minut, a Tetteh dopiero wszedł. To akurat było kiedy indziej i gdzie indziej, ale jeżeli ktokolwiek będzie tu szukał wymówek, to więcej argumentów miała Legia.

Lech miał mecz w czwartek, ale grał u siebie, wygrał go, trener zrobił w nim pięć zmian, powinni być na fali. Tymczasem wyglądali na bardzo ostrożnych, by nie powiedzieć przestraszonych. Legia może i nie grała od poniedziałku, ale miała już niemal rekordowe problemy kadrowe. Wcześniej nie było aż takich dylematów, kogo dać na młodzieżowca albo jak zastąpić najlepszego strzelca. Wystarczy sobie wyobrazić w jakimkolwiek polskim klubie brak podstawowych dwóch młodzieżowców, dwóch napastników, najlepszego środkowego pomocnika, a skrzydłowego/ofensywnego pomocnika tylko na ławce, nie w pełni sił i formy. Na papierze Legia miała w ofensywie jeden atut w postaci Wszołka, reszta pozycji była tak przetrzebiona, że nie należało mieć większych oczekiwań, że ci zawodnicy coś zrobią.

Legia
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Kolejny mecz pieknej gry Lecha i fatalnej postawy Legii. Moder zagral rewelacyjnie, poznanska mlodziez pokazala Warszawie jak wyglada pilka na najwyzszym, europejskim poziomie. Swietny mecz obrony, rewelacyjny Kaminski, a Ishak to zawodnik, ktory zjada ekstraklase na sniadanie. Magiczne podania Tiby i rajdy Ramireza pokazaly, ze w Polsce da sie zbudowac druzyne grajaca ladnie dla oka, nawet bez Kotorowskiego w skladzie.
A Legia jak zwykle, fatalnie w obronie, Juranovic z
  • Odpowiedz
Zaległości odrobione. Stężenie typowej Ekstraklasy było w tym meczu spore i dobrze, że w poprzednim tygodniu odbyły się zaledwie pojedyncze mecze. Przy czym na pewno łatwiej to przełknąć przy wyniku 3:0.

Legia jako jedna z nielicznych drużyn nie miała jeszcze bardzo poważnego atutu w tabeli – meczu z beniaminkiem. W końcu to dostała i skończyło się tak, jak musiało, czyli pewnym zwycięstwem. Akurat Warta sprawiła już wielu drużynom problemy swoją solidną grą w defensywie, ale i tak z poprzednich siedmiu meczów przegrała cztery. Dla Legii jest to przedłużenie serii nieprzegranych meczów z beniaminkami. Od porażki z Górnikiem w sezonie 2017/18 to już 13. taki mecz, a tylko dwa z nich były zremisowane (z Sandecją i Rakowem). Coś, co przez lata było piętą achillesową Legii, teraz daje jej regularnie punkty.

Mimo wszystko nie cieszyłbym się, bo do ligi weszło Podbeskidzie, z którym zagramy dopiero w 15. kolejce, która zresztą będzie pierwszą po przerwie zimowej, a do tego na wyjeździe. Już teraz zakładam tam stratę punktów i w najlepszym razie remis. Jeżeli uda się to miejsce odczarować, to będę zaskoczony, ale to temat na kiedy indziej.

Zaczęło
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Ja nie rozumiem dlaczego taki pesymistyczny nastroj masz. Odrobilismy zaleglosci, wygrana pewna, w dodatku udalo sie wreszcie Miszte przetestowac i mam nadzieje, ze bedzie grac coraz wiecej, bo dla mnie wlasnie to on jest bramkarzem numer 2 w Legii, a mam nadzieje, ze 1 od przyszlego sezonu.
Oczywiscie, Warta grala jak na ciezkim kacu, a to co robil Lis u nich w bramce, a wlasciwie nie robil, to byl
  • Odpowiedz
@miki4ever: Po prostu mecz sam w sobie był bardzo słaby. Rzadko kiedy niski poziom przeciwnika jest aż tak rażący. Spokojna wygrana cieszy, ale o boisku lepiej szybko zapomnieć. Miszta z jednej strony też cieszy, z drugiej kolejna kontuzja może spędzać sen z powiek. Nie wiem, czy chciałbym, aby grał już z Lechem. W przyszłym sezonie pewnie będzie musiał grać, bo nie ma w zasadzie nikogo innego na obsadzenie roli młodzieżowca.
  • Odpowiedz
Pierwszy remis w sezonie. Sił i pomysłu wystarczyło na jedną połowę, znowu zabrakło skuteczności. Można było z tego wyciągnąć więcej.

Smutny mecz, bo tak to najczęściej wygląda z udziałem Pogoni. Nie bardzo atakują, są dobrze zorganizowani w defensywie, a nawet jak popełnią błąd, to z tyłu mają jeszcze Stipicę. Gość jest niemożliwy, kolejny raz powstrzymuje Legię w sobie tylko znany sposób. Normalnie Pekhart skończyłby taki mecz z dwoma golami, ale znalazł się ktoś, kto był w stanie go zatrzymać. Pozostali nadal nie są w stanie nawet wcelować w bramkę. Oprócz Czecha – jeden lekki strzał Mladenovicia z dystansu i to wszystko. To jest ogromny problem, nad którego rozwiązaniem trzeba cały czas pracować.

Legia jak zwykle musi dostać kilka ostrzeżeń, aby zacząć grać. Takim były sytuacja Zahovica i starcie Kowalczyka z Lewczukiem w polu karnym. Pogoń nie atakowała już tak wysoko, a z każdą minutą była spychana coraz głębiej. Legia próbowała co jakiś czas delikatnie ich wyciągnąć do przodu, aby potem posłać dłuższą piłkę za plecy obrońców. Juranović i Wszołek kilka razy urwali się w ten sposób Matyni, ale ani razu nie udało się tego wykorzystać. Jeszcze nie można porównywać Chorwata do Vesovicia, ale coraz więcej dobrego robi w ofensywie i obecnie ciężko sobie wyobrazić, aby ktoś mógł grać zamiast niego. U Wszołka cały czas szwankuje podejmowanie decyzji – tym razem miał piłki na strzał, ale podawał do nikogo.

Była
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Slisz znowu z bledem, byl nieuznany gol rywala, Jedrzejczyk poslal w koncowce pare pilek wzdloz linii pola karnego... wszystko sie zgadzalo, tylko zabraklo gola Czecha.
Ja tych karnych tez juz nie rozumiem, przeciez reka w polu karnym Pogoni byla bardziej niz ewidentna, nawet jak Marciniak tego nie widzial to VAR juz musial interweniowac. No, ale jak byl taki sklad glowny plus powtorkowy to pilkarze Pogoni mogliby nawet kozlowac w
  • Odpowiedz
@Ow3n: A pokazała? Nie ma jakiegoś ostatniego składu, Zahovič i Gorgon pokazali się już w lepszych ligach lub pucharach, po Kucharczyku spodziewałbym się, że stanie na rzęsach aby ograć Legię. Skoro mieli naprzeciwko siebie takich cieniasów jak Boruc i Jędrzejczyk, to dlaczego nic nie zrobili?

Ja nie mówię, że Legia była lepsza, może w pierwszej połowie. Budżet ma taki, że musi pozbywać się najlepszych oraz najlepiej zarabianych, aby się spinał.
  • Odpowiedz
W trzy dni Legia zdobyła tyle samo punktów co wcześniej przez miesiąc. Znowu okazało się, że można, tylko jak zwykle za późno. Forma zrobiona na fazę grupową, gratuluję, szkoda że w tym planie jak zwykle zapomniano o eliminacjach.

Ponownie od połowy października można poczuć namiastkę normalności. Da się grać co trzy dni i nie zmieniać składu. Zawodnicy przypominają sobie, że można właściwie się ustawiać, wychodzić na pozycję i próbować grać w piłkę. W tej chwili jedyne, czego sobie nie przypomnieli (a niektórzy jeszcze nigdy się nie nauczyli), jest trafianie w bramkę. Każdy poza Pekhartem ma ogromne problemy z wcelowaniem w prostokąt albo odbiera sobie szansę zwlekając zbyt długo i pozwalając przeciwnikom na blokowanie strzałów. Statystyka celnych strzałów z ostatnich dwóch meczów jest porażająca. Wcześniej też była, ale tam nawet uderzeń nie było, więc nie ma się co dziwić. Teraz prób jest sporo, więc problemy z celnością tym bardziej rażą.

Znowu zaczęliśmy od otrzymania ostrzeżenia, ale ustawienie w obronie było prawidłowe i udało się złapać Exposito na spalonego. Dopiero 75 minut później Śląsk musiał dostać prezent, aby w ogóle cokolwiek w tym meczu stworzyć. Poza tym i próbami z dystansu nie pozwoliliśmy im praktycznie na nic. Do perfekcji nadal bardzo daleko, ale przynajmniej są podstawy, na których można coś budować. Nie da się nic osiągnąć, jeśli co mecz traci się 2-3 gole. Na razie zredukowaliśmy to do jednego na mecz, choć czyste konta były bardzo blisko. Podziwiam Boruca, że powstrzymał się od reakcji w stylu Kuciaka. Na jego miejscu nie potrafiłbym się pogodzić z tak prostą utratą zera z tyłu.

Legia
  • 16
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@miki4ever: Właśnie też o tym napisałem o Karbowniku, gra jako dodatkowy pomocnik wchodzący z lewej obrony. To, że jest nominalnie wystawiony w pomocy, nie ma aż takiego znaczenia. Bardziej należy docenić jego powrót do formy (choć to dopiero drugi mecz, więc spokojnie) niż wiązać to ze zmianą pozycji na grafice.

Tak, sędzia nas przekręcił, ale gra na 0:0 się zemściła. Myślał że podejście z Rangersów się opłaci, ale znowu wyszło
  • Odpowiedz
Czy to właśnie teraz? Być może tak, bo rok temu przełamanie przyszło 19 października w meczu z Lechem. Jak zwykle za późno, aby uratować europejskie puchary, poza tym pojedyncze zwycięstwo nie jest jeszcze żadnym osiągnięciem.

W odróżnieniu od poprzednich meczów Legia wyszła w końcu z jakimś planem, który udało się zrealizować. Wykorzystane zostało dość beztroskie rozgrywanie Zagłębia od własnej bramki, często we własnym polu karnym. Wprawdzie gole nie padły bezpośrednio z tego powodu (choć powinny), ale przynajmniej wysoki pressing nie pozwolił Zagłębiu zbyt często przebywać na naszej połowie. Było kilka sygnałów ostrzegawczych – gol Starzyńskiego ze spalonego, strzał Drazicia wybroniony przez Boruca, ale mimo tych problemów w początkowych fragmentach, udało się w końcu jakoś zorganizować. W rozegraniu od tyłu widać było zaś ponownie usilną próbę odchodzenia od lagi – nawet podejmując pełne ryzyko straty piłki, która dałaby Zagłębiu prostą drogę do bramki. Przy trzech środkowych pomocnikach nie zawsze, ale już dość często któryś z nich schodził do obrońców. Nie mniej istotne było nietracenie piłki od razu po przejściu na połowę rywala. To wszystko są szczegóły, które dzisiaj działały nieźle, brakowało ich w poprzednich meczach, a są przecież podstawą, aby w ogóle można było mówić o grze w piłkę.

Pierwsza połowa była jeszcze w miarę wyrównana i choć karny był zrobiony w głupi sposób i można tego było uniknąć, to wynik remisowy do przerwy był w miarę sprawiedliwy. Jeżeli coś rzeczywiście mogło się podobać, to druga połowa. Od strzelenia drugiego gola była już dość spokojna kontrola i jedyne czego brakowało, to podwyższenie prowadzenia na zamknięcie meczu. Chwilami mogło być trochę nerwowo, ale już nie było kurczowej defensywy jak przeciwko Wiśle Płock. Legia zagrała po prostu NORMALNY mecz, mniej więcej tak jak powinna wyglądać znajdując się w słabszej formie.

Ta
  • 11
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Prawie zawsze się z tobą zgadzam, ale podsumowanie obrony to jakbyśmy inny mecz oglądali. Zacznę od Juranovicia - dla mnie najlepszy na boisku w ataku dużo więcej dawał niż Mladenowić praktycznie ostatnie 30 min meczu było wszystko ciągnięte przez Pawła i i jego. Natomiast Jędrzejczyk powinien odpocząć , jak dla mnie to on gra kryminał -krycie na radar , wolny i te jego wyprzedzenia które 95% kończą się faulem,
  • Odpowiedz
@mitthian: Moim zdaniem za bardzo oceniacie obrońców pod kątem tego, co zrobili w ofensywie. Choć Juranovicia nawet pod tym względem dobrze bym nie oceniał. To że kilka razy minął rywala, nie oznaczało, że potem potrafił celnie podać czy dośrodkować. Jak dla mnie to Juranović był częściej objeżdżany. Mladenović popełnił błąd przy kontrataku na karnego, więc właściwie ten jego błąd waży więcej niż kilka Juranovicia. Nadal jednak uważam, że Zagłębie łatwiej
  • Odpowiedz
Tradycji stało się zadość. Znów w październiku zamiast latem, ale jest – przegrany Superpuchar. Zgodnie z wzorem… za chwilę powinna nastąpić poprawa gry i wyników, ale na razie jest tak samo fatalnie.

To nie była gra w piłkę. Ludzie znajdujący się na boisku prawie w ogóle nie zdradzali, jaki zawód uprawiają na co dzień. Nie ma co się dziwić, że jedna z tych drużyn odpadła z Europy znów najszybciej jak się dało, a druga dostała tam oklep czwarty rok z rzędu. Ten mecz pokazał ogromną różnicę pomiędzy piłką krajową a międzynarodową. Tam wystarczy, że przyjedzie solidny zespół, nie musi grać nic wielkiego, a zwycięstwo ma w kieszeni. Tutaj natomiast przyjeżdża zespół na podobnym poziomie, albo nawet na słabszym, co ciężko jest sobie wyobrazić. Będąc w takiej formie, możemy być pokonani właściwie przez każdego, więc jak świadczy to o tych, którzy z nami przegrywają lub tylko remisują?

Piszę właściwie tylko o 90 minutach, bo rzuty karne nie powinny zmieniać oceny tego meczu. Ich wynik był mi w zasadzie obojętny – nawet jakby nastąpiło przełamanie, to nic by to nie zmieniło. Nadal mielibyśmy za sobą obejrzenie zbrodni na futbolu. Tak samo nic nie zmieniły wymęczone zwycięstwa z Wisłą Płock i Dritą. Dopóki nie zaczniemy grać w piłkę, szkoda się tym ekscytować, choć nawet jakbyśmy zaczęli, to też ciężko wyobrazić sobie euforię z tego powodu.

Nie
Kimbaloula - Tradycji stało się zadość. Znów w październiku zamiast latem, ale jest –...

źródło: comment_1602289734VYC1gQrByXfMjPg86yKBHH.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Co roku to samo, tylko tym razem przesunięte na początek października. Kolejny łomot w Europie już w żaden sposób nie dziwi.

Zwykle takie porażki to moment, w którym wszystko zrównuje się z ziemią i zaczyna od zera. Szkoda tylko, że mieliśmy takich już kilka w poprzednich latach, a jeszcze żadna z powstałych w tym czasie koncepcji nie przyniosła przełomu w pucharach.

Astana, Rangers i Karabach – to trzy kluby, które regularnie grają w fazie grupowej pucharów, z czego Szkoci niedawno wrócili. To są zespoły, z którymi nie wstyd przegrać, ale nie w taki sposób jak teraz. Gdybyśmy grali w Baku, to jeszcze, ale u siebie to już totalny dramat. Zresztą to, co się dzieje w tym sezonie przy Łazienkowskiej, to już spore przegięcie – dwie porażki w lidze i dwie w pucharach. Tylko dodam, że Superpuchar gramy niedługo u siebie… W dodatku jako jedyni graliśmy wszystkie cztery mecze pucharowe u siebie (ostatni mecz Araratu został przeniesiony na Cypr). Rywale, poza Karabachem, byli całkowicie w zasięgu. Puchary przegraliśmy już z Omonią, skoro nie byliśmy w stanie pokonać przeciętnego zespołu z Cypru, to tym bardziej nie daliśmy sobie rady z dobrym z Azerbejdżanu.

Jeszcze
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Nie pamietam tak slabo grajacej Legii, to byla kompletna masakra. Azerowie wygrali zasluzenie, nie ma tutaj dyskusji.

ALE

Jakim k---a cudem przy pierwszej bramce sedzia to puscil? Ja wszystko rozumiem, ale napastnik Karabachu praktycznie kopnal w glowe Jedrzejczyka, przeciez to nie mialo prawa byc
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@miki4ever: moim zdaniem z Vukovicem byłoby to samo, bo ta drużyna leży mentalnie. Jak stracili gola to już wiedziałem, że padną kolejne. Taktyka na ten mecz to był dramat ale Legia od pewnego momentu (przerwy na lockdown) wychodzi na każdy mecz obsrana i nie jest w stanie odwrócić losów spotkania, nie stać ją na jakiś wariacki zryw jak kiedyś ze Spartakiem czy Realem.
  • Odpowiedz
Dziś staram się przede wszystkim nie dramatyzować. W tym całym chaosie okazało się, że przynajmniej nie jesteśmy jeszcze na tyle słabi, aby odpadać z drużynami z Kosowa. Druga połowa psuje ogólne wrażenie, ale awans został wywalczony tak jak powinien, czyli dość pewnie.

Nie spodziewałbym się cudów po pierwszych dniach Czesława. W przeciwieństwie do Sa Pinto, przychodzącego tu na trzy dni przed rewanżem z Dudelange, Michniewicz przynajmniej orientował się w możliwościach zawodników. Choć skład zmienił się w znacznym stopniu, to w zasadzie do żadnej pozycji nie można było się przyczepić. Zwłaszcza przebudowany środek pola mógł się podobać – Karbownik i Luquinhas wreszcie zagrali na pozycjach, na których czują się najlepiej. Kadra została tak zbudowana, że więcej mamy dobrych „10” niż skrzydłowych, więc ktoś z nich siłą rzeczy musi tę lewą stronę obstawiać. Z kolei prawa strona wyglądała optymalnie.

W odróżnieniu od innych meczów, zepchnięcie przeciwnika do defensywy dało efekt stosunkowo szybko. Dobrze, że gol na 1:0 padł już po 25 minutach, bo bez tego moglibyśmy się męczyć jak z Linfield. Nagle Slisz zaczął pokazywać coś, czego ostatnio brakowało, czyli dokładne dalekie przerzuty. Również pierwszy raz od dość dawna strzeliliśmy gola po stałym fragmencie gry. Można narzekać, że znowu tylko te główki i dośrodkowania, na razie dobrze że akurat w tych sytuacjach to się sprawdziło. Mi osobiście najbardziej zabrakło strzałów z dystansu, z drugiej strony kto miałby to robić, skoro w przypadku Luquinhasa i Karbownika sam strzał to już sukces, a Slisz potrafi mieć spory rozrzut w swoich uderzeniach. Nie pamiętam też aby Valencia popisywał się takimi strzałami w Piaście, więc nawet gdy wydaje się, że jest miejsce do wycofania piłki i strzału z daleka, to w praktyce może być ciężko coś z tego konkretnego wyciągnąć.

Druga
  • 8
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Podobno Michniewicz chciał grać, a mecz przełożony dlatego, żeby nie ryzykować zarażeniem wirusa. W normalnej sytuacji byśmy grali.
Jak dla mnie Slisz - Wow, na ta chwile prędzej jego sprzedamy za rekordowa kwotę niż Karbownika, który jest kompletnie bez formy. Juranovic mi się podobał, bo grał dobrze w obronie, Wszolka za ta żółta kartkę powinni porządnie ukarać, kompletnie bezsensowne zachowanie.

Chciałbym jeszcze jedno zaznaczyć, nie lubię się tłumaczyć pechem
  • Odpowiedz
Lagia, przepraszam, Legia, przegrała kolejny mecz. Trzeci z rzędu u siebie, tracąc w każdym minimum po dwa gole. Może jednak lepiej przesunąć mecz z Dritą na neutralny teren, póki jeszcze jest czas?

Chyba trzeba kolejny raz przypomnieć to samo. Transfery, które poszerzyły kadrę, dając rywalizację na każdej pozycji. Czas, który był na pracę – najpierw dwa tygodnie przerwy reprezentacyjnej, teraz tydzień między meczami. Zresztą już ponad miesiąc minął od startu sezonu. Chorzy i kontuzjowani wracają do gry. Nie trzeba daleko jeździć, raptem kilkadziesiąt km do Płocka, a tak ciągle u siebie. W takich warunkach funkcjonuje zespół Legii, który zapomniał, jak się gra w piłkę, i kolejny raz poniósł tego poważne konsekwencje.

Takie mecze jak w Płocku nic nam nie dają. Przepychamy zwycięstwo, pod tym względem jest ok, ale dalej gramy tak samo źle. Przeciwnik jest na tyle słaby, że mimo to nie potrafi nam zagrozić. Można by to zaakceptować, gdyby potem przychodziła poprawa. Ale ten mecz, jak i poprzedni, niczego nas nie nauczył. Nadal wychodzimy tak samo, a potem zdziwienie, że po kwadransie jest 0:2. Tym razem liga była na tyle logiczna, że doigraliśmy się. W zasadzie każdy, kto ogląda te mecze, widział już wcześniej, czym to może skutkować. Może im dopiero teraz otworzą się oczy, bo jeszcze mogli próbować się czarować, że jest ok. Niestety to znowu jest koszmarny kryzys i znowu w najgorszym momencie.

Mimo
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Zwalnianie Vukovica jak dla mnie najwcześniej jest możliwe w przerwie zimowej. A i do końca to mnie nie przekonuje, bo boje się ze pójdziemy w stronę Papszuna lub innego wymysłu.

Wróci Wszołek na swój poziom, zacznie się lepsze granie, najgorsze co teraz można zrobić to jakieś nerwowe ruchy w sztabie szkoleniowym. Vuko ma awansować do grupy LE, to jest priorytet i tyle.
  • Odpowiedz
Ten ból, gdy jest się kibicem Legii i reprezentacji Polski i co trzy dni lub tydzień dostaje się ciężkostrawny futbol. Ostatnie dwa wyniki są na naszą korzyść i to coś wspaniałego, ale od oglądania robi się człowiekowi niedobrze.

Dwa tygodnie przerwy dawały nadzieję, że coś się ruszy, nie można chyba w nieskończoność wyglądać aż tak beznadziejnie. Wyniki zupełnie na to nie wskazują, ale z Jagiellonią gra była dużo lepsza, nawet w pierwszej połowie. Popełniliśmy wtedy bardzo kosztowne błędy, aż za bardzo rzuciliśmy się do przodu, ale od początku do końca były próby zdominowania przeciwnika. Zresztą składy na te mecze aż tak się między sobą nie różniły. Oczywiście obecność Luquinhasa i Mladenovicia zamiast Hołowni i Rochy to znacząca zmiana, ale Karbownik nie zagrał lepiej od Stolarskiego, a reszta zawodników to ci sami, którzy grali z Jagą od początku. Tu nie było wielkiego pola manewru do poprawy. Wiemy, że ci zawodnicy mogą grać dużo lepiej, ale niewielu z nich poprawiło swoją formę.

Jeżeli upływający czas ma nam coś dać, to przede wszystkim powrót tych, którzy byli nieobecni, a więc Wszołka, Juranovicia i Lopesa. Lepiej powinno być także z Kapustką i Valencią, a także z Kante i Martinsem. Nie dostaliśmy tego jednak od razu. Bardziej się obawiam, że to może odpalić dopiero w październiku, czyli prawdopodobnie już za późno. Nie chcę wnioskować po jednym meczu, teraz znów jest wolny tydzień, co daje już ostatnią szansę na realną poprawę. Potem zwyczajnie nie będzie na to czasu.

Jak
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

  • 2
@Kimbaloula to jest nieprawdopodobne że transfery które miały pomóc w podboju Europy zaczynają się ogrywać w połowie września (Juranovic bez meczu w lidze, Kapustka do bólu mierny i widać że bez rytmu, Lopes parę minut dopiero)
  • Odpowiedz
@Dorhak: Kapustka jest bez rytmu od lat, to kazdy wiedzial. Ja bede go rozliczac dopiero od przyszlej rundy. Co do reszty, to trudni, zeby Juranovic i Lopes grali z kontuzjami.

@Kimbaloula: Karbownik kolejny mecz gra kryminal. Obstawiam, ze jeszcze wisi w pierwszym skladzie, bo chca go jak najszybciej sprzedac. Nie sadzilem, ze kiedys to napisze, ale na ta chwile to juz wolalbym Stolarskiego. Mi sie w sumie nasza
  • Odpowiedz
Wracamy do tego, co było. Jest to znów ta sama Legia co rok temu, dwa lata temu i tak dalej. Dobrze, że przychodzi przerwa, ale taki tydzień jak ten nie powinien mieć miejsca.

Nie dość, że dwie porażki, to jeszcze obie u siebie. Jeszcze niedawno własny stadion był dużym atutem, teraz przegrywamy tu jeszcze częściej niż na wyjazdach. Okoliczności były sprzyjające ku temu, aby awansować do następnej rundy eliminacji, a w lidze chociaż nie mieć porażki po dwóch meczach. To jednak jak widać za wysokie progi dla tych asów.

Znowu był to mecz, w którym teoretycznie można zasłaniać się brakiem szczęścia. Poprzeczka i słupek, centymetry zabierające (słusznie) gola już w pierwszej minucie, Jaga skuteczna po jedynych dwóch wypadach pod naszą bramkę. Jednak znów sami się o to prosiliśmy. Vuković zmieniając skład w aż takim stopniu podjął to ryzyko, niestety pierwsza połowa zweryfikowała wielu zawodników negatywnie i do tego odbiło się to jeszcze na wyniku. Można by powiedzieć – chcieliśmy zmian, no to mamy…

Jak
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Z Vuko jest prosta sprawa, awansuje dalej w LE to zostanie, nei awansuje do grupy to wyleci i wezmiemy kogos z zagranicy.

Co do meczu to kolejny raz ilosc pecha jest niewyobrazalna. slupek, poprzeczka, nieuznana bramka, jak zwykle genialny mecz bramkarza... no ile mozna.

Poza tym poczulem sie w 1 polowie jak kibic Cracovii, 542 dosrodkowania kompletnie bez sensu. Dobrze, ze byly zmiany, bo 2 takiej polowki bym nie
  • Odpowiedz
Za jakie grzechy ( ͡° ʖ̯ ͡°) Do listy hańby dopisujemy Omonię, która nie ma lepszych zawodników, ale była lepszym zespołem. Ta niemoc w eliminacjach to jest jakiś totalny koszmar.

Jeżeli będziemy uczciwi, to przyznamy, że Legii zabrakło w tym meczu szczęścia. Piłka wybita z linii, słupek, dyskusyjna czerwona kartka, rzut karny dla przeciwnika (słuszny), brak karnego dla nas – gdybyśmy wybrali sobie te fragmenty, to pewnie byłaby to prawda. Niestety, prawda jest przede wszystkim taka, że sami się o to prosiliśmy. Trzeba było lepiej strzelać, bardziej uważać przy faulach, być ostrożniejszym w swoim polu karnym i bardziej zdecydowanym pod bramką Omonii. Może nie cofnęła się w pierwszych minutach jak Linfield, ale spokojnie dałoby się ją wtedy zdominować i coś wcisnąć. Do tego trzeba mieć jednak pomysł i umiejętności.

Niestety, poza krótkimi fragmentami, w ogóle nie gramy w piłkę. Przy korzystnych wynikach jeszcze przymykam na to oko, tu też dało się to przepchnąć, ale to boli, że przyjeżdżają przeciętne zespoły i nie mają się czego bać, bo z naszej strony niemal nic im nie grozi. Z Irlandczykami to przynajmniej próbowaliśmy rozgrywać – bardzo, bardzo powoli, ale jednak. Tutaj, im dłużej trwał mecz, tym bardziej ograniczaliśmy się do lagi, z której nic nie wynikało. Było dosłownie kilka minut w okolicach 70., kiedy wydawało się, że wreszcie coś im się przestawiło w głowach. Nic z tego, znowu po chwili wszystko
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Trzy zwycięstwa w pierwszych trzech meczach sezonu – niby żaden wyczyn, ale Legii od dawna się to nie udawało. Najczęściej głównie przez porażkę w Superpucharze lub na inaugurację w lidze. Tym razem Superpucharu nie było, w lidze jest zwycięstwo, co jest znakomitym wynikiem, patrząc na grę.

Nie dostaliśmy najłatwiejszego z wyjazdów na początek. Raków już w pierwszym sezonie po awansie mógł się podobać, mocno postawił nam się w lutym. Teraz mogą być jeszcze mocniejsi, jest to zespół, który może postraszyć najlepszych, za to prędzej straci punkty z beniaminkami. Jeżeli to wyeliminują, pewnie będą dość wysoko.

Dziś postawili nam trudne warunki przez większość meczu, tak że nie można było sobie go odbębnić i skupiać tylko na Omonii. Legia w Bełchatowie musiała się natrudzić, żeby wywieźć punkty, a do tego jeszcze okupiła to kolejną stratą personalną.

Liczyłem
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Omonia nie jest groźna. Kompleksiarze pieprzą głupoty jak kiedyś z Atromitosem.

Nikt mi nie powie, że skład który w środku gra 33, 35 i 33 letnim Brazylijczykiem, a na boku obrony lata prawie 35 letni Słowak jest zagrożeniem dla Legii.

Dodatkowo zagrali gorsze spotkanie niż Legia z Linfield oraz grają na wyjeździe
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: Omonia mistrza zdobyla mocnym fartem, jezeli nie maja szybkiego czarnego na skrzydle to powinno byc ok:)

Co do meczu, mnie Karbownik strasznie irytowal wczoraj, duzo bardziej podobal mi sie Rocha, ktory popelnial bledy, ale byly dlugie okresy, kiedy wszystkie akcje szly jego strona, prawa nic nie grala. Jestem mocno zaskoczony Kapustka, jak sie zgra z reszta ekipy to mozemy miec spory plus w srodku pola.
  • Odpowiedz
Dobrze, że mamy to za sobą. Kolejny raz pierwsza runda eliminacji okazuje się być trudna do sforsowania.

Generalnie lubię ten okres w roku, kiedy gramy w tych eliminacjach, zwłaszcza z totalną egzotyką. Oczywiście nie sprawia to zbyt dużej przyjemności gdy przegrywamy, ale akurat w zeszłym roku Legii zdarzyło się to tylko raz. Teraz też wynik jest po naszej stronie i to jest najważniejsze. Podobnie jak rok temu, jest to kwestionowane, bo za nisko, kompromitacja itd. Znamy to dobrze.

Rzecz jasna Legia zagrała bardzo słabo. Miała ogromne problemy z przebiciem się przez drużynę Linfield ustawioną bardzo głęboko. Sama skomplikowała sobie sprawę, bo jeszcze pierwszy kwadrans wyglądał jako tako, próbowali jeszcze szybszego rozegrania, pojawiły się jakieś sytuacje podbramkowe. Jednak potem było coraz gorzej, a im dłużej utrzymywał się wynik 0:0, tym było trudniej. W piątek Legia bardzo ułatwiła sobie sprawę w Bełchatowie, strzelając gola już na początku meczu. Tutaj zespół ewidentnie się zaciął, widać było frustrację i brak pomysłu, wszystko samo się napędzało.

Najgorsze
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@technojezus: A gdzie ja się nią zachwycam? Nawet nie widziałem ich na oczy. Zresztą Berg też mógł się zmienić, może już nie przykłada takiej wagi do taktyki. Bardziej z tym mógłby być problem niż piłkarsko.
  • Odpowiedz
Po niecałym miesiącu Legia wraca do gry. Po raz pierwszy od dawna pierwszy mecz sezonu jest na odpowiednim poziomie, mimo że w poprzednich rywalizowaliśmy z drużynami na podobnym poziomie do Bełchatowa.

Mając w pamięci przegrane Superpuchary, ogromne ciężary w Gibraltarze czy Irlandii, ten mecz wyglądał znakomicie. Dostaliśmy kolejne potwierdzenie, że Legia dobrze sobie radzi ze słabszymi rywalami i że gra do końca, przez co nie poprzestaje na strzeleniu 2-3 goli.

O ile wysokie zwycięstwa przy Łazienkowskiej nie są już aż taką rzadkością, to jednak rzadko się zdarza strzelać sześć goli na wyjeździe, niezależnie od poziomu przeciwnika. Tylko przez straconego gola ten mecz nie znajdzie się w ścisłej czołówce najwyższych wyjazdowych zwycięstw w historii klubu, ale pięciobramkowych zwycięstw poza swoim stadionem też nie było aż tak dużo. Warto docenić to, co robi obecna drużyna, bo przełamuje kolejne bariery i potrafi nawiązywać do bardzo wysokich wyników z dawnych lat.

Właściwie
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Jest maly problem z odpuszczaniem ligi: mamy tylko 30 meczow w sezonie. Jak dla mnie majac w miare szeroka kadre i mozliwosc zrobienia 5 zmian powinnismy dac rade nie stracic zbyt duzo na starcie.

Sam mecz do zapomnienia, chociaz wkurzaja mnie glosy, ze to tylko GKS itd. Juz nie raz przy tego typu sytuacjach mielismy mecz-horror, a nawet udalo sie odpasc z Pucharu, wiec nie deprecjonujmy tego.
  • Odpowiedz
@miki4ever: Ale eliminacje też są krótsze, więc nie ma potrzeby odpuszczania 8 meczów, a maksymalnie 5. Myślę zresztą, że tych dwóch pierwszych nie ma za bardzo jak odpuścić, bo brakuje zawodników do rotacji, a przeciwnicy w eliminacjach jeszcze nie są aż tak wymagający. Dopiero wrzesień powinien być okresem, kiedy warto będzie to zrobić.
  • Odpowiedz