Wpis z mikrobloga

Co roku to samo, tylko tym razem przesunięte na początek października. Kolejny łomot w Europie już w żaden sposób nie dziwi.

Zwykle takie porażki to moment, w którym wszystko zrównuje się z ziemią i zaczyna od zera. Szkoda tylko, że mieliśmy takich już kilka w poprzednich latach, a jeszcze żadna z powstałych w tym czasie koncepcji nie przyniosła przełomu w pucharach.

Astana, Rangers i Karabach – to trzy kluby, które regularnie grają w fazie grupowej pucharów, z czego Szkoci niedawno wrócili. To są zespoły, z którymi nie wstyd przegrać, ale nie w taki sposób jak teraz. Gdybyśmy grali w Baku, to jeszcze, ale u siebie to już totalny dramat. Zresztą to, co się dzieje w tym sezonie przy Łazienkowskiej, to już spore przegięcie – dwie porażki w lidze i dwie w pucharach. Tylko dodam, że Superpuchar gramy niedługo u siebie… W dodatku jako jedyni graliśmy wszystkie cztery mecze pucharowe u siebie (ostatni mecz Araratu został przeniesiony na Cypr). Rywale, poza Karabachem, byli całkowicie w zasięgu. Puchary przegraliśmy już z Omonią, skoro nie byliśmy w stanie pokonać przeciętnego zespołu z Cypru, to tym bardziej nie daliśmy sobie rady z dobrym z Azerbejdżanu.

Jeszcze raz dla jasności – ten wynik to żenada, kpina i dramat. Rok temu trafiliśmy na jeszcze lepszego przeciwnika, a jednak do końca byliśmy w grze. Tutaj już po pierwszej połowie cieszyłem się z wyniku, bo na niego nie zasłużyliśmy. Boruc może nie bronił nadzwyczajnie, ale robił swoje, nie wszystkie strzały były wyjątkowo proste, więc trzeba to docenić. Reszty nie było – 1 na 1 przegrywaliśmy prawie wszystko, nikt nie był w stanie utrzymać się przy piłce, a taktyka z lagi na Pekharta została przeobrażona w piłkę na dobieg na Pekharta. Czegoś tak niedorzecznego już dawno nie widziałem, a Legia przecież nie od dziś nie rozpieszcza grą.

Druga połowa zaczęła się właściwie tak samo, albo nawet gorzej, bo już wtedy napastnik Karabachu wychodził właściwie sam na sam. Pierwszy gol z przegranej przebitki, ale przy dwóch pozostałych porobili nas jak chcieli. Nikt u nas nie był w stanie zrobić pół takiej indywidualnej akcji ani podać w ten sposób w pole karne, żeby gość jeszcze mógł sobie przyjąć i dopiero strzelić. Chyba tylko Pekhart miał w końcówce zablokowany strzał z dobrej pozycji. Karabach piłkarsko przewyższał nas o kilka klas i to było bardzo bolesne. Nas było stać na stałe fragmenty i chyba tylko tyle.

Czego nie lubię w takich meczach, to kombinacji. Michniewicz wymyślił sobie taktykę z zagęszczeniem środka – ok, ale jednocześnie zrezygnował z dwóch zawodników, którzy na tle kolegów wyglądali nieźle, czyli Wszołka i Luquinhasa. Odkryte skrzydła i zostawieni sami Juranović i Mladenović kompletnie sobie nie radzili. Co gorsza, nie mieli asekuracji nawet od stoperów, więc byli rzeczywiście całkowicie osamotnieni. W środku, który miał być naszą mocną stroną, nie istnieliśmy w ogóle. Nie było kompletnie czasu ani miejsca na rozegranie, mało kto potrafił wywalczyć chociaż faul. Skoro już jednak byliśmy słabsi piłkarsko to trzeba było jakoś te braki zniwelować, ale nie udało nam się to w żaden sposób.

Kapustka i Valencia wzięci do odbudowy to aktualnie całkowite niewypały, choć dla mnie zdecydowanie największym jest Lopes – Kapustka przynajmniej miał już przebłyski w lidze, Valencia przyszedł niedawno, za to Portugalczyk najpierw wypadł z kontuzją, a teraz też jakby go nie było. Jakby dobrze poszło, to wywalczyłby karnego albo czerwoną kartkę z Górnikiem, ale na tym jego zasługi by się kończyły. Nie chcę go skreślać po tak krótkim czasie, ale na razie całkowicie zawiódł.

Jeżeli dodamy do tego Mladenovicia popełniającego w kółko błędy w defensywie, skompromitowanego dziś Juranovicia, to na razie jedynie Boruc wychodzi w miarę na plus z letnich transferów, choć nadal nie wybronił nam żadnego meczu. Legia musiała być wzmocniona kilkoma zawodnikami, aby przejść te eliminacje, ale w tej chwili tych wzmocnień nie ma. Może paru z nich jeszcze odpali, ale to już jak zwykle będzie za późno.

Co ciekawe, Karabach miał sporo problemów przed meczem, nie wszyscy mogli zagrać, a niektórzy wracali po kontuzjach. Spójrzcie jak u nich wyglądali zawodnicy, którzy dopiero wznowili treningi po urazach, a jak u nas ci, którzy trenują regularnie od początku sezonu, a teraz mieli tydzień na przygotowania. To wręcz niewiarygodne, w jak słabej formie jesteśmy. Nic nie działa na każdym polu. To nie jest tylko taktyka, trzeba przyznać, że równie źle jest z przygotowaniem fizycznym, umiejętnościami, jak i tym słynnym mentalem. Nie było żadnego punktu zaczepienia poza w miarę niezłym Borucem, na taki zespół jak Karabach nie miało prawa to wystarczyć.

Odkąd Dariusz Mioduski przejął pełnię władzy w klubie i został prezesem, tyle samo rund w pucharach przeszliśmy jak i w nich odpadliśmy. Na papierze na najmocniejszy zespół z grona pokonanych wygląda Atromitos, choć tak naprawdę był słabszy nawet od fińskiego Kuopio. Jedyna porażka, o którą nie można mieć pretensji, to Rangers, ale wszystkie pozostałe próby zostały zmarnowane. Wielokrotnie mieliśmy szczęście w losowaniach, a przecież to nie będzie trwać wiecznie. Choćby dlatego, że kiedyś skończy się współczynnik i rozstawienie. Dawał on nam wielokrotnie autostradę do fazy grupowej, ale jest konsekwentnie marnowany. Niestety, idziemy drogą Lecha, ale nie tego obecnego, tylko z poprzednich lat.

Już parę razy to powtarzałem, ale we mnie coś pękło po porażce ze Spartakiem Trnava. Astanę jeszcze przełknąłem, Sheriff mniej, ale od Trnavy to jest koniec. Już wtedy stwierdziłem, że to może być koniec fazy grupowej na najbliższe lata. Nie można nazwać tego klątwą, bo Mioduski regularnie stawia na niewłaściwych ludzi, nie ma już większości piłkarzy, którzy grali w Legii w fazach grupowych. Zresztą tamte lata pokazywały, że nie trzeba do tego nie wiadomo jakiego składu. Trzeba być po prostu najlepiej przygotowanym z kadrą jaką się ma i mieć trochę szczęścia. To szczęście objawiało się w losowaniach, więc wszystko, co wystarczyło zrobić, to wykorzystać je na boisku. Niestety, do Trnavy podeszliśmy z eksperymentującym Klafuriciem, Vuković przewalił z Dudelange u siebie, a Sa Pinto w chaosie nie był w stanie tego odrobić. Najlepiej poukładana była Legia Vukovicia rok temu, z drugiej strony brak napastnika przez ciągłe wystawianie Kulenovicia zemścił się z Rangersami. Teraz z organizacji gry nic nie zostało, ten sam trener taktycznie poległ w meczu z Henningiem Bergiem, a kolejny w 10 dni nie zdołał nic zmienić, a nawet jest gorzej.

Nie wiem, ile czasu jeszcze będzie potrzebował Mioduski, żeby nauczyć się piłki. Z jednej strony, jeśli go stać, to niech dorzuca kasę i uczy się dalej. Jednak my jako kibice tego nie przeżyjemy, jeśli będzie trwało w nieskończoność. Być może musimy odcierpieć analogiczną liczbę lat do tych, w których graliśmy w fazie grupowej. Nasz złoty okres w pucharach to lata 2011-16, więc może za dwa lata koniec tych męczarni? (2017-22). Tylko no właśnie, wtedy skończy się ranking, więc odbudować to będzie dużo trudniej niż teraz zepsuć.

Właściwie co roku piszę to samo, aż się wzdrygnąłem zaglądając do starych wpisów, a tam dokładnie to samo. Niestety, pogodziłem się z tym, że w Europie jesteśmy do niczego. Właściwie bardziej od takich gładkich porażek jak z Karabachem bolały porażki z zespołami słabszymi, bo one nie powinny zdarzać się tak często. Ale ta też na swój sposób boli, kolejny raz mamy pokazane jak na dłoni, jak słabi piłkarsko jesteśmy.

Gratulacje dla Lecha, który przeszedł aż czterech rywali, z czego trzech na wyjeździe. Widziałem, że tam w końcówce w Belgii obrona trochę rozpaczliwa, ale ponieważ się udało, to nie ma sensu tego wypominać, a wręcz da się to zrozumieć. W większości przypadków grali bardzo dobrze i nie awansowali przypadkowo. Szkoda, że nie możemy razem trzaskać rankingu. Gdyby nie Legia, ten sezon pucharowy byłby całkiem dobry, choć jak się okazuje, może nawet Piast dałby radę z Kopenhagą, gdyby aż tak się nie osłabił. Za rok wjeżdża kolejna zmiana formatu, dość rewolucyjna, z trzema rozgrywkami. Powstał już mit, że te trzecie będą dla totalnych cieniasów, podczas gdy w rzeczywistości one będą zbliżone do obecnej Ligi Europy. W każdym razie ta ścieżka dla mistrzów wygląda bardzo korzystnie. Ten, kto wygra mistrzostwo Polski, będzie musiał zrobić fazę grupową, w przeciwnym razie jest do utylizacji. Potrafię sobie niestety wyobrazić Legię zaprzepaszczającą taką szansę. Już tyle ich zmarnowaliśmy, że nic nie powinno nas dziwić.

#kimbalegia #legia
  • 5
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: Nie pamietam tak slabo grajacej Legii, to byla kompletna masakra. Azerowie wygrali zasluzenie, nie ma tutaj dyskusji.

ALE

Jakim #!$%@? cudem przy pierwszej bramce sedzia to puscil? Ja wszystko rozumiem, ale napastnik Karabachu praktycznie kopnal w glowe Jedrzejczyka, przeciez to nie mialo prawa byc kontynuowane.

Zastanawiam sie tez co by bylo jakby jednak Vuko zostal. Taktyka pewnie na wrzutke na Pekharta, ale chociaz jakas obrone po bokach bysmy mieli. W
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: legia źle przygotowana do sezonu,żaden zawodnik nie jest w formie.jakie zagęszczenie środka boiska?!wyjściem 2 napastnikami.kapustka,sliz,juranovic niech ogrywają się w ekstraklasie.dramat.
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@miki4ever: moim zdaniem z Vukovicem byłoby to samo, bo ta drużyna leży mentalnie. Jak stracili gola to już wiedziałem, że padną kolejne. Taktyka na ten mecz to był dramat ale Legia od pewnego momentu (przerwy na lockdown) wychodzi na każdy mecz obsrana i nie jest w stanie odwrócić losów spotkania, nie stać ją na jakiś wariacki zryw jak kiedyś ze Spartakiem czy Realem.
  • Odpowiedz
@miki4ever: Najbardziej jestem rozczarowany grą w defensywie, nawet przesuwać nie umieli. Teoretycznie największy atut Michniewicza nie był widoczny, ale też trudno żeby wszystko odbudował w kilka dni.

Rację ma @jandiabeldrugi, w tym sezonie tylko po stracie gola z Rakowem pokazali charakter, a odwrócenie wyniku przy 0:1 ostatni raz udało się w czerwcu z Arką plus remis z Piastem. Zaczynasz co drugi mecz od gonga, to ciężko jest się pozbierać jak
  • Odpowiedz