Wpis z mikrobloga

Dziś staram się przede wszystkim nie dramatyzować. W tym całym chaosie okazało się, że przynajmniej nie jesteśmy jeszcze na tyle słabi, aby odpadać z drużynami z Kosowa. Druga połowa psuje ogólne wrażenie, ale awans został wywalczony tak jak powinien, czyli dość pewnie.

Nie spodziewałbym się cudów po pierwszych dniach Czesława. W przeciwieństwie do Sa Pinto, przychodzącego tu na trzy dni przed rewanżem z Dudelange, Michniewicz przynajmniej orientował się w możliwościach zawodników. Choć skład zmienił się w znacznym stopniu, to w zasadzie do żadnej pozycji nie można było się przyczepić. Zwłaszcza przebudowany środek pola mógł się podobać – Karbownik i Luquinhas wreszcie zagrali na pozycjach, na których czują się najlepiej. Kadra została tak zbudowana, że więcej mamy dobrych „10” niż skrzydłowych, więc ktoś z nich siłą rzeczy musi tę lewą stronę obstawiać. Z kolei prawa strona wyglądała optymalnie.

W odróżnieniu od innych meczów, zepchnięcie przeciwnika do defensywy dało efekt stosunkowo szybko. Dobrze, że gol na 1:0 padł już po 25 minutach, bo bez tego moglibyśmy się męczyć jak z Linfield. Nagle Slisz zaczął pokazywać coś, czego ostatnio brakowało, czyli dokładne dalekie przerzuty. Również pierwszy raz od dość dawna strzeliliśmy gola po stałym fragmencie gry. Można narzekać, że znowu tylko te główki i dośrodkowania, na razie dobrze że akurat w tych sytuacjach to się sprawdziło. Mi osobiście najbardziej zabrakło strzałów z dystansu, z drugiej strony kto miałby to robić, skoro w przypadku Luquinhasa i Karbownika sam strzał to już sukces, a Slisz potrafi mieć spory rozrzut w swoich uderzeniach. Nie pamiętam też aby Valencia popisywał się takimi strzałami w Piaście, więc nawet gdy wydaje się, że jest miejsce do wycofania piłki i strzału z daleka, to w praktyce może być ciężko coś z tego konkretnego wyciągnąć.

Druga połowa była już dużo słabsza, wydawało się jakby się już oszczędzali, bo już raczej nie ma co mówić o nerwach przy wyniku 2:0. Mimo to chyba nawet było więcej dogodnych okazji niż w pierwszej, bo przeciwnik był nieco bardziej otwarty i łatwiej było znaleźć sobie miejsce w polu karnym. Sama końcówka to już totalna dekoncentracja, to też nie powinno się zdarzać, ale z takim przeciwnikiem się upiekło. Generalnie mecz praktycznie niewarty uwagi, wygrany dość spokojnie, bez żadnych sensacji.

Indywidualnie oprócz Slisza (znowu) łatwo wyróżnić Mladenovicia za dwie asysty. Widać, że gdy gra w zasadzie tylko do przodu, to radzi sobie znakomicie, gorzej jest, gdy musi bronić. Wieteska – wiem, że znowu popełnił prosty błąd, rywal nie był wymagający, ale po ostatnich występach już chyba wolę nawet jego od Remy’ego. Coraz bardziej wątpię w to, że Francuz się tutaj odbuduje, teraz nawet nie został zabrany na ławkę i jestem ciekaw, co to będzie oznaczać. Pewnym wywróceniem hierarchii jest całkowity brak Martinsa oraz Antolić na ławce – zobaczymy, czy teraz w środku nie będziemy aby grali zupełnie inaczej niż do tej pory. Akurat tę formację uważałem za jedną z mocniejszych w tym zespole, ale może z innymi zawodnikami i zadaniami będzie to wyglądało jeszcze lepiej.

Dla kilku zawodników ten mecz to były kolejne minuty, które mogą traktować jako przetarcie przed ważniejszymi meczami. Valencii nie sposób odmówić chęci do gry, ale w ogóle nie gra jak typowy skrzydłowy i trzeba zakładać, że będzie musiał często schodzić do środka. Na razie przynajmniej daje możliwość uzupełnienia składu. Kapustka po wejściu wreszcie trochę się pokazał, przy większej ilości miejsca spróbował kilku trudniejszych zagrań, może złapie w ten sposób trochę pewności siebie. Prawdopodobnie nie będzie już za wiele takich „łatwych” meczów do końca rundy, w których będzie miał aż taką swobodę jak dzisiaj (o ile oczywiście sam nie poprawi podejmowania decyzji i ustawiania na boisku).

Na razie nie można też mówić, że prawa strona jest już w najwyższej formie, póki co sam Mladenović robi nieco więcej niż Juranović i Wszołek razem. Mimo wszystko ta para na prawej stronie ma potencjał, jeżeli złapią podobną nić porozumienia jak Wszołek z Vesoviciem, to powinno być ok (teraz widać, że jeszcze trochę tego brakuje). Za to z ewidentnych minusów muszę wymienić Karbownika. Nawet w środku pola nie był tak przebojowy jak wcześniej na lewej obronie, przejście na skrzydło też nie pomogło. Problem jest większy niż tylko zmiana pozycji, z jakiegoś powodu na żadnej nie prezentuje się już tak dobrze jak wcześniej. To nie może być tylko kwestia rozczytania go przez rywali, na tle takich przeciwników jak Drita czy Linfield powinien sobie radzić niezależnie od tego, jak by go rozpracowali. Jeżeli Michniewicz w ten sposób chce budować środek pola, a Karbownik jednak nie ma być sprzedany już teraz, to dużo pracy czeka ich obu.

W defensywie warto zauważyć więcej prób wyprowadzenia piłki przez Jędrzejczyka niż Wieteskę (który mimo wszystko robi to jednak lepiej). Możliwe, że dzisiaj wyszliśmy dwoma nie do końca gotowymi do gry stoperami. Pytanie jeszcze co z Lewczukiem, który w wyniku decyzji Vukovicia nie grał aż od Omonii. Teraz ciężko się spodziewać, aby miał wrócić na Karabach po ponad miesiącu bez gry.

Czy Vuković też przeszedłby Dritę? Zapewne tak, choć nie wiadomo czy nie wyszedłby znowu Remym (ewidentnie stawiał na niego w lidze pod kątem występu w pucharach, w których nie mógł grać Lewczuk), Luquinhasem na boku, a Karbownikiem pewnie gdzieś w obronie. Właściwie bardziej dla trenera weryfikacją będzie Karabach, tutaj nie wystarczy już wygrać samymi umiejętnościami, ale trzeba też będzie dołożyć przygotowanie w pozostałych aspektach, które musi zapewnić trener.

Do Michniewicza nie jestem przekonany, radził sobie ostatnio w U-21, ale to jednak praca z reprezentacją. W klubach, nawet gdy dobrze zaczynał, to potem dość szybko mu dziękowano. Tylko w Lechu jego kadencja była naprawdę długa, jeszcze w Zagłębiu i Pogoni przepracował ponad rok, ale i tak niewiele. Wyników nie oceniam, bo to jednak w większości słabsze zespoły ligowe. Chciałbym, aby Legia weszła taktycznie na wyższy poziom, ale na razie tutaj niewiele dało się zrobić. Nadal gramy podobnie jak do tej pory, a entuzjazmu, który zwykle się pojawia po zmianie trenera, wystarczyło na 45 minut. Teraz będzie jedyny moment, żeby Michniewicz dłużej popracował z zespołem. Potem będzie na zgrupowaniu kadry, a jeżeli awansujemy do fazy grupowej (oby), to czasu nie będzie na nic.

Pisałem też już w innym komentarzu, że ja bym nie przekładał meczu ze Śląskiem. I tak gramy teraz ciągle u siebie, można było dać szansę innym zawodnikom, a ten mecz i tak trzeba będzie kiedyś zagrać (a do tego czasu Śląsk pewnie upora się ze swoimi problemami). Najgorzej jednak będzie, jeżeli my czy Lech nie awansujemy. Już teraz nie zostało to najlepiej załatwione, takie rzeczy powinny być przewidziane i ustalone wcześniej, więc jest trochę powodów do krytyki tych decyzji. W naszej gestii pozostaje to, aby nie dawać kolejnych.

Nie wiem za wiele o obecnym Karabachu, ale zwłaszcza mecz grany u siebie daje szansę na fazę grupową. Legia w optymalnej formie i odpowiednio ustawiona nie miałaby tutaj problemów, ale w aktualnej sytuacji niczego nie można być pewnym. Prawdopodobnie im bliżej meczu, tym bardziej awans będzie mi się wydawał realny. Jednak naprawdę nie wiem co nas czeka za tydzień, oby było to wystarczająco dużo czasu na poprawę, bo w przeciwnym razie możemy nie dać sobie rady.

#kimbalegia #legia
  • 8
@Kimbaloula: Podobno Michniewicz chciał grać, a mecz przełożony dlatego, żeby nie ryzykować zarażeniem wirusa. W normalnej sytuacji byśmy grali.
Jak dla mnie Slisz - Wow, na ta chwile prędzej jego sprzedamy za rekordowa kwotę niż Karbownika, który jest kompletnie bez formy. Juranovic mi się podobał, bo grał dobrze w obronie, Wszolka za ta żółta kartkę powinni porządnie ukarać, kompletnie bezsensowne zachowanie.

Chciałbym jeszcze jedno zaznaczyć, nie lubię się tłumaczyć pechem itd.,
Podobno Michniewicz chciał grać, a mecz przełożony dlatego, żeby nie ryzykować zarażeniem wirusa. W normalnej sytuacji byśmy grali.


@miki4ever: To dość dobry argument, przez ostatni miesiąc był z tym spokój, ale nadal nie jesteśmy od tego wolni.

Chciałbym jeszcze jedno zaznaczyć, nie lubię się tłumaczyć pechem itd., ale to już 8 słupek/poprzeczka w tym sezonie i to w większości przypadków było to w momencie gdy bramka zmieniłaby nam wynik. Serio, ile