Wpis z mikrobloga

Ten ból, gdy jest się kibicem Legii i reprezentacji Polski i co trzy dni lub tydzień dostaje się ciężkostrawny futbol. Ostatnie dwa wyniki są na naszą korzyść i to coś wspaniałego, ale od oglądania robi się człowiekowi niedobrze.

Dwa tygodnie przerwy dawały nadzieję, że coś się ruszy, nie można chyba w nieskończoność wyglądać aż tak beznadziejnie. Wyniki zupełnie na to nie wskazują, ale z Jagiellonią gra była dużo lepsza, nawet w pierwszej połowie. Popełniliśmy wtedy bardzo kosztowne błędy, aż za bardzo rzuciliśmy się do przodu, ale od początku do końca były próby zdominowania przeciwnika. Zresztą składy na te mecze aż tak się między sobą nie różniły. Oczywiście obecność Luquinhasa i Mladenovicia zamiast Hołowni i Rochy to znacząca zmiana, ale Karbownik nie zagrał lepiej od Stolarskiego, a reszta zawodników to ci sami, którzy grali z Jagą od początku. Tu nie było wielkiego pola manewru do poprawy. Wiemy, że ci zawodnicy mogą grać dużo lepiej, ale niewielu z nich poprawiło swoją formę.

Jeżeli upływający czas ma nam coś dać, to przede wszystkim powrót tych, którzy byli nieobecni, a więc Wszołka, Juranovicia i Lopesa. Lepiej powinno być także z Kapustką i Valencią, a także z Kante i Martinsem. Nie dostaliśmy tego jednak od razu. Bardziej się obawiam, że to może odpalić dopiero w październiku, czyli prawdopodobnie już za późno. Nie chcę wnioskować po jednym meczu, teraz znów jest wolny tydzień, co daje już ostatnią szansę na realną poprawę. Potem zwyczajnie nie będzie na to czasu.

Jak dla mnie Legia przegrała ten mecz w głowach – nie mówię dosłownie o wyniku, tylko o tym, co działo się na boisku. Trochę powtórzył się przypadek meczu z Rakowem. Przy wyniku remisowym może nie graliśmy pięknej piłki, ale przynajmniej próbowaliśmy przejąć kontrolę. Widać było braki, ale cały czas było dążenie do strzelenia gola. Gdy strzeliliśmy na 1:0 w Bełchatowie, oddaliśmy inicjatywę, nie od razu się to zemściło, ale po przerwie już tak, i trochę czasu nam zajęło, zanim się odkręciliśmy. Pierwsze pół godziny w Płocku także było poprawne. Po strzeleniu gola nie działo się za wiele przez 10 minut, ale ostatnie 5 minut to już był pewien sygnał, że coś jest nie tak. Liczyłem na to, że korzystny wynik sprawi, że będziemy mogli podejść do drugiej połowy ze względnym spokojem. Nie było żadnego powodu, aby obawiać się Wisły Płock – wystarczyło wystrzegać się stałych fragmentów dla przeciwnika i w takiej sytuacji nie byłby w stanie nam nic zrobić.

Niestety druga połowa odciśnie bardzo wyraźne piętno na odczuciach z tego meczu. Legia miała korzystny wynik, przeciwnika co najwyżej przeciętnego, ale zamiast grać dalej to co grała od początku meczu, zaczęła się coraz bardziej bronić. Nie potrafię zrozumieć tego nastawienia. Wiem, że były dwie porażki, atmosfera może nie być najlepsza, ale kiedy oni mają złapać pewność siebie, jeśli nie w takim meczu? Takie próby rozpaczliwego dojechania do końcowego gwizdka z dobrym wynikiem z takim przeciwnikiem mogły tę sytuację jeszcze tylko pogorszyć. Przypomina mi się zeszłe lato, kiedy np. prowadziliśmy z Zagłębiem u siebie, a Vuković wpuszczał Wieteskę do środka pomocy, żeby tylko zamurować i jakoś szczęśliwie dowieźć wynik. O co tu chodzi? Ten zespół potrafił przez kilka miesięcy nie odpuszczać przeciwnikom do samego końca, odwracał niekorzystne wyniki, a gdy wysoko prowadził, szedł po kolejne gole. Teraz znowu wróciliśmy do tych samych błędów z zeszłego roku.

Dodajmy do tego, że bronić się nawet z Wisłą Płock to nie musi być wstyd. Chciałbym tylko widzieć, że jest w tym jakiś pomysł, oparty na próbie zmylenia rywala i wykorzystania wciągnięcia go na swoją połowę. Gdyby Legia z takiej defensywki była w stanie parę razy odgryźć się groźnym wypadem pod bramkę Wisły Płock, można by to było odbierać zupełnie inaczej. Tymczasem nie dość że nie było żadnych strzałów, to ciągła gra na chaos – niepotrzebne podnoszenie piłki, zagrywanie w największy tłok, coraz bardziej wybijanie bez żadnego pomyślunku. Brakowało kogoś na tyle inteligentnego boiskowo, że potrafiłby to wszystko uspokoić, tak aby zespół odzyskał kontrolę nad meczem. Mówiąc krótko, brakowało Antolicia. Choć grał on też w tych nieudanych meczach, to jednak udowodnił też wielokrotnie swoją wartość w środku pola. Dziś w środku i tak nie było tak najgorzej – Martins trochę się obudził, Slisz zagrał na swoim równym poziomie, czyli bardzo dobrze w defensywie i znacznie gorzej w rozegraniu piłki. Żadnego z nich nie było jednak stać na odmianę gry całego zespołu, choć Martins powinien być w stanie to zrobić.

Bardzo zabrakło kogoś z przodu, kto mógłby przytrzymać piłkę, z kolei obrońcy i bramkarz też swoje dołożyli, bo decydowali się znów na bardzo proste zagrania. Pcham się w gips, ale moim zdaniem słabsza gra Legii wynika również z niedostatecznej dyspozycji Kante. To jest cień zawodnika z poprzedniego sezonu – nie można mu zarzucić, że nie stara się, ale po prostu nic mu nie wychodzi. Nawet jak było dobre przyjęcie, to zaraz potem niecelne podanie lub strata. Wbrew pozorom już lepiej wychodziły powroty Pekharta pod linię środkową, których też wcale nie było tak mało, jak mogłoby się wydawać. W najgorszym razie, jak już nie mógł nic zrobić, to chociaż dawał się sfaulować – choć to dotyczy głównie pierwszej połowy, w drugiej już obaj byli totalnie poza grą. Niewielu zauważa też przydatność Pekharta we własnym polu karnym, wygrywa dużo pojedynków w powietrzu i sprawia, że stałe fragmenty przeciwników nie są aż tak groźne. Jedyny minus w tym meczu to obcinka jaką zaliczył przy akcji Kocyły, ale i tak polecam zwrócić uwagę, że temu zawodnikowi nie brakuje zaangażowania i gra na tyle, na ile potrafi. Do tego jeszcze jest bardzo skuteczny, tym razem przede wszystkim idealnie uniknął spalonego, odpowiedni strzał głową też nie był tutaj oczywisty, choć tu nigdy nie wiemy, na ile ta piłka odbija się przypadkowo, a na ile on ją trafia ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Odrobinę lepiej było w końcówce, kiedy weszli Lopes i Rosołek, którzy próbowali utrzymać piłkę na połowie przeciwnika i nawet zagrać kombinacyjnie, co w warunkach tego meczu było kosmosem. Tu nie ma się jednak czym podniecać. Bardziej martwi mnie, że swojego miejsca na boisku nie może sobie znaleźć Kapustka. Raz jest na jednym skrzydle, potem na drugim, następnie w środku, zmienia stronę jeszcze parę razy i w efekcie często wychodzi tak, że jest wszędzie, tylko nie tam, gdzie toczy się gra. Na plus jedynie postawa w defensywie – zwłaszcza teraz, gdy Karbownik ma coraz większe problemy z każdym elementem na boisku, obecność w pobliżu Slisza i Kapustki trochę uspokaja sytuację.

Warto zauważyć przełom w naszej potężnej taktyce tysiąca dośrodkowań. Zamiast wrzucać z wysokości pola karnego, jak robią to wszyscy, Mladenović robi to z głębi pola XD W dodatku mimo że te piłki dorzucane są poprawnie technicznie, to niewiele z nich jest celnych – to nawet nie przytyk do samego zawodnika, tylko samego sposobu gry, który jest mało efektywny. W każdym razie tego typu dośrodkowania siały już popłoch w debiucie Mladenovicia z Bełchatowem, potem bywało z tym różnie, teraz jest z tego efekt w postaci asysty przy zwycięskim golu. Mam nadzieję, że jednak stać nas na więcej, bo tak zupełnie serio, mnie taka różnica przy miejscu dośrodkowania nie jara.

Niemoc ofensywna w drugiej połowie była bardzo niepokojąca, ale też miałem obawy o to, czy nie odwalimy nic w defensywie. Slisz czyści niesamowicie, pod tym względem nasze przedpole jest dużo bezpieczniejsze, ale jakoś nie miałem zaufania do Remy’ego, a także do wspomnianego Karbownika. Ostatecznie udało się zachować czyste konto, po raz pierwszy od meczu z Linfield, ale zachwycony nie jestem. Dostaliśmy kilka sygnałów ostrzegawczych, z których wydawało mi się, że każdy kolejny to już jest ten ostatni. Lepszy zespół wykorzystałby co najmniej jedną z takich sytuacji i to jest raczej jasne. Nie byłoby tego, gdybyśmy się tak głęboko i rozpaczliwie nie cofnęli, no ale o tym już pisałem wyżej. Wkurzały mnie też idiotyczne żółte kartki, teraz wprawdzie jest mniej kolejek, ale nadal pauzuje się po 4., 8. i tak dalej. Jak jeden czy dwóch zawodników wypadnie, to może jeszcze da się to zamaskować, ale zawsze obawiam się sytuacji, w której wypada ich więcej naraz, a przy takim kartkowaniu jak dzisiaj to jest możliwe.

W tym wszystkim wyniki w lidze są… najlepsze od kilku lat. W ostatnich sezonach nasze maksimum po trzech kolejkach to było 5 punktów, a więc dopiero teraz udało się wygrać dwa mecze z pierwszych trzech. Wszystko jednak i tak blednie w obliczu tego, co stało się z Omonią. Minęło już trochę czasu, ale ten mecz nadal boli. Przede wszystkim dlatego, że przeciwnik naprawdę nie był groźny i można go było pokonać, co dałoby ogromny spokój. Ważną konsekwencją tej wpadki może być strata Antolicia już teraz. Tak naprawdę powinniśmy w najbliższy wtorek lub w środę zapewniać sobie fazę grupową LE (zresztą na naszą grę w eliminacjach LM było pewnie obliczone zaplanowanie meczu z Wisłą Płock na piątek), a zamiast tego wszystko zostało bardzo mocno skomplikowane. Niektórzy twierdzą, że Antolić przez większość pobytu w Legii jednak zawodził i nie ma gwarancji, że byłby nadal w stanie utrzymywać ten sam poziom co w zeszłym sezonie. Ogólnie nie przywiązuję się do piłkarzy, ale potrafię docenić tych, którzy coś temu zespołowi dają. Tymczasem przy takich odejściach w ostatnich latach coraz częściej słyszę, że nie szkoda, ten był przereklamowany, a na pewno przyjdzie ktoś lepszy. Na ogół było zupełnie odwrotnie i mimo że teraz kadra zespołu jest coraz mocniejsza, to potraciliśmy też wielu bardzo dobrych zawodników, z których być może niektórych dało się zatrzymać. Zobaczymy jeszcze jak to się zakończy, ale ja nie jestem dobrej myśli.

Cóż, tylko wynik powoduje, że da się to jeszcze jakoś przetrawić. Z całą pewnością nie może to tak wyglądać, jeżeli chcemy coś osiągnąć w tym sezonie. A zwłaszcza nie możemy czekać z powrotem formy do października. Jak widać ligę możemy wygrać nawet grając w ten sposób, wystarczy wygrywać niewiele więcej niż połowę meczów, co nam się akurat udaje, głównie dzięki poziomowi przeciwników. Wypadałoby jednak wreszcie samemu coś pokazać, a nie liczyć na to, że uda się przetrwać.

#kimbalegia #legia
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

  • 2
@Kimbaloula to jest nieprawdopodobne że transfery które miały pomóc w podboju Europy zaczynają się ogrywać w połowie września (Juranovic bez meczu w lidze, Kapustka do bólu mierny i widać że bez rytmu, Lopes parę minut dopiero)
  • Odpowiedz
@Dorhak: Kapustka jest bez rytmu od lat, to kazdy wiedzial. Ja bede go rozliczac dopiero od przyszlej rundy. Co do reszty, to trudni, zeby Juranovic i Lopes grali z kontuzjami.

@Kimbaloula: Karbownik kolejny mecz gra kryminal. Obstawiam, ze jeszcze wisi w pierwszym skladzie, bo chca go jak najszybciej sprzedac. Nie sadzilem, ze kiedys to napisze, ale na ta chwile to juz wolalbym Stolarskiego. Mi sie w sumie nasza
  • Odpowiedz
@miki4ever: Też sądzę, że Stolarski w tej chwili jest lepszy. Słupki/poprzeczki - ja pamiętam 1 z Linfield, 1 z Omonią, 1 z Rakowem, 2 z Jagiellonią i 1 z Wisłą Płock, czyli też wychodzi mi 6. Co ciekawe, wczoraj było najbliżej, aby dobić, ale zabrakło lepszego ustawienia Kante, żeby mógł strzelać w pierwszym tempie.

Garcia też powinien wylecieć, w pierwszej połowie atak na Achillesa Luquinhasa, w drugiej dostał kartkę dopiero
  • Odpowiedz