Wpis z mikrobloga

#koronawirus #szczepienia


Jak jest teraz? Opowiem Wam jedną historię z ostatnich dni.
Pięćdziesiąt lat, szczupła, wilgotne włosy układające się w strąki na zroszonej potem twarzy. Sine usta, suche i spękane i rozchylone łapiące hausty powietrza. Nieszczepiona, bez obciążeń. Ten obraz wciąż mam przed oczami.
Przywieziona jedną karetką z córką, również na tlenie, również nieszczepioną, młodszą ode mnie. W tomografiach obu kobiet radiolog opisuje zmiany zajmujące osiemdziesiąt procent płuc. Leżą, razem w sali. Tlen z instalacji wypełniający rezerwuar świszczy i wysusza dodatkowo spękane usta. Chce im się pić, ale ruch ciała po butelkę z wodą powoduje wycie monitora informującego o spadku saturacji.
Matka łamie się po raz pierwszy już w noc przyjęcia, saturacja na masce z rezerwuarem w maksymalnym przepływie spada do 80%, jej krew tętnicza traci swoją charakterystyczną jasnoczerwoną barwę, upodobniając się powoli do koloru krwi żylnej zdrowego człowieka, żylna zaś, no cóż jest coraz ciemniejsza.
Jest czwarta w nocy, kiedy zakładam donosową kaniulę o wysokim przepływie, AIRVO pompuje teraz 60 litrów na minutę, prawie 100% tlenu. Siłą rozpędu tlen omiata oskrzela i pęcherzyki płucne próbując oddać jak najwięcej swoich cząsteczek do krwi, ale płuca są zniszczone i niewydolne. Zdrowy człowiek oddycha 21% tlenem, wykonując 12-16 oddechów o objętości ok. 500ml. W ciągu minuty zatem żeby czuć się dobrze dostarczamy sobie między 1,3 a 1,7 litra czystego tlenu, tu podajemy aż 60 litrów, a do dobrze jest piekielnie daleko. Chorą układamy na brzuchu, rolując poduszkę w wałek pod ramiona - ta pozycja choć niewygodna, zapewnia jej wahającą się saturację między 87-90%. Rano zdaje raport i myślę o niej; załamie się dziś czy jutro? Bo co do tego, że będzie źle nie mam żadnych wątpliwości.
#
Wracam po 23 godzinach odpoczynku na kolejny dyżur – jest niedziela i mam przyjemność walczyć z doktor Magdą. Dyżurni zdają nam raport. Kobieta kolejny raz zaczęła łamać się wczoraj, a nad ranem było już zupełnie źle. Koledzy nieco po 6 rano zwiększyli nastawy wentylacji nieinwazyjnej do maksymalnego poziomu jaki świadomy człowiek jest w stanie wytrzymać. Idziemy do niej w pierwszej kolejności.
Oddycha ciężko i szybko, podpięta pod monitor rejestrujący parametry życiowe. Zielone tętno z rysującą je linią EKG przemierza szybko ekran; 130-140 uderzeń na minutę, niebieskie cyferki saturacji wahają się i co kilka minut definitywnie idą w dół. 79, 78, 77%…, żółty czujnik zbierający ilość oddechów pokazuje 44-46 na minutę, jedynie czerwone ciśnienie jest w granicach przyzwoitości, lekko podniesione, ale nie za dużo. Oddycha łapczywie łykając powietrze niczym maratończyk zbliżający się do mety, tylko tą metą nie jest tutaj zwycięstwo, a porażka – ostatni oddech, po którym nastanie czerń. Jest w pozycji półsiedzącej z rękoma trzymającymi się barierek, nawet nie zdaje sobie sprawy, że używa w ten sposób dodatkowych mięśni oddechowych, aby wspomóc niewydolny proces oddychania. Maszyna, której niewygodna maska, przylega jej do twarzy, również wspomaga dodatkowym ciśnieniem ten proces, normalnie odciąża chorego i przejmuje część wysiłku oddechowego, ale tu już nie. Bez niej w ciągu kilkudziesięciu sekund umrze, po zdjęciu maski jej usta zaczną błyskawicznie siniec i pojawi się panika, bo nie da się oddychać szybciej i więcej, a serce zatrzyma się niedługo potem z niedotlenienia. Wystarczyło nam kilka sekund, gdy z doktor Magdą wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
-Zadzwonię po anestezjologa i pobiorę gazometrię tętniczą. – rzuciłem zdawkowo wykręcając numer dyżurnego OIT.
Dezynfekuję miejsce w okolicy pachwiny i wbijam pionowo igłę w pulsującą pod palcami tętnicę udową, w tym czasie doktor Magda skończyła osłuchiwać pacjentkę i zaczyna spokojnie i rzeczowo tłumaczyć co będziemy robić.
-Przyjdzie doktor anestezjolog i wprowadzimy Panią w śpiączkę farmakologiczną, będzie Pani spać i nie będzie Pani nic czuć. Nie daje Pani rady sama oddychać i musimy podłączyć respirator. – mówi spokojnym kojącym tonem, trzymając chorą za rękę.
-Anestezjolog będzie za 10-15 minut – delikatnie wtrącam koleżance.
-Czy …ja… się… obudzę? Przeżyję?... – z wielkim trudem wydusza chora pomiędzy kolejnymi oddechami.
-Będziemy robić wszystko co w naszej mocy, żeby tak było. – odpowiada doktor Magda zgodnie z prawdą, jednocześnie nie składając fałszywych obietnic.
Wyszliśmy na chwilę z sali.
-W gazometrii prężności tlenu i saturacja do dupy, zakwasza się choć dwutlenki ma dobre, laktaty ma wysokie. –powiedziałem, przekazując świstek papieru, który przed chwilą wypluł analizator do gazówek. Zakwaszanie organizmu i wzrost poziomu laktatów wynika z niedotlenienia tkanek, jej komórki, którym nie dostarcza odpowiedniej ilości tlenu, przechodzą w nieefektywny tryb beztlenowy, który na krótką metę przedłuży ich życie, ale w zasadzie powoli zaczynają umierać.
- No do kitu. – powiedziała koleżanka analizując gazówkę.
-Wywozimy ją na R-kę? –zapytałem, świadomy niestabilności pacjentki.
-Wywozimy, nie zaintubujemy jej przy córce. – podjęła decyzję doktor Magda.
Intubacja, w tak skrajnym stanie wymaga ogromnej wprawy, na te kilkanaście sekund, chora będzie bez tlenu, co może spowodować zatrzymanie akcji serca. Jesteśmy na to przygotowani, ale nie chcielibyśmy, aby córka miała traumę do końca życia, oglądając, bądź słysząc jak reanimuje się jej matkę.
Wyjeżdżając z sali zauważam kątem oka jak córka, ociera łzy. Mają tyle samo zajętych płuc, ale póki co się trzyma na 20 litrach tlenu, może jej się uda? Nie wiem.
Tuż przed intubacją, kobieta łapie ponownie za rękę, tym razem jedną z pielęgniarek i ponawia pytanie:
-Obudzę się? – pyta, jakby potrzebując kolejny raz naszego zapewnienia, że za kilka dni otworzy oczy.
-Będziemy robić wszystko co w naszej mocy, żeby tak się stało. – odpowiadamy wspólnie z doktor Magdą.
-Proszę… mnie… trzymać… – powiedziała z trudnością i złapała niesamowicie mocnym uściskiem pielęgniarkę za rękę. Niedługo potem, kiedy sedacja i leki zwiotczające zadziałały uścisk zelżał, a dłoń wysunęła się z rąk pielęgniarki.
Intubacja przebiegła szybko, sprawnie i bez komplikacji, nie mniej mimo tego, że całość trwała zaledwie kilkanaście sekund saturacja spadła w tym czasie do 50 %, by potem powoli odbijać na respiratorze. Założone wkłucie centralne, dostęp tętniczy do monitorowania krwawego pomiaru krwi w czasie rzeczywistym, plątanina kabli i czujników oraz pomp dozujących leki, respirator pracujący na maksymalnych ustawieniach. Wszystko zrobione jak należy, a pacjentka nie poprawia się, 76% saturacji to maksymalna ilość jaką możemy teraz osiągnąć. Może potrzebuje trochę czasu? Może jeszcze odbije? Czasem po rozprężaniu pęcherzyków i wtedy jak wszystkie leki zwiotczające zaczną dobrze działać chorzy odbijają, a czasem nie.
Mija kilka godzin, gdy wypełniam zlecenia innych pacjentów, jest już siedemnasta, a ja dopiero kończę przeglądać wyniki wszystkich moich chorych, którymi rano się podzieliśmy. Przy 54 pacjentach i kilku respiratorach dla dwóch lekarzy na dyżurze pracy jest aż nadto.
-Nic z tego nie będzie. Jak tak dalej pójdzie to umrze. – powiedziała doktor Magda; na jej twarzy odciśnięty jest ślad po masce, znak że znowu była na sali respiratorowej.
-Nie odbija? – zapytałem.
- Nie. Potrzymałam ją na brzuchu i nic to nie dało, zaczęła zbierać dwutlenki, więc przełożyłam ją z powrotem na plecy. Zrobiłam Echo serca, ale nie ma cech przeciążenia prawej komory, więc zatorowości masywnej nie ma. Zupełnie nie reaguje na leczenie. Myślę o ECMO. – odpowiedziała.
- No to jedyne co może jej pomóc. – odparłem, również nie widząc innego rozwiązania.
- Szef daje nam zielone światło. – powiedziała po chwili rozmowy przez telefon.
-No to działaj jesteś starszą dyżurną. – odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ej tylko nie starszą! Jestem młodsza od Ciebie. – udała obrażoną minę koleżanka.
-Ale bardziej doświadczoną. Dzwoń. –odparłem z uśmiechem.
Po długiej rozmowie i wysłaniu szeregu dokumentów Centrum ECMO w Opolu wstępnie zakwalifikowało pacjentkę do pozaustrojowego natleniania krwi. ECMO to rodzaj pompy, która częściowo przejmuje funkcję serca i płuc, pompuje krew przez maszynę, w której dochodzi do wysycenia jej odpowiednią ilością tlenu. Rano, specjalny zespół z Opola podłączył chorą do płuco-serca, niedługo po uruchomieniu maszyny saturacja osiągnęła upragnione 95%.
#
Tydzień później w trakcie kolejnego dyżuru odebrałem telefon.
-Regionalne Centrum ECMO, chcielibyśmy oddać Wam waszą pacjentkę, od 3 dni jest rozintubowana i wybudzona spod respiratora, dzisiaj odłączyliśmy krążenie pozaustrojowe. Jest na masce z rezerwuarem. Przyjmiecie?
-Z przyjemnością. Proszę przysłać pacjentkę jutro. - odpowiedziałem rezerwując miejsce po chorej którą zamierzałem rano wypisać.
#
Ta historia ma „happy end”, pacjentka wróciła do nas i przeżyła najbardziej ekstremalną formę intensywnej terapii jaką mogliśmy jej zaoferować. Stan jej córki również uległ znaczącej poprawie, na tyle, że w chwili w której pisze te słowa znajduje się w domu. Zapytałem z ciekawości tej młodszej pacjentki dlaczego się nie zaczepili.:
-Babcia bardzo ciężko zniosła szczepionkę.
-Coś się stało ? Wylądowała w szpitalu?
-Nie, ale bardzo źle się czuła w domu.
Ale to nie zaszczepiona babcia, trafiła do szpitala walcząc o życie, tylko jej córka i wnuczka.
-Jak się Pani czuje? – zwróciłem się do matki.
-Dobrze, w tym pierwszym szpitalu zanim do Was trafiłam powiedzieli mi, że umrę. Ale ja im pokażę! Zawiozę im wypis od was i z Opola! Zobaczą! –odparła entuzjastycznie pacjentka.
-Zaszczepi się pani po hospitalizacji? –zapytałem.
-Nie. – odpowiedziała.
-Czemu? – zapytałem z niedowierzaniem.
-Nie wierzę w te szczepionki. – odpowiedziała z wzruszeniem ramion
#
W tych trudnych czasach warto wlać nieco otuchy w serca, mówiąc nie tylko o porażkach ale i sukcesach. Udostępnij i podaje dalej.
Miłego weekendu i odpoczynku! (Ja swój jak zwykle spędzę w pracy).
Tomek
Źródło: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=366210355299222&id=102836824969911
idziol - #koronawirus #szczepienia 

SPOILER

Jak jest teraz? Opowiem Wam jedną h...

źródło: comment_1637654779cQKCSHePTljZIlKFSGLtDl.jpg

Pobierz
  • 65
via Wykop Mobilny (Android)
  • 69
@idziol: szczypawki powodują ciężkie NOPy w postaci gorączki i bólu ręki i raz na milion przypadków ktoś umiera, za to chińska grypka powoduje że umiera jeden na sto a kilkanaście osób ma zniszczone płuca. Tu jest wykop, chcesz dużo plusów to napisz, że chorym podawałeś amantadynę