Wpis z mikrobloga

Na początku tego wpisu chciałbym powiedzieć,że adresuję go do wszystkich. Zarówno do kobiet jak i mężczyzn. Będących w związkach jak i singli. To historia jakich wiele ale mam nadzieję, że po jej przeczytaniu choć jedna dziewczyna spojrzy na swojego mężczyznę od innej-lepszej strony i choć jeden facet bardziej doceni sam siebie, bo my mężczyźni, kiedy kochamy także potrafimy się pogubić. A więc do rzeczy.

Zerwałem zaręczyny i odszedłem od jedynej kobiety którą szczerze kochałem.

Poznaliśmy się 1,5 rok temu. Szybko wpadliśmy sobie w oko i stwierdziliśmy, że do siebie pasujemy. Jeśli o mnie chodzi, z początku nie było fanfar, wielkiej romantycznej miłości ani stad motyli pomiędzy żołądkiem a wątrobą. Nigdy nie miałem problemów z nawiązywaniem relacji a kobietami, miałem za sobą kilka związków ale nigdy nie potrafiłem się w pełni zaangażować i średnio po ok. pół roku odchodziłem by szukać "prawdziwej miłości" i kogoś z kim będę w pełni szczęśliwy.
Ten sposób myślenia doprowadził mnie do momentu w którym większość moich rówieśników założyła rodziny lub jest w szczęśliwych związkach a ja byłem sam. Postanowiłem więc dać miłości szansę. Chciałem zbudować miłość od podstaw. Na zaufaniu, szacunku i oddaniu. Przestałem wierzyć w romantyczną burzę hormonów a zapragnąłem pracy u podstaw która jak miałem nadzieję przyniesie mi szczęście.

Dość szybko okazało się jednak, że dziewczyna ma charakterek. Lubiła się obrażać i domagała się ciągłej uwagi. Niestety ja, należę do facetów którzy nie adorują swych partnerek w sposób ciągły. Nad wysyłanie sobie 50 esemesków dziennie przedkładam wieczorny telefon i rozmowę. Myślę, że tego typu zachowanie wzięło się z ogromu atencji jaką otrzymywała od innych facetów którzy startowali do niej wcześniej. A obrażanie się? Olewałem to lub starałem się rozwiązywać problemy i sklejać związek. To, jak się potem okazało był mój błąd.

Mijały miesiące, jak w każdym związku bywało lepiej lub gorzej ale w końcu mogłem powiedzieć, że kogoś kocham. Po pół rok znajomości pojechaliśmy na wspólne wakacje. Tylko ja i Ona. Niestety- to jak się tam zachowywała, przechodziło ludzkie pojęcie. Strzelanie focha doprowadziła do perfekcji. Potrafiła obrazić się o jakość zdjęć które jej robiłem lub o to, że w trakcie rozmowy o rodzinie i dzieciach nazwałem jej siostrzeńca "dość płaczliwym dzieckiem". szczytem był foch, że nie dostała ode mnie żadnej pamiątki - wspomnienie kilku kolacji które zafundowałem i które łącznie kosztowały ok 700 zł jakoś nie wryło się jej dostatecznie w pamięć. Finalnie, już w trakcie podróży powrotnej myślałem o odejściu od niej, jednak zacząłem wiele rzeczy sobie tłumaczyć. Tłumaczyłem sobie, że sam nie raz zachowałem się głupio i niedojrzale itp itd (Boże, jaki ja byłem głupi). W końcu jednak kochałem i czułem się kochany. To wystarczyło, żebym został.

Kolejna sytuacja która powinna zakończyć ten związek miała miejsce kilka miesięcy później. Ponieważ mieszkaliśmy ok 200 km spędzaliśmy ze sobą przede wszystkim weekendy. Czułem już, że to jest to i planowałem zaręczyny. Podczas jednego z weekendów w którym ona przyjechała do mnie postanowiłem wyjść z kumplami na piłkę. Bez wchodzenia w szczegóły, skończyło się na fochu, fochu z przytupem, pretensjach, obrazie, histerii i na klatce schodowej, jeżdzeniu jak wariatka po osiedlu i niemalże rzuceniu się pod mój samochód kiedy jednak postanowiłem wbrew wszystkiemu charatnąć w gałę z kumplami. Kolejność dość precyzyjna a motorem napędowym tego cyrku był mój stoicki spokój. Skończyło się na błagani mnie o wybaczenie, obietnicach że już nigdy się tak nie zachowa itp itd. I I znów serce wzięło górę nad rozumiem- postanowiłem dalej kleić ten związek i przymykać oko na jej zachowania. Odłożyłem jednak plany zaręczynowe. Liczyłem, że tego typu zachowanie to pojedynczy wyskok i dziewczyna zrozumiała swój błąd.

Kochałem i byłem kochany i tylko to się liczyło. Do tego stopnia, że kilka miesięcy później poprosiłem ją o rękę. Było cudownie. Jako, że zaraziłem ją miłością do gór, pojechaliśmy w Tatry i tam się jej oświadczyłem. Było cudownie. MIałem już gotowy plan kilka najbliższych miesięcy. Miała się do mnie przeprowadzić. Rozmawialiśmy o kupnie mieszkania i zmianie jej pracy. I dzień zaręczyn był ostatnim dniem w którym czułem się kochany. Dzień później pod wpływem rozmów z koleżaneczkami i po kolejnym fochu, pomachała mi przed nosem pierścionkiem i zapytała:

"DLACZEGO ON JEST TAKI MAŁY?"

Mirki kochane, czy znacie uczcie, kiedy coś budowane przez długi czas i z wielkim wysiłkiem wali się na waszych oczach?
Czułem się jak zbity pies. Czułem się pogardzony i wyśmiany przez najbliższą mi osobę w dniach na które tak długo czekałem i zrobiłem tak wiele, by bł to piękny czas.

Tydzień powrocie z tej wycieczki pojechałem z nią do jej rodziców. MIeliśmy szukać sali weselnej na jej wymarzone przyjęcie.
Postanowiłem to wykorzystać, by wreszcie zakończyć ten związek i przy okazji pokazać jej rodzicom kogo wychowali swoim bezkrytycznym podejściem. W skrócie, histeria, błaganie na kolanach, całowanie po rękach, obietnice poprawy.
A ja jak głupek zmiękłem. Mimo wszystko kochałem i widok jej we łzach kompletnie mnie urobił. No głupek po prostu...

Jednak nasz związek przypominał raczej reanimowanie trupa. Byłem sfrustrowany i jej widok nie wywoływał już u mnie radości. Powiedziałem, że póki co nie może być mowy o ślubie, że potrzebuję czas by się pozbierać i że cały czas to przeżywam.... wytrzymała 3 tygodnie.
W ostatnią niedzielę, rozegrała się ostatnia scena tego taniego dramatu klasy B. Zaczęła naciskać na ślub.
Kiedy zacząłem tłumaczyć, że cały czas boli mnie to co zrobiła po zaręczynach i nie jestem w stanie póki co zająć się organizacją wesela zaczęła się zachowywać w sposób irracjonalny. Spakowała się, odłożyła pierścionek i wyszła.... by po kilku minutach wrócić. Z tym, że pierścionek już na nią nie czekał.Następnego dnia, kiedy zauważyła jego zniknięcie, została krótko i rzeczowo poinformowana o zerwaniu zaręczyn i wyproszona z mojego życia.

Na tym kończę tę przydługawą historię.
Żałowałem sposobu rozstania, jednak po krótkim przemyśleniu stwierdzam, że moja była narzeczona nie zasłużyła na nic lepszego.

Jeśli chodzi o mnie, zastanawiam się, jak to się stało, że na 1,5 roku poświęciłem szacunek dla samego siebie dla miłości i chęci stworzenia rodziny. Wiem, że bycie samemu jest dużo lepsze niż tkwienie w tak unieszczęśliwiającej relacji, a mimo to czuję żal i krzywdę. Nie wiem też co dalej z moim życiem. Nie potrafię cieszyć się z tego rozstania. Z jednej strony uważam się za dość ogarniętego faceta- z drugiej, czuję pustkę i beznadzieję. Poza tym, 30stka na kark powoduje, że czas zacząłem traktować jako swojego wroga.

Dziękuję każdemu kto przeczytał ten wpis do końca. Mirabelki, darzcie szacunkiem swoich facetów, bo wbrew słowom piosenki, Miłość nie jest jedyną rzeczą której potrzebujemy.

#zwiazki #milosc #slub #zareczyny #rozowepaski #niebieskiepaski #feels #zerwanie
Jurga09 - Na początku tego wpisu chciałbym powiedzieć,że adresuję go do wszystkich. Z...

źródło: comment_1UfyjjEWPbofq3fM2Prkczc2WOQXhvMS.jpg

Pobierz
  • 173
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Jurga09: i cyk, zapraszam do słuchania. Do upadłego, aż pomoże ;)


@ArekJ: zawsze wyskoczy taki incel i każe jakieś g---o-piosenki słuchać xDDDD najgorzej, to powinna moderacja właśnie takie rzeczy usuwać, bo zażenowanie strasznie łapie
  • Odpowiedz
@fraktalka89: Wybacz, ale trudno się z Tobą rozmawia. Występujesz w roli Alfy i Omegi przy czym od razu zakładasz, że przedstawiony przeze mnie obraz sytuacji jest wykrzywiony. Dodatkowo przybliżyłem CI sytuacje o których pisałem wcześniej, by pokazać Ci absurd zachowania mojej byłej, co kwitujesz "Czyli miałam rację".
Nigdzie nie napisałem, że moje zaangażowanie było bez zarzutu. Owszem, bywały momenty, że np praca zawodowa pochłaniała mnie na tyle, że zaniedbywałem choćby
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@Vittel: a no robienie scen to zdecydowanie, takie rzeczy się załatwia inaczej.
Już nie wnikając w resztę wątków i odstawianych cyrków, bo mi się zwyczajnie nie chce to co do spotkań też mam związek na odległość, więc wiem jak to wygląda mniej więcej z weekendami xD
da się dogadać, da się wszystko zrobić bez scen, ale nie wyobrażam sobie zaprosić do siebie chłopaka i w tym czasie wyjść z koleżankami
  • Odpowiedz
@Jurga09:

Poznaliśmy się 1,5 rok temu

Strasznie szybkie te zaręczyny! Najpierw dobrze byłoby pomieszkać przynajmniej trochę razem... I tak masz szczęście, że takie rzeczy powyłaziły na wierzch. Gdyby to się stało dopiero po ślubie, wszystko trwałoby dużo dłużej, i tylko straciłbyś więcej czasu i siły na toksyczny związek.. Dobrze się stało mireczku, będzie tylko lepiej.

Wydajesz się być porządnym facetem, nie umniejszaj sobie i znajdź równie porządną dziewczynę :) Powodzenia.
  • Odpowiedz
@NoMercyIncluded Wiesz, tak sobie myślę czasami o takich związkowych rzeczach i wydaje mi się, że właśnie w dojrzałym związku wie się, że ludzie nie są idealni, ale potrafi się reagować, gdy coś nam nie odpowiada. Oczywiście mówię tu o rzeczach, które realnie wpływają na relację. W przeciwnym razie to wszystko zaczyna się odkładać i odkładać i nagle jest źle. Ludzie chyba często nie potrafią już wtedy wskazać, dlaczego jest źle, gdzie
  • Odpowiedz
@Jurga09: Tak jakbym czytał swoją historię. Tyle, że u mnie trwało to trzy lata i nigdy nie zdobyłem się na oświadczyny pomimo nacisków z jej strony. Już po kilku miesiącach związku podświadomie wiedziałem, że coś jest bardzo nie tak, i to nie było z mojej winy. Zerwałem w wieku 29 lat. Poczytałem na temat wampiryzmu emocjonalnego, borderline i zaburzeń osobowości. Pół roku podnosiłem się z marazmu, a później wyznaczyłem sobie
  • Odpowiedz
@Jurga09: Nie chce mi się cytować poszczególnych zdań ale powiem tyle że są tacy którym blisko do Twojego wieku a nigdy nawet w związku nie byli, NIGDY.

Druga sprawa to mam znajomego który w wieku 35 lat przeszedł lepszą akcję. Był z jedną 7 lat, wyrwał ją z patologicznego domu, pomógł sie zebrać, niby wszystko było OK jednak z czasem jako ze mieszkali na zadupiu to wyjechał za granicę, rok później ją ściągnął, załatwił szkołę bo miała tylko podstawówkę. Cudem skończyła, spuszczał się ile się dało, kupował różne prezenty gdy ta nie miała grosza przy dupie. Z czasem bardziej się odnalazła w nowym świecie i zaczęła odstawiać akcje typu że gdy on był w pracy zadzwoniła zapytać o której wraca a gdy wrócił jej ani jej rzeczy nie było, przez miesiąc dawała znaki życia ale zbytnio kontaktu nie utrzymywała. Zrobiła tak 3 razy ale za trzecim już nie miała szans powrotu. Gość troche zdesperowany ale zbytnio powodzenia u kobiet nie miał więc się trzymał jednej, w dodatku 7 lat razem, po oświadczynach i myślał o ślubie.

No a ta suka gdy tak znikała zaczęła się puszczać, raz z jakimś platfusem ale nic nie pykło to wróciła, drugi raz z czarnym mokabe którego nawet przywiozła do domu a tam od rodziny się dowiedziała że nie chcą jej znać i ma w---------ć. Gdy wróciła do niego i nic nie wspomniała to jakiś czas później trzeci raz się zerwała i wtedy gdy po miesiacu znowu chciała wrócić ten jej szansy nie
  • Odpowiedz
Tak jakbym czytał swoją historię. Tyle, że u mnie trwało to trzy lata i nigdy nie zdobyłem się na oświadczyny pomimo nacisków z jej strony. Już po kilku miesiącach związku podświadomie wiedziałem, że coś jest bardzo nie tak, i to nie było z mojej winy. Zerwałem w wieku 29 lat. Poczytałem na temat wampiryzmu emocjonalnego, borderline i zaburzeń osobowości. Pół roku podnosiłem się z marazmu, a później wyznaczyłem sobie bardzo wysokie standardy
  • Odpowiedz
@Jurga09: Przykro mi miras, jedyne co mogę powiedzieć, to olej tę Karynę. Smutno się to czyta, mam nadzieję, że znajdziesz taką, która będzie wdzięczna za Twoje starania ()
  • Odpowiedz
pomachała mi przed nosem pierścionkiem i zapytała:

"DLACZEGO ON JEST TAKI MAŁY?"


@Jurga09: Pomyśl ile oszczędziłes na kosztach wesela/rozwodu( ͡º ͜ʖ͡º)
  • Odpowiedz
  • 2
@fraktalka89 No niby wszystko ok z tej 'drugiej' perspektywy, tylko jak osoba lat 20+ ma rozwiniętą emocjonalność na poziomie 15 latki, to jednak jest coś nie halo.
Ciężko stwierdzić ogólnie 'czyja wina' znając tylko jedną wersję, jednakowoż jak ktoś na wszystko zamiast rozmową reaguje fochem na przemian z histerią to potrzebuje terapii, a nie wchodzenia w związki. Generalnie domeną ludzi dorosłych jest to, że powinni oni umieć dbać o siebie także
  • Odpowiedz
  • 1
możesz dać klapsy (nie jakieś agresywne i mocne, ale z poważną miną) i jednocześnie mówić za co je dajesz


@Mr_Plank Nie no, robi się coraz ciekawiej. xD
O ile wyznaczanie granic - tak, ale jakby mi mój partner dał całkiem poważnie klapsa, bo się wg niego zachowuję nie tak, to byłby to ostatni raz, kiedy jesteśmy razem.
No sorry, ale nawet dzieciom się nie powinno i nie należy klapsów dawać, a
  • Odpowiedz
@Jurga09: Również przeszedłem taki związek. Doskonale Ciebie rozumiem. Do zaręczyn u mnie nie doszło. Zerwałem z nią znacznie wcześniej, ale i tak uszczerbek na zdrowiu psychicznym pozostał. Nigdy więcej!
Teraz mam świetną, kochającą żonę. Jestem szczęśliwy. Tego również Tobie życzę
  • Odpowiedz