Wpis z mikrobloga

Ten wpis dodaję tak późno, ponieważ nie miałem pojęcia, jak go zacząć… Poważnie xD

Właściwie mecz był bez większej historii, choć nieco zaskakujący może być fakt, że wygraliśmy z Lechią u siebie po raz pierwszy od czasów Jozaka. Pewnym rozwiązaniem tej zagadki jest to, że ostatnio gramy z nimi u siebie tylko raz na sezon, a w rundzie finałowej zwykle wypadały wyjazdy. Zresztą właśnie od tamtego meczu trzy lata temu ani razu gospodarz nie był w stanie wygrać meczu w tej rywalizacji.

Przez długi czas można było mieć wrażenie, że jest gorzej niż z Piastem. Nie tylko wynik, ale też problemy z zepchnięciem przeciwnika do defensywy. Lechia wyszła dość ofensywnie, a i tak nie byliśmy w stanie wykorzystać tego, że była odkryta. Jednocześnie ona sama za bardzo nam nie zagroziła. Z naszej strony było podobnie, ale i tak znów było wystarczająco dużo dobrych sytuacji, aby już na przerwę schodzić z bezpiecznym wynikiem. Choć strzałów było mniej niż z Piastem, to nie można było narzekać na otwierające podania – tutaj przede wszystkim strzelcy znowu się nie popisali. Już nawet nie chodzi o to, że marnują, albo że nie trafiają w bramkę, tylko jak bardzo piłka mija cel… Nie mówiąc o tym, że zawodnicy bez przerwy się ślizgali. Murawa się i tak poprawiła, a Lechia nie miała aż takich problemów z utrzymaniem się na nogach. Zatem pech albo słabe przygotowanie pod nawierzchnię.

Przełamanie przyniosła stuprocentowa kopia gola na 2:1 z Zagłębiem Lubin. To trafienie było identyczne. Wielu zawodników miało problem ze znalezieniem Pekharta w polu karnym, specjalnie dziś zwracałem uwagę na jego poruszanie się w polu karnym i miał ogromne problemy, aby zgubić krycie. W tej jednej sytuacji wreszcie się udało. Ogólnie grał bardzo słabo, nie był w stanie utrzymać piłki na połowie rywala, również w grze głową nie radził sobie. Oprócz gola przypominam sobie jeszcze jedną sytuację, gdy wygrał pojedynek główkowy, ale to było w naszym polu karnym przy dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Ostatecznie dużo tracił i psuł, ale w najważniejszym momencie znowu zrobił swoje. Przerabialiśmy już kilka razy tematy skutecznych napastników, którzy jednak niektórym osobom nie pasowali. Ja niezmiennie będę uważał, że nie stać nas na odpuszczanie takiego zawodnika. Trzeba go trzymać, ale też dać kogoś do rywalizacji, bo jest jasne, że na eliminacje pucharów będzie potrzeba kogoś jeszcze lepszego.

Nie tylko on jednak zawodził, o wielu zawodnikach można powiedzieć, że to nie był ich mecz. Luquinhasa ratuje asysta i to, że przynajmniej znajdował się w sytuacjach, ale wyjątkowo nie wychodziła mu współpraca z Mladenoviciem. Karbownik miał pojedyncze przebłyski, ale też mnóstwo piłek stracił w prosty sposób oraz znikał z pola widzenia. Nawet Martinsowi przydarzyły się straty, których nie powinno być. Podobnie Wszołek, ale on za to wykładał kolegom piłki na korzystne okazje w polu karnym. Pomijam gola ze spalonego, ale on powinien mieć tu ze dwie-trzy asysty. Dodam jeszcze, że bardziej podobała mi się gra Juranovicia niż Mladenovicia, za to środek obrony jest bardzo trudny do oceny. I Jędrzejczyk, i Lewczuk, zaliczali takie spóźnione wejścia, że można było się przerazić. Za to jednocześnie nie dopuścili do zbyt wielu sytuacji Lechii, sporo czyszcząc już w polu karnym. Jedynym momentem, w którym na serio mogliśmy stracić gola, był rzut wolny i główka Nalepy, ale wtedy cała drużyna Legii została wymanewrowana. I tak dobrze, że Lechia, tak skuteczna po stałych fragmentach, stworzyła z nich aż tak niewiele zagrożenia.

Oddzielny temat od wszystkich to Kapustka. Tym razem znowu zabraknie liczb na jego koncie, ale chyba nikt oglądający mecze nie ma wątpliwości, że znajduje się w dobrej formie, i przede wszystkim bardzo stabilnej. Nie był wolny od strat i zmarnowanych sytuacji, jak właściwie większość dzisiaj, ale jego wygrane pojedynki, a przede wszystkim otwierające podania, były nie do przecenienia. Nie wiem też, czy odpowiednio jest doceniany pod względem fizycznym, ponieważ potrafi pokazać niezłą szybkość, a do tego sprawia wrażenie, że mimo przebiegania wielu kilometrów w 90 minut, spokojnie mógłby zasuwać dalej. Do tej pory zastanawiam się, jakim cudem nie złamał w tym meczu nogi. Oby skończyło się na strachu, bo jego brak byłby ogromną stratą. Nawet tylko w tych dwóch meczach, które zostały do końca roku, ciężko by było bez niego.

Jeszcze zmiennicy, z których w praktyce mogliśmy ocenić tylko Cholewiaka i Lopesa. Ten pierwszy irytował ciągłym schodzeniem na lewą nogę, co było bardzo przewidywalne, w jego sytuacji wolałbym jednak, aby częściej szedł w stronę linii końcowej. Za to w defensywie całkiem poprawnie. Lopes wkurzał mnie niemiłosiernie, miałem wrażenie, że odpuszcza większość pojedynków główkowych, a przecież gdy już próbował, to je wygrywał. Podobnie było w akcji bramkowej, gdzie chciałem, aby poszedł między obrońców, gdzie było miejsce, ale on zwolnił i wycofał do Slisza. Dobrze, że to wykończył, ale już miałem poddawać pod wątpliwość jego pazerność i w ogóle chęć do gry. Na razie jednak znowu dał powód, aby dać mu spokój. Niech strzela dalej, to całkowicie się zamknę.

Choć przebieg meczu nie wskazywał na to (długo remis i potem niskie prowadzenie), ostatecznie Legia wygrała więcej niż jednym golem, a u siebie zachowała czyste konto. Urasta to do miana pewnego wydarzenia, mimo że z gry w poprzednich meczach zasługiwaliśmy na to, aby działo się to już więcej razy. To jest moment, w którym chciałem się zastanowić, co ten mecz oznacza w kontekście tego z Piastem. Mnie on szczerze mówiąc nie uspokoił. Widzieliśmy sporo starych grzechów. Ten zespół jest lepszy od przeciwnika w większości meczów, ma dogodne sytuacje, ale ich nie wykorzystuje, za to nawet broniąc poprawnie, zawsze jest w stanie coś stracić. Oczywiście dziś nie do końca tak było, ale scenariusz przez długi czas układał się w podobny sposób. Było zresztą bardziej wyrównanie niż z Piastem i choć Lechia nie miała wielu sytuacji i nic nie strzeliła, to i tak oceniałbym ją wyżej niż Piasta, który strzelił nam dwa gole. Mam wrażenie, że Lechia była bardziej wymagająca, lepiej zorganizowana w tyłach i przynajmniej próbująca grać w piłkę w porównaniu do naszych poprzednich gości.

Runda dość szybko mija i właściwie za chwilę koniec. To jeszcze nie moment, aby ją podsumowywać, ale pewnie wiele się nie zmieni. Raczej trudno się spodziewać, aby nagle z Wisłą i Stalą miało być dużo lepiej lub dużo gorzej. Na razie nie mamy powodów, aby czepiać się wyników w lidze. 20 punktów w ośmiu meczach Michniewicza to kapitalny dorobek. Dobrze też, że cały czas mamy w czołówce zespoły, które nie pozwalają nam na odpuszczanie. W tej chwili jeszcze miejsce w tabeli ani przewaga punktowa nie mają aż takiego znaczenia. Za to wreszcie możemy mówić o stabilizacji na niezłym poziomie, jeśli chodzi o wyniki. Łatwo to przyjmować na spokojnie i uznawać, że to nic wielkiego, ale nawet lepsze zespoły Legii, i to też bez obciążenia pucharowego, radziły sobie w lidze gorzej. Sam nie wiem, czy to świadczy bardziej o nas, czy o innych zespołach…

Oczywiście nie jest to też moment na jakąś szczególną podnietę grą czy wynikami. Zespół ze sztabem robią dobrą robotę, ale widać też ciągle braki. Trzeba w miarę spokojnie zakończyć rok. Na razie wypad do Dubaju nie będzie okresem, na który czekamy jak na zbawienie, ale powinien być to jeszcze spokojniejszy czas, który już wkrótce powinien nam pokazać, w którą stronę idziemy.

#kimbalegia #legia
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Mecz dziwny, szczerze powiedziawszy bardziej mi sie Legia podobala w meczu z Piastem, tutaj wyraznie tez bylo cos nie tak z murawa, bo bylo za duzo slizgania sie. Tez nie wiem co napisac, wiec pare faktow:
- Pekhart znowu strzela wazna bramke i jest najlepszym strzelcem ekstraklasy
- Lopes znowu strzela po wejsciu z lawki
- Legia ma najlepszy wynik punktowy od sezonu 2013/2014

Osobny temat to sedziowanie. Kolejny raz o tym pisze, chociaz kiedys jakos nie zwracalem na to uwage, ale to co robil sedzia Gil to byl kryminal i nie rozumiem czemu portale go dobrze ocenily. Mial on fure szczescia, ze mecz byl ogolnie latwy do sedziowania wiec nie wypaczyl wyniku meczu, ale czasami to juz serio zaczynalem sie zastanawiac, czy PZPN nie chce odplacic Legii te lata korzystnego gwizdania(patrz: wywiad prezesa FIlipiaka):) Kilka fauli bylo absurdalnych, raz nawet po faulu na Karbowniku zagwizdal w druga strone. Razil kompletny brak konsekwencji, czasami dwie takie same sytuacje ocenial calkiem inaczej. Lubie jak ktos sedziuje w ten sam sposob caly mecz, tzn albo pozwalamy na ostrzejsza gre i przepychanie sie, albo gwizdzemy po kazdym mniejszym lub wiekszym kontakcie. Tutaj Gil wyraznie nie mogl sie zdecydowac co doprowadzalo do rwania
  • Odpowiedz