Jest majowy wieczór, godzina 22. Muszę znaleźć jakieś miejsce do spania, ale baza noclegowa na Sachalinie praktycznie nie istnieje. Trafiam do radzieckiego hotelu o typowej dla takich miejsc nazwie (po prostu "Chołmsk", jak miasto). Nie mam wyboru. Jest późny wieczór, a najbliższe inne hotele znajdują się po drugiej stronie wyspy. Dosłownie - za górami, za lasami.
- Czego? - warczy na mnie recepcjonistka. Na oko daję jej 40, może 45 lat, ale z zachowania to typowe homo sovieticus. Mam już z takimi typami sporo doświadczeń i wiem, że to czasem złote kobiety, jeśli tylko odpowiednio je podejść.
-
![ff91 - Najgorszego w życiu sowieckiego wampira spotkałem w recepcji hotelu "Chołmsk" ...](https://wykop.pl/cdn/c3201142/comment_15864440380oo5NHLoNVievlAiQl8XD3,w400.jpg)
źródło: comment_15864440380oo5NHLoNVievlAiQl8XD3.jpg
Pobierz
Wyobraź sobie sytuację: jesteś 6 tysięcy kilometrów od domu, w małym afrykańskim kraiku. Idziesz wieczorem przez miasto ze świeżą papają w ręce (nie ma nic lepszego na kolację niż świeża papaja!), gdy nagle słyszysz znane ci dźwięki. Przyspieszasz kroku. Co to jest?! „Santa Lucia”? Jakaś ogólnoświatowa pieśń Maryjna? Nie, przecież to góral, który łzy rękawem ociera!
Tak powstał poniższy filmik. Wiele nie zdążyłem nagrać. Wiem, że to beznadziejne vertical video, ale takie prawo zaskoczenia. Na filmie widać ostatnie sekundy próby w szkole muzycznej w Mindelo.