Wpis z mikrobloga

Hejo. Ostatnio miałem dwa mocne tripy. Pierwszy po trzech pigulach 2c-b i 150mg mdma w pigule, a za drugim razem zarzuciłem dwa kwasy (prawdopodobnie oba po 200 ug) i dwie piguły 2c-b. Miałem fajne fazy, pierwsza na początku badtripowa. Skrobnąłem na ich podstawie tekścik, ale ostrzegam, ze jak ktos jest uczulony na "#!$%@? o bogu", to niech sobie odpuści, bo opis fazy to tylko jakaś 1/3 tekstu i zaczyna się w połowie, a reszta to właśnie trochę filozoficznego pierdu pierdu o wyżej wymienionym osobniku oraz coś w stylu "apelu do ludzkości".

Oczywiście wszystko na luzie, nie żebym sądził, że ten apel do kogoś szczególnie trafi czy zależało mi na jego rozprzestrzenianiu. A tak miałem trochę czasu wolnego, to się wyraziłem pisemnie, a jeśli ktokolwiek to weźmie na poważnie, no to fajnie. Jak nie, to nie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

"Gdy Bóg zapytał mnie kim jestem, ja milczałem, gdyż wiem, że nikt nie zna mnie lepiej, niż on. Kim jestem? Jestem nikim, gdyż on jest wszystkim, a ja pochodzę z niego. Tak więc nie mogę być czymś konkretnym, bo nic prócz niego samego nie istnieje. Nic nie jest od niego niezależne. Mogę być co najwyżej częścią "Wszystkiego", lecz bycie nieoddzielną częścią składową "czegoś" oznacza, że sam o sobie nie stanowię. Gdyby oddzielić mnie od Boga, przestałbym funkcjonować, tak więc w tym sensie jestem "nikim" i "niczym".

Lecz kim jest "nikt"? Czy można być "nikim", a jednocześnie zachować wszystko to, co czyni mnie "kimś"? Większość pewnie odpowie, że nie. Skoro posiadasz imię, wygląd, tożsamość i cechy charakteru, tzn. że jesteś kimś, gdyż te cechy definiują twoją osobę. I mieliby rację. W świecie bez Boga. Ale taki nie istnieje.

Na szczęście z Bożym błogosławieństwem możesz wypełniać obowiązki "nikogo"; grać niewidzialną rolę życiodajnego powietrza; zjednoczyć się z cieniem; a zarazem zachować swoją odrębność i żyć życiem przepełnionym twoją osobą. Być tym, kim zechcesz być. Prosperować w rzeczywistości, na jaką sobie sam zapracujesz. Oczywiście z jego wsparciem.

Z łaski Bożej dane było mi przez chwilę prosperować jako istota oddzielona od Boga. Jako duchowa i mentalna przestrzeń wyjęta spod jego kurateli. Były to najgorsze chwile jakie przeżyłem; pełne chaosu i braku kontroli nad swoim umysłem. Bez ochrony, którą zapewnia mojej duszy. Obce myśli oraz istoty duchowe bez najmniejszego problemu wdzierały się do mojej głowy i duszy powodując u mnie wielką rozpacz i odbierając wszelki optymizm. W świecie bez Boga człowiek nic nie znaczy.

Bez Boga w sercu czułem się jak galaktyczna istota. Tak. Czułem więź z całym kosmosem. Z energią. Ale byłem tylko jedną z nieskończenie wielu manifestacji energii. Byłem tym, czym jest każda inna manifestacja. Formą energii. Z Bogiem w sercu jestem czymś więcej. Istotą z Boga, powołaną do boskości. Górującą nieskończenie nad tym, co jego patronatu nie posiada.

Dzięki Bogu, żyjemy w świecie, gdzie nasz "Ojciec" rozdaje karty. Dzięki temu możemy marzyć i kroczyć przez życie spełniając te marzenia, z dnia na dzień stając się "coraz lepszym nikim" i budować świat, który stanie się uświęconą przez niego ziemią. Czy nie nadszedł czas, by zaprowadzić Królestwo Niebieskie na Ziemi? Królestwo wiary, nadziei i miłości. Błogosławiony świat błogosławionych dusz.

Skoro my, jako ludzkość, staliśmy się na tyle bezczelni, że oczekujemy od Boga sprawiania cudów, to może nadszedł czas, byśmy to my zaczęli sprawiać sobie cuda nawzajem. Cuda dobroci, zrozumienia i prawdy.

Wracając do "Nikogo" - to kim on jest? "Nikt", to ktoś taki, kto daje, nie oczekując, że zostanie obdarowanym. Kto pomaga innym, nie oczekując żadnej zapłaty. Kto spełnia marzenia, nie odbierając marzeń innym marzycielem. Kto prze naprzód, do celu, nie taranując po drodze słabszych. Kto pewnie stąpa przed siebie, nie unosząc się pychą nad tymi, którym brak pewności siebie. Kto okazuje szacunek nie tylko tym, którzy w jego oczach już na niego zasłużyli, ale domyślnie każdemu, kto sam się tego szacunku nie pozbawił. Kto bogaci się i korzysta z życia, ale nigdy nie stawia dobrobytu ponad życia innych ludzi i nie żyje w ciągłym strachu przed utratą majątku. Kto żyje według własnego uznania, ale zawsze w miarę możliwości ogranicza cierpienie innych istot żywych. Kto jest dumny ze swoich osiągnięć, ale nie chełpi się nimi i nie poniża tych, którym się nie udało. Kto "kocha" jak chce, kogo chce i tyle osób ile chce, ale nigdy nie wykorzystuje cudzych uczuć dla własnej przyjemności, nie bawi się ich sercem i nie łamie im ich w sytuacji, w której nigdy tej osoby nie kochał, a jedynie udawał miłość dla własnych korzyści - on NIGDY nie udaje miłości. "Nikt" to przodownik Prawdy i postępu uwzględniającego dobro matki natury. "Nikt" dąży do rozwoju zarówno materialnego jak i duchowego oraz osobistego (swojego "ja"). "Nikt" to "Ktoś", o kim z całą pewnością można powiedzieć, że on to jest "Kimś"."

#psychodeliki #narkotykizawszespoko #bog #religia #wiara #metafizyka #filozofia #opowiescizzazaslony

I w sumie dam #buddyzm I #chrzescijanstwo bo trochę zahacza o oba.
  • 17
@Dorogon: ciekawy opis

1. po przygodach z psychodelikami jakiej religii Ci najbliżej?
2. jakie jest Twoje stanowisko na temat życia po śmierci?
3. czy poza psychodelikami jakoś interesujesz się/praktykujesz duchowość?
@Dorogon:

Z łaski Bożej dane było mi przez chwilę prosperować jako istota oddzielona od Boga. Jako duchowa i mentalna przestrzeń wyjęta spod jego kurateli. Były to najgorsze chwile jakie przeżyłem; pełne chaosu i braku kontroli nad swoim umysłem. Bez ochrony, którą zapewnia mojej duszy. Obce myśli oraz istoty duchowe bez najmniejszego problemu wdzierały się do mojej głowy i duszy powodując u mnie wielką rozpacz i odbierając wszelki optymizm.


Bałeś się tego?
@Jakis_Leszek: Nie bałem się. Było to calkowicie pozbawione optymizmu przeżycie. Tj. Nie bylo we mnie tego ducha marzyciela. Nie było we mnie radosci zycia. Nie tyle czułem pesymizm, co nic nie czułem za bardzo. Jedynie chaos, pustkę i "zwyklosc". A na co dzień jestem bardzo optymistyczną osobą. Nawet jesli natrafiam na przeszkodę, to nic sobie z niej nie robię, bo wiem, ze bedzie dobrze. Obecnie napędzają mnie plany swietlanej przyszłości. Gdy
@Dorogon: ciekawe jakie wizje mają osoby wychowane w społeczeństwie bez boga. Oraz drugie najważniejsze: czy to bóg stworzył psychodeliki czy odwrotnie
@Saly: Niema społeczeństwa nie zaznajomionego z ideą Boga. Nigdy takie nie powstało. Chyba, że mowisz o spoleczenswie w ktorym sie w Boga nie wierzy. Poza tym to niema znaczenia jesli chodzi o psychodeliki. Wszystko jest zakodowane w naszym umyśle. Gdyby teoretycznie wychowywać jakies dziecko eksperymentalnie w srodowisku "laboratoryjnym" I nigdy mu o bogu nie mowic, a potem zaczac karmić psychodelikami, to najprawdopodobniej sam by wpadł na ideę Boga. To nie jest
@pauzaniasz_: i na tym poprzestań. Tzn. Nie zebym narzekał, ale niewiedza to błogosławieństwo. Życie było takie proste kiedy myślałem tak jak Ty. Co prawda nie wróciłbym sie do tamtych czasów, natomiast jesli nie chcesz sobie komplikować egzystencji, to pozostań przy uznawaniu to za schizy.
@Dorogon: Myślę że koncepcja egzystencji jest już dla mnie dostatecznie skomplikowana i niezrozumiała. Ale muszę zapytać bo zawsze mnie to ciekawiło w takich przypadkach, jaki masz stosunek do doznań których doświadczasz pod wpływem narkotyków? Czy uważasz je za swojego rodzaju ukryte drzwi prowadzące do odkrycia prawdy o wszechświeci? Jeżeli tak to dlaczego te drzwi są w formie zwykłej tabletki produkowanej komercyjnie? Czy starałeś się kiedyś spojrzeć na to jak na zwykły
@pauzaniasz_: zacznę od małego sprostowania. Narkotyki nie są drzwiami i nie dostarczają ci żadnej wiedzy. To w umyśle znajduje się mnóstwo takowych drzwi i to w umyśle ukryte są sekrety. Narkotyki to tylko narzedzia, klucze czy klamki. Tak jak medytacja, modlitwa, pobożność, ezoteryka, relogioznastwo czy po prostu myślenie, czyli filozofia. Wszystkie rzeczy otwierają jakieś drzwi. Wszystkie pogłębiając naszą duchowość. Same narkotyki są tym czym są, czyli związkami chemicznymi, które aktywują systemy
@Vigorowicz: w jakichś 95% tripow psychodelicznych po prostu siedzę sam w pokoju. W takich warunkach moge w pelni wykorzystac moc tripu i nie marnowac czasu i uwagi na cos innego. Ba, nawet okna zamykam na calym piętrze, żeby jak najmniej dźwięków do mnie dochodziło.
Moje uduchowienie nie wynika z wiary. Ogolnie rzecz biorąc to ja jestem dość sceptyczny i nigdy nie wierze w nic na 100% i zawsze rozkminiam alternatywne możliwości, natomiast od 8 miesięcy u mnie dzieją sie takie rzeczy i w takiej liczbie oraz z tak niesmaowitą częstotliwością, ze nie mam innej możliwości, niz to zaakceptować.


@Dorogon: nie chcesz podawać przykładów, ale może jednak jakis ogolny podasz?

"niz to zaakceptować" - w sensie,
@solutio7: Podawanie przykładów jest bez sensu. Wszystko można zawsze skwitowac, że mi się wydaje, ze przypadek, lub że mam schizofrenię. Jak ktoś będzie szukał, to sam tego doświadczy. Problem w tym, że mało kto szuka. Ludzie raczej "przyjmują" sobie jakiś system mistyczny czy duchowy, a nie odkrywają go.

Co do drugiego akapitu - czy wierzysz w istnienie wiatru? Albo powietrza? Lub samego tlenu, którego przecież nie widzisz? Raczej po prostu wiesz,
@solutio7: Nie. Na podstawie moich doświadczeń, ja WIEM, że on istnieje. Tak jak wiem, że istnieje wiatr, bo odczuwam jego powiew. Tak jak wiem, że istnieje tlen, bo mogę go zbadać za pomocą odpowiednich narzędzi (a przy jego braku umieram) oraz tak jak wiem, że istnieje coś takiego jak smak, zapach czy dźwięk, bo za pomocą odpowiednich zmysłów odczuwam ich istnienie.

Ktoś może powiedzieć, że smak czy zapach to halucynacje, gdyż