Wpis z mikrobloga

@Anonek463 Tak. Autor ma 100% racji.

1. #!$%@? mozna było dostać za cokolwiek. I to dotyczyło także takich z pozoru kontrolowanych miejsc jak szkoła. Dzieciak z 5 klasy jak trafił na korytarz pełen 7-8 klasistów był natychmiast zesrany.
2. Drobne kradzieże: radia samochodowe, kołpaki, akumulatory, portfele, buty (tak, miałeś nowe, markowe, ładne buty to mogłeś je stracić), później też telefony komórkowe.
3. Ogólnie jak nie byłeś u siebie to trzeba się było
Nigdy nikt mnie nie zaczepił. Na drugim roku większość „chłopaków” mówiła mi pierwsza „cześć”…


@s3kawka: heh, ja sam długo nie wiedziałem, dlaczego wszyscy narzekają na ulice czy dzielnice w Warszawie, po których po zmroku nie wolno chodzić, a w dzień też lepiej nie. Chodziłem i nigdy nie spotkało mnie nic niemiłego. Ba, wlazłem kiedyś po fajki do mordowni Zacisze na 11 Listopada i widziałem przerażenie na twarzach kumpli mieszkających w okolicy.
Fajny wpis i spoko komentarze.
Ja wychowałem się w mieście powiatowym 75k mieszkańców i było jak wszędzie.
Dziesiony, wyrwy, kradzieże paneli radiowych z samochodów, zrywanie łańcuszków, kradzieże czapek z daszkami, butów.
Wuja prowadził bar/knajpe to go podliczali. Średnia krajowa 1500zł, a on musiał płacić 5000zł. Jak już nie miał dla nich kasy to gangus wyciągnął zdjęcie wujasa córki i żony. W tym samym dniu zamknął knajpe.
Były wojny/bitki między osiedlami, kiedyś wracała
@Anonek463 tak było (papież.jpg) mówię poważnie, #!$%@? można było dostać na ulicy, jak byłeś w koszulce zespołu i nie znałeś składu i dyskografii na wyrywki, byłem tego świadkiem, mogłeś zostać skrojony za wszystko, buty trampki, fajna koszulka, walkman, trzeba było znać topografię miasta, między którymi blokami nie wracać do domu bo ryzykujesz zaczepienie przez przesiadujących blokersów itd itp
@Anonek463: z dzisiejszego punktu było bardzo niebezpiecznie, zwłaszcza dla chłopaków, aczkolwiek dziewczyny też były napadane i napadały (np. moją żonę napadły, pobiły i okradły patusiary).
Wiadomo, że nie była to Somalia, ale zasadniczo wychodząc wieczorem z domu nigdy nie miało się pewności czy wróci się bez szkód na ciele i mieniu. W dzień zresztą też można było oberwać. Ja byłem napadnięty kilkanaście razy, z czego parę razy udało mi się uciec,
@Anonek463: było mniej bezpiecznie , ale tez rzadko się zdarzało ze w paru dostawałeś oklep , było pare niepisanych zasad
I było bardzo mało ludzi latających z sprzętem , jak ktoś mial kosę w kieszeni która byl bez problemu w stanie kogoś dziabnac to zwykle wariat albo kryminał ostry
@Anonek463 W Łodzi istniały ulicę, które choć tak krótkie na jedną przecznicę, były niemożliwe do przejścia jeśli tam nie mieszkałeś lub nie miałeś tam znajomości.

Każdy znał kogoś, kto przed 18 rokiem życia dostał wyrok za zabójstwo.

Nie było wesoło, jak się trzymałeś z dala i miałeś fart, to dało się przeżyć, ale wielu ludzi dostało srogi #!$%@? od patologi.
@Anonek463: Ja mieszkałem w średnim przemysłowym mieście (150K). Kończyłem podstawówkę w połowie 90. Nikt u nas w szkole się praktycznie nie bił. Nikt nikogo nie okradał. Mnie nikt nigdy nie "skroił" z niczego. I nie byłem jakimś pakerem, byłem chudy bardzo, ok wysoki ale widać było po mnie że nie jestem fighter tylko dziecka co siedzi przy kompie. Na podwórko nie chodziłem, wiec byłem dodatkowo socjalnie wycofany ale mieszkając w bloku
@Anonek463: tak było niebezpiecznie i w większości przypadków nie z powowdu tzw mafii. W Krakowie dochodziło do regularnych bójek między osiedlami. I wcale nie mam na myśli tylko Nowej Huty, tam sie w ogóle nie zapuszczałem. Można było dostać łomot od przypadkowych gnojków za to, że jesteś z innego osiedla i niby kibicujesz innemu klubowi, za ubranie, za długie włosy, za to że jedziesz sam tramwajem, za to że ty masz
@Anonek463: W latach 90 byłem w podstawówce (a pod sam koniec liceum), to w te 10 lat, kilkukrotnie okradano mi piwnicę (a to rower, a to narzędzia ojca itp. - nigdy nie zgłaszane na policję), skradziony samochód rodziców (zgłoszone chyba jedynie po to, aby nie zgarniać mandatów itp.), kilka razy kradzione radia (nigdy nie zgłaszane), kilka razy trzeba było sprintem zwiewać przed dresami, albo wejść w bójkę (co najmniej kilka blizn
@Anonek463: U mnie na obrzeżach miasta powiatowego cyganie włazili normalnie na podwórko sprzedać jakieś gówno, za którymś razem ojciec wyskoczył z bronią (pracował w ochronie) i już nie przychodzili XD Kradzieże co parę miesięcy, słychać było, że w miejscowości obok okradli parę domów, albo szopę z narzędziami. Otruli psy i wyprowadzili motocykle. Ktoś dostał kosę w mieście. Kogoś zamordowali nad jeziorem. W dużych miastach pewnie było gorzej gdzie gangsterka kwitła.