Wpis z mikrobloga

Pierwszy remis w sezonie. Sił i pomysłu wystarczyło na jedną połowę, znowu zabrakło skuteczności. Można było z tego wyciągnąć więcej.

Smutny mecz, bo tak to najczęściej wygląda z udziałem Pogoni. Nie bardzo atakują, są dobrze zorganizowani w defensywie, a nawet jak popełnią błąd, to z tyłu mają jeszcze Stipicę. Gość jest niemożliwy, kolejny raz powstrzymuje Legię w sobie tylko znany sposób. Normalnie Pekhart skończyłby taki mecz z dwoma golami, ale znalazł się ktoś, kto był w stanie go zatrzymać. Pozostali nadal nie są w stanie nawet wcelować w bramkę. Oprócz Czecha – jeden lekki strzał Mladenovicia z dystansu i to wszystko. To jest ogromny problem, nad którego rozwiązaniem trzeba cały czas pracować.

Legia jak zwykle musi dostać kilka ostrzeżeń, aby zacząć grać. Takim były sytuacja Zahovica i starcie Kowalczyka z Lewczukiem w polu karnym. Pogoń nie atakowała już tak wysoko, a z każdą minutą była spychana coraz głębiej. Legia próbowała co jakiś czas delikatnie ich wyciągnąć do przodu, aby potem posłać dłuższą piłkę za plecy obrońców. Juranović i Wszołek kilka razy urwali się w ten sposób Matyni, ale ani razu nie udało się tego wykorzystać. Jeszcze nie można porównywać Chorwata do Vesovicia, ale coraz więcej dobrego robi w ofensywie i obecnie ciężko sobie wyobrazić, aby ktoś mógł grać zamiast niego. U Wszołka cały czas szwankuje podejmowanie decyzji – tym razem miał piłki na strzał, ale podawał do nikogo.

Była przewaga Legii w rzutach rożnych, udało się też parę razy zagrać kombinacyjnie pod polem karnym. Już po pierwszej połowie należało oczekiwać prowadzenia, ale znowu się nie udało. Ostatnio drugie połowy były lepsze, może skuteczność nadal kulała, ale przynajmniej była kontrola. Mecz jednak trochę się Legii wymknął. Wyprowadziła dwie niezłe kontry, ale znowu Stipica i znowu koszmarny błąd techniczny Gwilii w polu karnym. Pogoń poza spalonym Kucharczyka i strzałem prosto w Boruca nie pokazała kompletnie nic. W dodatku nie udało się wykorzystać kryzysu fizycznego Pogoni. Ich liczby za ten mecz są bardzo dobre – 121 pokonanych kilometrów, 114 sprintów, 657 szybkich biegów, ale widać było w końcówce, że ten wysiłek oraz zaległości w treningach odezwały się. Niestety Legia też już wtedy zdychała, większość tych zawodników kończyła właśnie swój trzeci mecz w ciągu sześciu dni. Michniewicz dokonał tylko jednej zmiany w pierwszym składzie, i to wymuszonej, a z rezerwowych prawie w ogóle nie korzystał. Dziś Remy i Kante byli i tak tylko na doczepkę, więc można było wpuścić jeszcze tylko Martinsa lub któregoś z bocznych obrońców. Żaden z nich pewnie by nie pomógł, choć musi być naprawdę źle z Andre, skoro nie wchodzi za słaniającego się na nogach Slisza czy Gwilię. Do tego Pekhart wystąpił bez treningu i bez zmiennika, choć prawdopodobnie powinien odpocząć.

Spory problem stanowił brak Luquinhasa, który fizycznie znosił naprawdę wiele, ale dopiero po raz pierwszy opuścił mecz ligowy z powodu kontuzji. Wstawienie za niego Valencii skończyło się bez niespodzianki – jedyne pozytywy w jego grze to udział w klepce oraz w kontrze, czyli dwóch sytuacjach zakończonych strzałami Pekharta. W tej drugiej podał jednak źle, przy takiej przewadze należało to rozegrać tak, aby po ostatnim podaniu trzeba było już tylko przyłożyć nogę. Niestety jego ogólna ocena to totalny dramat. Rosołek nie jest skrzydłowym, a ostatnio długo nie grał, więc też cudów się nie spodziewałem. Zatem Mladenović przez długi czas musiał radzić sobie sam, próbował, ale wiele jego dośrodkowań było niedokładnych. Zaczął też od kilku prostych strat, potem się poprawił, ale cały czas brakowało celnego ostatniego dogrania.

Nieco słabiej wypadł środek pola, jeśli ci zawodnicy nie schodzili do boków, to ciężko im było cokolwiek zrobić. Parę razy się wprawdzie udało, ale często pod polem karnym już głupieli i nic z tego nie wychodziło. Zwłaszcza Gwilia miał dwie świetne sytuacje, ale przy żadnej nie przyjął dobrze piłki. Dopóki może sobie wyprowadzić od tyłu to jest naprawdę ok, ma niewiele strat i zwykle wie, co ma dalej robić. Natomiast im bliżej bramki tym gorzej, to już kolejny taki mecz, a koniecznie potrzebujemy, żeby ktoś jeszcze potrafił się pod tą bramką odpowiednio zachować. Jeżeli nie możemy liczyć na Valencię, Wszołek ciągle nie może się odnaleźć, a reszta to defensywni pomocnicy lub obrońcy, to zostają nam tylko Gwilia i Pekhart, którzy w zeszłym sezonie punktowali nieźle. Z dzisiejszego składu jest jeszcze Karbownik, który gra coraz wyżej, co mnie bardzo cieszy. Jednak daleko mu do pierwszego gola w lidze, problem jest z celnym strzałem, w tym meczu nie miał ich nawet w ogóle. Dziś może nie jakiś dramatyczny występ, ale tylko w pierwszej połowie. W drugiej miał dwie akcje i zniknął. Slisz niestety nadal popełnia proste błędy, na szczęście niektóre jest w stanie sam naprawić, a jeśli nie, to nie wykorzysta ich rywal. I tak to się gra w tej polskiej lidze…

Jeszcze delikatnie optymistyczne było wejście Antolicia, który próbował rozruszać towarzystwo. Najpierw dwa razy nie zrozumiał się z Gwilią, ale już gdy próbował z Mladenoviciem, to było trochę lepiej. Nadal ciężko jest mi się przyzwyczaić do pierwszego składu bez niego. Akurat chyba nic złego by się nie stało, gdyby zagrał od początku w ramach rotacji – jeśli nie teraz, to w najbliższej przyszłości.

Jest też jeden niewielki pozytyw, związany z czystym kontem z tyłu. Cały czas obawiałem się, że skoro nie jesteśmy w stanie pokonać Stipicy, to coś wpadnie do naszej bramki, bo ostatnio zawsze wpadało. Udało się tego uniknąć, bo przeciwnik próbował nas postraszyć równie rzadko co poprzedni, a przynajmniej nie dostał żadnego prezentu. Jędrzejczyk zachował koncentrację, a Lewczuk poza kopią sytuacji z Rakowem, też interweniował bez zarzutu. Bokami rzadko Pogoń przechodziła, jeśli już to stroną Mladenovicia, który jednak najczęściej był sam, a z biegiem czasu trochę się poprawił.

Znowu wraca temat rzutów karnych. Nie znam się, ale dla mnie powinien być co najmniej jeden, chyba że ktoś mi wytłumaczy, dlaczego nie. Można tylko zwrócić uwagę na ciekawostkę, która podawana jest teraz przed naszymi meczami (a przynajmniej była w środę i dziś), a komentatorzy musieli się z nami podzielić spostrzeżeniem, że jest ona nieistotna. Nie mieliśmy rzutu karnego od 8 miesięcy i 23 meczów ligowych. Oczywiście takie serie mogą się zdarzyć, ale w tym czasie powinno być kilka ewidentnych karnych oraz kilka nie do końca pewnych. W czerwcu był ewidentny faul na Cholewiaku z Arką, z Górnikiem ewidentna ręka Janzy, a teraz we wrześniu ewidentny faul na Remym z Wisłą Płock. Te mniej klarowne to faule w tym sezonie z Jagiellonią i Górnikiem (bardziej w polu karnym niż poza) oraz dzisiejsza ręka Kostasa oraz kopnięcie piłki na wysokości głowy Pekharta. Niczego nie sugeruję, ale co tu się dzieje? O niektóre z tych niejasnych nie mam pretensji, ale niech chociaż dyktują te ewidentne.

Teraz nie bardzo wiem, co dalej. Gramy z Widzewem w piątek czy nie? Oni nadal przechodzą kwarantannę i chyba nie wiadomo, czy ich wypuszczą. Nawet jeśli, to ciężko się spodziewać, aby byli w jakiejś normalnej formie, chyba że na świeżości. W miarę pewne jest to, że 2 listopada zagramy z Wartą. Tu mogą być ciężary tak samo jak w Szczecinie, Warta jest dobrze zorganizowana i traci mało goli. Teraz będzie czas, aby niektórzy doszli do siebie i może sytuacja kadrowa będzie wyglądała lepiej. W zależności od terminu meczu z Widzewem, po Warcie może skończyć się też gra co trzy dni. Tu już nie będzie żadnych wymówek i trzeba będzie zdobywać kolejne punkty. Siedem zdobytych oczek w ostatnich trzech meczach jest ok, choć przydałaby się seria zwycięstw, która w naszej lidze jest rzadkością. Ten, komu się uda takową osiągnąć, zyska bardzo wiele względem innych.


#kimbalegia #legia
  • 4
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: Slisz znowu z bledem, byl nieuznany gol rywala, Jedrzejczyk poslal w koncowce pare pilek wzdloz linii pola karnego... wszystko sie zgadzalo, tylko zabraklo gola Czecha.
Ja tych karnych tez juz nie rozumiem, przeciez reka w polu karnym Pogoni byla bardziej niz ewidentna, nawet jak Marciniak tego nie widzial to VAR juz musial interweniowac. No, ale jak byl taki sklad glowny plus powtorkowy to pilkarze Pogoni mogliby nawet kozlowac w polu
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: Pogon ... nie pokazała nic i przestałem czytać. Legia to jest śmiech na sali. Boruc kiedyś był dobry, dzisiaj ? Jędrzejczyk na środku pola zarabiający ponoć 100k miesięcznie mający zawiązane jaja, u mnie IV lidze z połowy drużyn znajdę lepszego stopera. Legia wygrywa mistrzostwo, bo inni przegrywając. Mając taki budżet powinni dominować , niszczyć.
  • Odpowiedz
@Ow3n: Bo Pan budżet wyjdzie i będzie #!$%@?ł, żeby od tego zależało ile prostszy był ten świat.. na twoje szczęście tak to nie działa i twoja ekipa z polski może przyjechać i też ograć Legię.
  • Odpowiedz
@Ow3n: A pokazała? Nie ma jakiegoś ostatniego składu, Zahovič i Gorgon pokazali się już w lepszych ligach lub pucharach, po Kucharczyku spodziewałbym się, że stanie na rzęsach aby ograć Legię. Skoro mieli naprzeciwko siebie takich cieniasów jak Boruc i Jędrzejczyk, to dlaczego nic nie zrobili?

Ja nie mówię, że Legia była lepsza, może w pierwszej połowie. Budżet ma taki, że musi pozbywać się najlepszych oraz najlepiej zarabianych, aby się spinał. Na
  • Odpowiedz