Wpis z mikrobloga

Lagia, przepraszam, Legia, przegrała kolejny mecz. Trzeci z rzędu u siebie, tracąc w każdym minimum po dwa gole. Może jednak lepiej przesunąć mecz z Dritą na neutralny teren, póki jeszcze jest czas?

Chyba trzeba kolejny raz przypomnieć to samo. Transfery, które poszerzyły kadrę, dając rywalizację na każdej pozycji. Czas, który był na pracę – najpierw dwa tygodnie przerwy reprezentacyjnej, teraz tydzień między meczami. Zresztą już ponad miesiąc minął od startu sezonu. Chorzy i kontuzjowani wracają do gry. Nie trzeba daleko jeździć, raptem kilkadziesiąt km do Płocka, a tak ciągle u siebie. W takich warunkach funkcjonuje zespół Legii, który zapomniał, jak się gra w piłkę, i kolejny raz poniósł tego poważne konsekwencje.

Takie mecze jak w Płocku nic nam nie dają. Przepychamy zwycięstwo, pod tym względem jest ok, ale dalej gramy tak samo źle. Przeciwnik jest na tyle słaby, że mimo to nie potrafi nam zagrozić. Można by to zaakceptować, gdyby potem przychodziła poprawa. Ale ten mecz, jak i poprzedni, niczego nas nie nauczył. Nadal wychodzimy tak samo, a potem zdziwienie, że po kwadransie jest 0:2. Tym razem liga była na tyle logiczna, że doigraliśmy się. W zasadzie każdy, kto ogląda te mecze, widział już wcześniej, czym to może skutkować. Może im dopiero teraz otworzą się oczy, bo jeszcze mogli próbować się czarować, że jest ok. Niestety to znowu jest koszmarny kryzys i znowu w najgorszym momencie.

Mimo że poprzedni mecz był wygrany, to pisałem o nim jak o przegranym, a nawet raz w tekście wyrwało mi się dosłownie słowo „przegrany”. Ta drużyna to ewenement, bo nawet jak punktuje, to jest wrażenie, jakby przegrywała. Teraz też nic innego nie kojarzy się z tym meczem. Przez cały czas wyglądaliśmy na całkowicie pogodzonych z losem. Były próby ataków na alibi, ale za tym nic konkretnego nie poszło. Na to nie ma usprawiedliwienia nawet przy wyniku 0:3.

Staram się przywiązywać małą wagę do wypowiedzi wokół meczu. Najczęściej oni i tak nie mówią prawdy lub tylko odbębniają swój obowiązek wobec mediów. Jednak tym razem jestem bardzo zaniepokojony. Ja rozumiem, że Vuković nie chce lekceważyć nikogo, co na pewno zdarzało się wcześniej w tej drużynie i zawsze był problem ze słabszymi drużynami. Obawiam się jednak, że przesadził w drugą stronę. Ci zawodnicy boją się własnego cienia, a co dopiero przeciętnych ligowych przeciwników. Tu jest nawet strach przed anonimowym zespołem z Kosowa. Wyniki i atmosfera nie pomagają, ale na tym poziomie nie można aż tak zwątpić w siebie. Jak to jest możliwe, że zespół mistrzowski wychodzi ze strachem właściwie na każdy mecz? Ja, przegryw, mam uczyć ich pewności siebie? Potrzeba tu kilku chadów, żeby to pociągnęli, bo nie można się kłaść przed randomami i się dziwić, że to nie działa.

„Górnik niczym nas nie zaskoczył” – to już totalna bzdura i frazes. Oczywiście wiadomo było jak Górnik zagra. Albo dokładnie tak jak w dotychczasowych meczach, albo zdecyduje się na murarkę (nawet zespoły w dobrej formie potrafiły u nas głęboko się cofać). Trzeba było być przygotowanym na oba te warianty. Oczywiście nie byliśmy na żaden z nich. Wyglądaliśmy na całkowicie zaskoczonych, że Górnik stoi linią obrony już na połowie boiska, że tak skracają pole i że nagle robi się tłok, w którym to oni wygrywają walkę piłkę. Przecież na takie ustawienie może być tylko jedna odpowiedź. Widzisz, że przyjeżdża przeciętny personalnie zespół, który odważył się wyjść bardzo wysoko. Rzuć mu kilka piłek za plecy i patrz, jak płonie. Jagiellonia potrafiła z nami, a my nie mogliśmy? To nawet śmieszne nie jest.

Nawet zaskakujące było to, że wielu piłkarzy Legii w pierwszej połowie widziało te wolne strefy i wybiegało na pozycje. Co jednak z tego, skoro nikt nie potrafił im zagrać piłki w tempo. W drugiej połowie Lopes się skompromitował, bo jako napastnik nie był w stanie tego wyczuć i był ciągle na spalonym. Jedyny, który to ogarnął, to Wszołek, i podania do niego robiły robotę. Fajnie zrobił to też Mladenović w pierwszej połowie, ale nie zagrał piłki do środka w odpowiednie tempo i Luquinhas uderzał dopiero sto lat później, gdy przed nim roiło się od obrońców. W ten sposób należało grać cały czas! Ok, Górnik ma szybkich obrońców, w przeciwnym razie by w ten sposób nie grali, ale przy dobrym timingu można było ich kontrować aż miło. Nam brakuje typowych szybkościowców – to też prawda, ale nadal uważam, że to było do zrobienia.

Ten zespół jest na tyle dobry personalnie na tę ligę, że nawet przy słabej grze jest w stanie coś tam stworzyć w ofensywie. Zwykle wystarczy, że po prostu któreś dośrodkowanie przejdzie lub akurat wyjątkowo będzie fragment trochę składniejszej gry, co mimo wszystko też się zdarzało. Oczywiście pozostaje problem z wszechobecną lagą, ale w tym przypadku już nawet nie chodzi o ofensywę. Ona powoduje, że bardzo łatwo tracimy piłkę i ona błyskawicznie wraca pod nasze pole karne, ale już nie w naszym posiadaniu. Wybijać piłkę w ten sposób można, jak już rozpaczliwie się broni wyniku w ostatnich minutach, bo rywal tak na nas siadł, że nie ma innego wyjścia. Ale tutaj naprawdę są inne rozwiązania, a oni i tak uparcie wybijają piłkę na oślep, nawet nie na walkę na konkretnego zawodnika. To już nawet przestała być laga na Pekharta, bo on coraz rzadziej jest adresatem tych wybić, tylko piłka ląduje w randomowych miejscach.

Trochę wracając – odbudowę tego zespołu trzeba zacząć od defensywy. Nie możemy tracić tylu goli, bo nawet najlepsze ofensywy mogą mieć problem z odrabianiem takich strat. Górnik dwa razy klepał sobie w naszym polu karnym (!), bo mu na to pozwoliliśmy. Ogromny udział w pierwszym golu miał Boruc, który wybił koszmarnie, a ustawieniem kompletnie nie byliśmy przygotowani na to, że po tym wybiciu zaraz trzeba będzie ratować sytuację w naszym polu karnym. Zrobił się chaos, niby próbowaliśmy to naprawić, ale to były bardzo nieudolne próby. Przy drugim golu można mieć bardzo duże zastrzeżenia do ustawienia niektórych zawodników, nie wiem jak można zostawiać dwóch zawodników nieobstawionych na środku pola karnego. Trzeci gol głównie na konto Slisza z powodu straty i Jędrzejczyka, który został ośmieszony 1 na 1.

Oczywiście można znowu mówić, że Górnik był bardzo skuteczny, bo poza tym miał tylko strzały z dystansu i Jimeneza z ostrego kąta. No ale to też część gry. Jeżeli Mladenović i Kante nie wykorzystują takich sytuacji w pierwszej połowie, to z czym do ludzi. Być może złapanie kontaktu wtedy by coś poprawiło, choć nie sądzę. Wydawało się, że możemy jeszcze spróbować po akcji z rzutem karnym/wolnym i dwóch akcjach z udziałem Slisza (gol i pudło po solowym rajdzie). Jednak mimo cofnięcia się Górnika, na tym się tak naprawdę skończyło. Jeśli wierzyć statystykom, tym razem okres bez strzału trwał co najmniej ostatni kwadrans. To jest czas, w którym spokojnie można było strzelić choćby jednego gola, ale nie byliśmy nawet blisko. Może się to kłóci z tym, co pisałem wyżej, że jakieś okazje zawsze będą. Tu jeszcze raz powtarzam zastrzeżenie – będą, jeśli będziemy chociaż próbować. Tu nawet tych prób nie było.

Indywidualnie nie do końca jest sens szukać kozłów ofiarnych, bo wszyscy zawodzą. Może Wszołek wyglądał najlepiej, bo ostatnio nie trenował u Vukovicia xD Z tego powodu też szkoda Valencii, w Omonii mógł nowy grajek na skrzydle wejść już od razu w ważnym meczu, u nas się cackają z niewiadomych przyczyn. Może właśnie ktoś nowy, taki jak Ekwadorczyk, rozruszałby tę drużynę. Na pewno bardzo zawiedli nowi zawodnicy – o Borucu i Lopesie napisałem, obaj pociągnęli nas w dół. Kolejny to Kapustka. Jak dla mnie, on ledwo powinien łapać się na ławkę, a od kilku meczów gra w podstawowym składzie. Na razie wystawianiem go Vuko szkodzi i zawodnikowi, i całej drużynie. Ktoś może się przyczepić, że to przypadek podobny jak Valencia – tego nie wiemy. Na razie widać, że Kapustka poza niezłym wejściem z Rakowem i asystą z Jagą nie pokazał kompletnie nic. A to były dwie pierwsze kolejki, w kolejnych dwóch było tylko gorzej zamiast lepiej. Mladenović jeszcze szarpie, więc można mu odpuścić, choć popełnia też bardzo proste błędy. Reszta to dramat – zawodzą nawet liderzy, jak Jędrzejczyk, Antolić czy Kante. W miarę nieźle oprócz Wszołka zagrał tylko Slisz, ale był zamieszany właściwie w każdego gola. Starał się, ale tym razem w defensywie zawalił całkowicie. Mimo wszystko stawiałbym na niego, z każdym kolejnym meczem coraz bardziej widać potencjał.

Osobny akapit muszę poświęcić trenerowi. Naprawdę nie chciałbym żeby był zwalniany, ale on sam się prosi. Potrafię sobie wyobrazić, że ta drużyna odpali, bo taki kryzys nie może trwać wiecznie. Co mnie najbardziej boli – on nie sprawia wrażenia, że wyciągnął wnioski. Rok temu też miał słaby początek, była lekka górka w sierpniu, na Rangersów to nie wystarczyło, potem dołek we wrześniu i odbicie w październiku. Teraz zaczęliśmy dobrze z Bełchatowem, potem już ciężko się to oglądało, ale jeszcze były przebłyski dobrej gry, jak z Jagą mimo wyniku. Teraz po przerwie i we wspomnianych komfortowych warunkach, zamiast poprawy, jest jeszcze gorzej. Nie wiem, co on z nimi robi, że tak wyglądają. Nie wierzę, że też tylko tak pałują przez całe boisko na treningach i tak wygląda jedyny pomysł na grę. Prędzej widzę sytuację, w której niby mają jakiś plan, ale z jakiegoś powodu na boisku mają cykora i decydują się już niemal tylko na najprostsze środki. O przygotowaniu fizycznym nawet nie chcę rozmawiać. Przygotowywał ich ten sam sztab, nie jest przecież tak, że nie biegają ani nawet że się nie starają. Ja widzę główną przyczynę w braku pewności siebie, który jest niewytłumaczalny. Tylko atmosfera i słabe wyniki mogą to usprawiedliwiać, ale nie przy takiej skali problemu.

Ja tak czy siak będę siadał do kolejnych meczów i czekał, aż to zatrybi. Tylko ile można. Co by nie powiedzieć, ryzykujemy, atakując LE z Vukoviciem na ławce. Z tym podejściem, jakie on ma, to może się źle skończyć. Tylko że pamiętamy jak było dwa lata temu. Zwolniony został Klafurić, Vuko przegrał z Dudelange, Pinto przyszedł już za późno, żeby to poukładać i nie odrobił strat w Luksemburgu. Z ostatnich trenerów Legii to on miał największe papiery na to, żeby coś w tych pucharach zrobić, ale został zatrudniony za późno. Jak dla mnie mógł być kolejnym Hasim – porozwalać co się da, zrobić koszmarną atmosferę w klubie, ale wejść do pucharów, a potem w roli Magiery mógłby już sprzątać ktokolwiek, nawet Vuković. Gdybyśmy teraz chcieli zmieniać Vukovicia, to pchamy się w ten wariant z Sa Pinto, a nie z Hasim. Na to był czas przed przerwą reprezentacyjną. Teraz już go nie ma.

#kimbalegia #legia
  • 2
@Kimbaloula: Zwalnianie Vukovica jak dla mnie najwcześniej jest możliwe w przerwie zimowej. A i do końca to mnie nie przekonuje, bo boje się ze pójdziemy w stronę Papszuna lub innego wymysłu.

Wróci Wszołek na swój poziom, zacznie się lepsze granie, najgorsze co teraz można zrobić to jakieś nerwowe ruchy w sztabie szkoleniowym. Vuko ma awansować do grupy LE, to jest priorytet i tyle.