Wpis z mikrobloga

Za jakie grzechy ( ͡° ʖ̯ ͡°) Do listy hańby dopisujemy Omonię, która nie ma lepszych zawodników, ale była lepszym zespołem. Ta niemoc w eliminacjach to jest jakiś totalny koszmar.

Jeżeli będziemy uczciwi, to przyznamy, że Legii zabrakło w tym meczu szczęścia. Piłka wybita z linii, słupek, dyskusyjna czerwona kartka, rzut karny dla przeciwnika (słuszny), brak karnego dla nas – gdybyśmy wybrali sobie te fragmenty, to pewnie byłaby to prawda. Niestety, prawda jest przede wszystkim taka, że sami się o to prosiliśmy. Trzeba było lepiej strzelać, bardziej uważać przy faulach, być ostrożniejszym w swoim polu karnym i bardziej zdecydowanym pod bramką Omonii. Może nie cofnęła się w pierwszych minutach jak Linfield, ale spokojnie dałoby się ją wtedy zdominować i coś wcisnąć. Do tego trzeba mieć jednak pomysł i umiejętności.

Niestety, poza krótkimi fragmentami, w ogóle nie gramy w piłkę. Przy korzystnych wynikach jeszcze przymykam na to oko, tu też dało się to przepchnąć, ale to boli, że przyjeżdżają przeciętne zespoły i nie mają się czego bać, bo z naszej strony niemal nic im nie grozi. Z Irlandczykami to przynajmniej próbowaliśmy rozgrywać – bardzo, bardzo powoli, ale jednak. Tutaj, im dłużej trwał mecz, tym bardziej ograniczaliśmy się do lagi, z której nic nie wynikało. Było dosłownie kilka minut w okolicach 70., kiedy wydawało się, że wreszcie coś im się przestawiło w głowach. Nic z tego, znowu po chwili wszystko wróciło do starego.

Paradoksem tego meczu jest też to, że tym razem wiele rzeczy przed sezonem poszło dobrze. Po raz pierwszy od dawna udało się wygrać ligę wcześniej niż w ostatniej kolejce, przez ponad pół sezonu grając efektowną piłkę. Jest trener, który dostał czas i wzmocnienia, uczestniczy wraz z dyrektorem sportowym w budowie drużyny według pewnego pomysłu. Nikt ważny nie odszedł, zmiana w bramce jest nawet na plus. Losowania obu pierwszych rund wskazały mecze u siebie, pierwsze ze słabym zespołem, drugie z przeciętnym. Jeżeli nawet w takich warunkach nie potrafimy zrobić dwóch awansów, to w jakich? Jeszcze do tego najlepsi obrońcy w jednej akcji walą totalne babole prowadzące do rzutu karnego i straty gola. To wszystko jest taką ironią losu, że tylko nam mogło się to przytrafić.

Winny tego stanu rzeczy jest przede wszystkim trener. Oczywiście ktoś go zatrudnił, ktoś na tym boisku grał, ma też sztab ludzi odpowiedzialnych za różne rzeczy oraz dyrektora sportowego. Jednak w tym pojedynku trenerskim weryfikacja Vukovicia była bardzo bolesna. Berg zjadł go taktycznie. Jeszcze kilka lat temu cieszyłem się po tego typu zwycięstwach, tylko że wtedy mieliśmy łysego Norwega po swojej stronie. On potrafi w niewytłumaczalny sposób przejść każdego w eliminacjach. My natomiast potrafimy z każdym odpaść.

Nie miałbym pretensji, gdybyśmy grali z lepszym zespołem i odpadli. Tak byłoby w następnej rundzie, czy to z rozstawieniem, czy bez. Jednak przez cały mecz miałem przekonanie, że Omonia jest spokojnie do ogrania. Boli, że nawet nie spróbowaliśmy zwyczajnie grać z nimi w piłkę. Oni przez pierwszą połowę głównie kopali po nogach, z piłką popełniali wiele prostych błędów. Nieukaranie ich za to szybko się zemściło. Daliśmy im już taką swobodę, że robili sobie na boisku co chcieli – a że są kreatywni w ataku mniej więcej tak jak my, to długo to trwało i ciężko się patrzyło. Niby broniliśmy jeszcze całkiem skutecznie, to jednak już te błędy Mladenovicia i Jędrzejczyka kompletnie mnie rozłożyły. Zresztą widać było, że z całego zespołu szybko uszło powietrze, nie byliśmy w stanie rzucić się do ataku i nawet walczyć o remis.

Nie chcę szukać wymówek w postaci błędów sędziego. Wspomniałem o tym niemal na początku, bo jednak tak było i można to różnie oceniać, ale kilka tych błędów było. Natomiast teraz najgorsze co można zrobić, to właśnie szukać wymówek. Nawet w dziesięciu można normalnie grać – jakoś w marcu z Piastem było to możliwe (nawet mimo porażki), a zamiast liczyć na rzuty karne można po prostu stworzyć więcej sytuacji. Nie zrobiliśmy wszystkiego, żeby ten mecz wygrać, pretensje możemy mieć wyłącznie do siebie. Najgorzej, jeżeli trener i zawodnicy będą się czuli wielce pokrzywdzeni, bo to odwraca uwagę od sedna problemu.

W całej debacie o eliminacjach pucharów brakuje niestety merytorycznego spojrzenia na to, czemu nam się nie udaje. Nadal nikt nie potrafi spojrzeć na te mecze i powiedzieć, czego tak naprawdę nam brakuje. Oczywiście najprościej powiedzieć, że umiejętności – to prawda, ale wielokrotnie odpadaliśmy już ze słabszymi zespołami, nawet nie na papierze, a widać to było na boisku. Na pewno są ogromne problemy z taktyką, ale kto jest w stanie to przeanalizować i wyciągnąć wnioski? Są dwie opcje – albo są jakieś założenia przed meczem i zawodnicy są na tyle tępi, że nie potrafią ich zrealizować, albo to trenerzy są tępi i nie przedstawiają tych założeń lub każą grać w taki sposób jaki widzimy. Przecież to jest niewiarygodne, żeby rzeczywiście ktoś chciał grać w ten sposób. Nawet murować i lagować trzeba umieć, co pokazuje trener Berg. Proste środki też mogą być skuteczne i nie ma w tym nic złego, ale my nawet ich nie potrafimy zastosować.

Ja nie czuję się na siłach, żeby wyjaśniać, co się działo na boisku. Wydawałoby się, że ta drużyna umie założyć pressing, wyprowadzić atak przez bocznego obrońcę, ma jakieś pomysły na rozegranie stałych fragmentów. To wszystko widzieliśmy w poprzednich miesiącach, ale już zniknęło. Wciąż mam też poważne wątpliwości, jak zdecydowano się przygotowywać formę na ten sezon. Czyżby jednak od zera? Wtedy będziemy musieli poczekać do września albo co gorsza do października, żeby to znowu zaczęło jakoś wyglądać. Krytyka Vukovicia za ten mecz jest słuszna, ale z jakiegoś powodu działało mu od października do marca, a potem po przerwie pandemicznej w pierwszych kilku kolejkach w maju i czerwcu. Teraz znowu mamy sytuację jak rok temu, że w najgorszej formie jesteśmy na początku sezonu, czyli w najważniejszych meczach. Nie wiem, jakim cudem można było do tego dopuścić.

Oczywiście możemy jeszcze rozmawiać o personaliach. Kante i Kapustka weszli z ławki i poza kilkoma zrywami niestety to niewiele wniosło. Może gdyby grali od początku, kiedy jeszcze mieliśmy jako taką przewagę, to byłoby lepiej. Vuković pewnie planował wpuszczenie ich na zmęczonego przeciwnika, żeby przesądzili sprawę podobnie jak Kante z Linfield. Niestety jednak to my byliśmy tym zmęczonym przeciwnikiem i te zmiany tego nie uratowały. Kante przez długi czas był osamotniony z przodu i nie mógł tam nic zrobić. Problem może się zrobić w defensywie, bo Wieteska jest jaki jest, ale wstawianie Remy’ego czy Astiza też jest pewnym ryzykiem. Lewczuk będzie pauzował jeden mecz w pucharach, ale też złe rzeczy się dzieją z nim – dwie czerwone kartki w tym roku, kontuzja z Rakowem, trochę pechowiec się z niego zrobił. Czy naprawdę nie ma w tym klubie ani jednej osoby, która miałaby szczęście?

Jeżeli miałbym jeszcze szukać przyczyn w słabszej grze Legii, to na pewno widoczny jest spadek formy Antolicia. Jeszcze jest w stanie zagrać coś do przodu czy strzelić na bramkę, ale to są pojedyncze próby na 90 czy 120 minut. W defensywie w miarę daje sobie radę razem ze Sliszem, pod tym względem nie mam do nich zastrzeżeń. Brakuje natomiast stwarzania przestrzeni, zmiany tempa gry, za dużo jest strat, które kończą akcję, zanim się ona jeszcze na dobre zaczęła. Dużym rozczarowaniem jest też dla mnie Martins. Straciłem trochę cierpliwość i nie bardzo rozumiem tak powolnego wprowadzania jego i Kante. Pewnie by to i tak niewiele zmieniło… Ale może chociaż wymiana najsłabszych ogniw, takich jak Gwilia, jest w stanie coś ruszyć. Już wolę nawet ustawić na mózgu Antolicia i niech on rozgrywa, a Martins i Slisz niech pracują na niego. Niech Luquinhas schodzi do środka, a Rosołek wchodzi w pole karne jako drugi napastnik. Wolałbym też Karbownika w pomocy i Jędzę lub nawet Stolarskiego na prawej obronie, ale to akurat praktycznie niemożliwe. Nie wiem, cokolwiek, żeby to ruszyło, bo widać, że w tym ustawieniu to nie funkcjonuje. Pekhart jest ok, pod warunkiem że dostanie podania, a poza polem karnym będzie w stanie utrzymać piłkę i można z nim grać na ścianę. Tu na pewno dramat, że nie trafił na początku spotkania. To też mógł być moment, który był w stanie wszystko zmienić.

Co do samego boiska, dodam jeszcze wznowienia gry od bramki. Boruc praktycznie cały czas tylko posyłał długie piłki. Wydaje mi się, że jednak wcześniej (w zeszłym sezonie) było więcej prób rozgrywania od tyłu przez obrońców. Teraz takie lagowanie nie ma sensu tym bardziej, gdy piłka nie leci do Pekharta, albo gdy już nie ma go na boisku. Granie na chaos nawet do Kante to nie jest najlepszy pomysł. Co on ma zrobić, gdy jest sam, i nikt do niego nie podchodzi. Tak błyskawicznie tracąc piłkę nic nie zrobimy, a wciągnięcie przeciwnika na swoją połowę przy rozegraniu to ryzykowny, ale jak dla mnie rozsądny pomysł.

Do zmiany jest właściwie wszystko i wszyscy – nietrudno o takie wnioski na gorąco po meczu. Teraz pewnie nawet wygramy z przeciętną Jagą, ale to niewiele zmieni. Porażka z Omonią martwi o tyle, że nie ma już marginesu błędu. Trzeba przejść dwie rundy, a z tym może być problem. Następna jest dopiero za miesiąc i to daje powody do optymizmu, bo to już jest na tyle dużo czasu, że jest szansa na ogarnięcie się. Tylko że tym bardziej szkoda, bo w dobrej formie można by nawet powalczyć w tej III rundzie LM, tu w sierpniu chodziło tylko o to, aby przejść, a to co najlepsze zostawić na wrzesień.

Niestety, to co teraz pokazaliśmy, było już poniżej jakiegokolwiek minimum, więc nie wystarczyło nawet na Omonię. W każdym razie nawet po takim paździerzu Vuković i zawodnicy dostaną kolejną szansę. Jeśli i ją zmarnują, to kwestia ich przydatności w Legii będzie mocno wątpliwa, zwłaszcza jeżeli dostaniemy przeciwnika w zasięgu. Fajnie, że wygraliśmy ligę, ale w pucharach znowu następuje weryfikacja i już po prostu za dużo tego. Jak tego nie przełamiemy, to niedługo skończy się jakiekolwiek rozstawienie nawet w pierwszych rundach i błędne koło będzie mogło trwać dalej.

#kimbalegia #legia
  • 5
@Kimbaloula: Vuković - tyle w temacie.

Jak gość wystawia słabego Pekharta razem z kompletnie beznadziejnym Gvilia i co jest po prostu kompletnym odlotem, Rosołka, młodego, słabego NAPASTNIKA na skrzydło, który na tym skrzydle nie potrafi grać, to mamy to co mamy.

Kante niby niegotowy, a grał ponad 60 minut będąc lepszym od Pekharta, trudno było debilowi go wystawić? Jak widać trudno

Kapustka grał ponad 40 minut i zagrał lepiej od Gvilii
@technojezus: Nie chciałem tego pisać, ale niestety muszę - nadal brakuje alternatyw w ofensywie. Nawet jakby Kante i Kapustka grali od początku, to potem nie byłoby kogo wpuścić z ławki. Nie mogą grać Lopes, Wszołek i Cholewiak, z nich powiedzmy że dwaj pierwsi by się przydali. Nadal jednak brakuje jeszcze co najmniej 1-2 zawodników, którzy zrobiliby różnicę z przodu.

Pozostaje jeszcze pytanie, czy nas stać nawet nie na wzmocnienie składu, a
@Kimbaloula: Wszolek wróci z korony, Jurano też i już na boku może grać Wszołek, albo Karbownik. Za Gvilę Kapustka nawet w takiej formie jak jest teraz.

Rosołek powinien zostać wywalony z kadry i mam nadzieję, ze jak Lopes wejdzie do gry to nie zobaczę już go na oczy w Legii po tym co on wyprawia. Nawet Gvilia nie działa tak na mnie jak ten przehypowany polski młody drewniak.

Napastnicy to Kante