Wpis z mikrobloga

@szuwarek-mini: To była podstawówka w podkarpackiej wsi. Nie jestem pewna, ale sklepik był chyba własnością szkoły, za organizację towaru i ewentualne manko odpowiadała wuefistka. W pierwszej gimnazjum jeszcze widziałam taki sklepik, ale potem rolę dyżurnych przejęły woźne. Według mnie spoko inicjatywa, chętnych nigdy nie brakowało na bycie sklepikarzem, wiadomo, był fejm i można było wybłagać sprowadzenie jakiegoś rzadkiego towaru ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@bartd ja mam, z dobrym asortymentem. Wystarczyło zrobić fikołka niczym moja stara zapytana o sens chodzenia do kościoła i można dalej prowadzić działalność w szkole, wystarczyko kombiniwac( )
@aPimpNamedSlickback: klasyk! Małopolska here. W 2004/2005 sprzedawałem w sklepiku, byłem nawet „kierownikiem” (bo miałem klucze XD). Jako sklepikarz mogłem do 5 minut spóźnić się na lekcje, a z matmy (bo matematyczka ogarniała sklepik) mogłem się nawet jeszcze urywać 5 minut przed końcem. Czasem faktycznie trzeba było urwać się na przyjęcie towaru. Nawet raz fakturę podpisywałem XD z benefitów mieliśmy budżet początkowo 5 zł na wykorzystanie, ale potem wspomniana matematyczka ogarnęła, że
Jeszcze #coolstory. Przez jakiś czas (na wiosnę) w małych Laysach była promocja, że jak znajdzie się kupon to kolejne chipsy były za darmo. Paczka kosztowała 1 zł. My robiliśmy tak, że kto był kumaty to wbijał do nas tylnymi drzwiami, dawał 50 gr, a my szukaliśmy paczki z kuponem (dało się wyczuć palcami po krótkiej chwili macania paczki XD). Sam raz w ten sposób miałem za 1 zł miałem 6 małych
@Gregorito: Ah te czasy, jeszcze producenci czipsów nie byli tak wycwanieni xD Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego uczniowskie sklepiki wyszły z mody. A może zostały zakazane? Nie jestem pewna, ale imo super nauka przedsiębiorczości. Do tego wyostrza charakter, nie wiem ile razy kazałam ludziom spadać na drzewo, bo nie dam na zeszyt i koniec xD