@jmuhha: u nas sklepik był prywatnym biznesem jednej z woźnych, ale gdzieś chyba w 5 klasie wpadliśmy na genialny pomysł otworzenia konkurencyjnej placówki xD Kupowaliśmy w wiejskim sklepie zapas rzeczy których w szkolnym sklepiku nie było, na wszystko marża w wysokości 50 gr- 1 zł i ku naszemu zdziwieniu inni serio to kupowali xDDD Ostatecznie dyrekcja nas zaorała bo ruch w szkolnym sklepiku spadł prawie do zera, ludzie kupowali tam
@aPimpNamedSlickback: Czasem to była niezła lekcja życia. Cwaniaczki wpychające się bez kolejki albo ogarnianie właśnie finansów sklepiku. Z tego co wiem, to chyba takie śmieciowe żarcie zostało zakazane. W mojej podstawówce sklepik potem był prowadzony przez chyba sprzątaczkę, a w asortymencie mieli tylko kanapki, drożdżówki i owoce.
o ile dobrze kojarzę to wszedł parę lat temu zakaz sprzedawania niezdrowych rzeczy w szkołach, teraz pewnie da się tam kupić najwyżej jabłko albo kartonik mleka
@HumanBeing: nie znieśli tego zakazu jakoś po roku? byłem wtedy w liceum
cxyli u was to dzieci obslugiwaly sklepik? W moich szkolach to byl czyjs prywatny biznes.
@szuwarek-mini: W niektórych szkołach na wioskach tak było. I to fajne bo raz, że dzieciaki mogły coś kupić jak rodzice nie ogarnęli jakiegoś śniadania dwa, że dzieciaki uczyły się pracy i organizacji. Dobry pomysł.
@aPimpNamedSlickback: też w takim pracowałem. U nas było to rotacyjnie, więc ekipy się zmieniały co jakiś czas, ale niektóre zbyt długo nie piastowały tego stanowiska ze względu na bilans kosztów i strat. xD
@jmuhha: pamiętam, że u nas w podstawówce było tak, że jak ktoś był w stanie sobie kupić zapiekankę w sklepiku szkolonym to to było wyznacznikiem statusu. Jak ktoś ci dał połowę zapiexy oznaczało to zaś, że jesteś najzajebistszym ziomkiem na osiedlu.
@szuwarek-mini: u mnie w podstawówce na początku lat 00 sprzedawali głównie uczniowie + ew jedna z nauczycielek, która się tym opiekowała. zastanawiam się jak to działało prawnie, bo normalnie kupowali w hurtowni rzeczy, a przecież paragonów nikt nie dostawał xD W gimnazjum sprzedawali nauczyciele chyba głównie - też sklepik prowadzony przez szkołę. Pierwszy raz widziałem coś bardziej profesjonalnego dopiero w liceum - sklepik prowadziła na terenie szkoły jakaś dziewczyna, miała
@jmuhha: podstawowka prywatna here,lata wczesne 2000,sklepik własnością wlasciciela szkoły,dodatkowo sobie dorabiał. Ceny jak na lotnisku - małe laysy 1,20 batonik WW 1,60 i tak dalej. Kiedys podnajął przybudowke komuś kto zaczal prowadzić tam kiosk.Jak sie zorientował że przez tylne drzwi od strony boiska sprzedają cheetosy po 50 gr to zaraz zabronili wychodzic na przerwach na dwór a po zimie kiosku juz nie było xD
o ile dobrze kojarzę to wszedł parę lat temu zakaz sprzedawania niezdrowych rzeczy w szkołach, teraz pewnie da się tam kupić najwyżej jabłko albo kartonik mleka
Nic nie da się tam teraz kupić bo po wprowadzeniu tej kretyńskiej ustawy sklepiki zostały zamknięte z tego powodu że nie można było w nich sprzedawać niczego co chciały kupować dzieci xD Teraz na przerwach/przed lekcjami lecą do okolicznej Żabki na zakupy. ¯\_(ツ)_/¯
@jmuhha: no trzeba mieć na uwadze jeszcze fakt, że te kilkadziesiąt lat temu dzieci nie były do końca traktowane jako ludzie w zasadzie xDDD więc jakie tam szanowanie klientów xD zawsze można to podciagnąć pod "wychowywanie dzieci" i "uczenia szacunku do starszych" xDD a tak na prawdę bez konsekwentne wyżywanie się na dzieciach za bycie nieudacznikiem życiowym.
źródło: comment_1616290776U2e4hgpACltJugYLeGMPqW.jpg
PobierzKupowaliśmy w wiejskim sklepie zapas rzeczy których w szkolnym sklepiku nie było, na wszystko marża w wysokości 50 gr- 1 zł i ku naszemu zdziwieniu inni serio to kupowali xDDD
Ostatecznie dyrekcja nas zaorała bo ruch w szkolnym sklepiku spadł prawie do zera, ludzie kupowali tam
@HumanBeing: nie znieśli tego zakazu jakoś po roku? byłem wtedy w liceum
Możliwe że czasami są w Biedronce albo innym sklepie
Pewnie częściej na jakiś osiedlowych ale widziałam niedawno że sa
@szuwarek-mini: W niektórych szkołach na wioskach tak było. I to fajne bo raz, że dzieciaki mogły coś kupić jak rodzice nie ogarnęli jakiegoś śniadania dwa, że dzieciaki uczyły się pracy i organizacji. Dobry pomysł.
zastanawiam się jak to działało prawnie, bo normalnie kupowali w hurtowni rzeczy, a przecież paragonów nikt nie dostawał xD
W gimnazjum sprzedawali nauczyciele chyba głównie - też sklepik prowadzony przez szkołę.
Pierwszy raz widziałem coś bardziej profesjonalnego dopiero w liceum - sklepik prowadziła na terenie szkoły jakaś dziewczyna, miała
Ceny jak na lotnisku - małe laysy 1,20 batonik WW 1,60 i tak dalej.
Kiedys podnajął przybudowke komuś kto zaczal prowadzić tam kiosk.Jak sie zorientował że przez tylne drzwi od strony boiska sprzedają cheetosy po 50 gr to zaraz zabronili wychodzic na przerwach na dwór a po zimie kiosku juz nie było xD
Nic nie da się tam teraz kupić bo po wprowadzeniu tej kretyńskiej ustawy sklepiki zostały zamknięte z tego powodu że nie można było w nich sprzedawać niczego co chciały kupować dzieci xD Teraz na przerwach/przed lekcjami lecą do okolicznej Żabki na zakupy. ¯\_(ツ)_/¯