Nieironicznie, ważne zwycięstwo. Legia nie wpadła w głębszy dołek wynikowy i przynajmniej pod tym względem prezentuje się solidnie. Wciąż mamy jednak wyraźne wskazanie, w którym miejscu się znajdujemy i ile jest do poprawy.

Można spojrzeć na nazwę Stal Mielec oraz nazwiska jej zawodników i oczekiwać, że Legia będzie ich rozjeżdżać kilkoma golami. Jeżeli się jednak spojrzy na boisko, to Stal bywała groźna dla niemal każdego na początku sezonu. W meczach z nami, co by się nie działo, potrafiła coś ugrać. Choćby z tego powodu należy im się trochę szacunku, skoro dopiero teraz jesteśmy w stanie ich pokonać, a od ich powrotu do Ekstraklasy minęły już dwa lata.

Dominująca narracja po tym meczu może przekonywać o występie do zapomnienia, po którym jedynym pozytywem są trzy punkty. Jeżeli oprócz wyników patrzymy też na to, co Kosta Runjaić wypracuje z zawodnikami pod kątem taktyki i stylu, to rzeczywiście przez długi czas nie było na co patrzeć. Mimo że mecz zdawał się wyrównany i oscylujący wokół remisu, Legia miała fragmenty, które powinna wykorzystać lepiej. Były możliwości ku temu, aby nawet ten mecz przedwcześnie zamknąć. Choć całościowy obraz nie wygląda najlepiej, zwycięstwo Legii jest zasłużone, patrząc na to, co działo się pod obiema bramkami.

Zgadzam
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Co by nie mówić o meczach Legii z Górnikiem, w ostatnim czasie dużo się w nich dzieje. To jeden z niewielu pozytywów, jako że mecz był taki, iż na koniec trzeba doceniać ledwo wyrwany punkt.

Niby nie byłoby różnicy, czy Legia ten mecz by przegrała, czy zremisowała. Wpływ na końcową tabelę jeszcze nie do oszacowania, pozostaje kwestia mniejszego lub większego ośmieszenia się. Gdyby jednak dalej szukać na siłę pozytywów, to wreszcie przynajmniej tego typu zryw dał odrobienie strat. Legia miała z tym ogromne problemy w ostatnich miesiącach. Dwubramkowy deficyt odrobiła chyba tylko… z Górnikiem w Zabrzu, ale wtedy i tak przegrała. Pewne przełamanie i świadomość, że możemy punktować nawet przy katastrofalnym występie przez większość czasu, w pewien sposób podnoszą na duchu. Jednak raczej nie to będzie wymieniane na pierwszym miejscu po tym meczu.

Trzeba by było w dość oczywisty sposób stwierdzić, że do takiej sytuacji w ogóle nie powinno było dojść. Trudny wyjazd na Cracovię – można było zrozumieć porażkę. Piast, który nie leży – tutaj strata punktów też by nikogo nie zdziwiła. Ale Górnik, bardzo mocno zdziesiątkowany i opierający swoją ofensywę w pewnej części na zawodnikach, którzy nie przebili się w Legii? Cóż, u nas to nie taki rzadki scenariusz, że z takimi drużynami mamy duże problemy, ale nie powinno to wyglądać aż tak źle.

W
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Niby nie byłoby różnicy, czy Legia ten mecz by przegrała, czy zremisowała


@Kimbaloula: marketingowo sporo. Sportowo też chyba sporo pokazuje bo jeszcze niedawno po pierwszym straconym golu nasza gra się kończyła....
  • Odpowiedz
@matixrr: Wcale nie postawiłem kretyńskiej tezy po to, żeby w następnym zdaniu ją obalać ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Tak serio, to widziałem sporo komentarzy, w których nie doceniano tego remisu i traktowano go jak kompromitacja na równi z porażką. Tak naprawdę ten remis to spory pozytyw w tych okolicznościach.

@katolabirynt: Tylko że tak chyba było. Tych meczów było sporo, ale nie pamiętam wielu takich,
  • Odpowiedz
Legii znów wystarczyło tylko 45 minut, aby wygrać mecz w Ekstraklasie. Na razie wymagania narzucone przez przeciwników nie są najwyższe, co pomaga w tym, aby zespół mógł powoli iść w dobrym kierunku.

Miałem okazję tu pisać o dwóch meczach pucharowych z Widzewem, ale dopiero pierwszy raz o meczu ligowym. Nie będę powtarzał tego samego. Nie ma sensu cofać się do przeszłości. Jedyne, co mnie w tym kontekście interesuje, to fakt, że w XXI wieku nadal nie przegraliśmy z Widzewem i jest to jedna z niewielu pozytywnych serii, które wciąż trwają.

Tego typu mecze często wyglądały inaczej. Losy Legii w meczach przeciwko beniaminkom ostatnio zaczęły wyglądać przeróżnie, ale najczęściej takie wyjazdy były trudne. Zespoły Legii nie potrafiły przejąć w takich spotkaniach inicjatywy, wydawały się zaskoczone tym, że ktoś śmie stawiać im opór na boisku. Nierzadko dochodził do tego stracony gol i się zaczynało. Tutaj było zupełnie inaczej. Widzew niby od początku grał swoje, ale nie wystarczało to nawet do zalążków groźnych sytuacji. Za to Legia, trochę podobnie jak z Piastem, kiedy zauważyła, że można tu coś zrobić, to po prostu spróbowała odważniejszej gry po ziemi i to się opłaciło. Na początku trudniejsze podania nie wychodziły, ale ostatecznie mogliśmy mówić o tym, że Widzew został dwukrotnie rozklepany w pięknym stylu. Zbliżenie w trakcie akcji na Josue, który daje idealnego no look passa w stronę wybiegającego Wszołka to coś wspaniałego.

Nie
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: A co myślisz o Tobiszu? Wg. Weszło to najgorszy bramkarz ligi, wczoraj tez dostał ocenę 4/10. Jak dla mnie tam jest jakaś krucjata przeciw temu chłopakowi, bo wydaje mi się, ze od czasu Cierzniaka nie było tak pewnego punktu w bramce.
  • Odpowiedz
Kolejne 2:0 u siebie, tym razem niepozostawiające wątpliwości, kto był lepszy. Dobrze, że raz na jakiś czas coś się udaje.

Piast najsłabszy od kwietnia, kiedy przyjechał na Łazienkowską w świąteczny poniedziałek i strzelił gola po wylewie Rose’a i Wieteski, nie robiąc przez cały mecz zupełnie nic. To mu wystarczyło, aby wygrać z Legią Vukovicia. Ten trener nigdy nie radził sobie przeciwko Fornalikowi (wygrał z nim tylko, kiedy prowadził zespół tymczasowo). W ciągu ostatnich kilku lat Piasta potrafili ograć tylko wielcy trenerzy – Michniewicz i Runjaić.

Przebieg gry był do przewidzenia. Piast wiedział, co dawało mu sukcesy przy Łazienkowskiej, a także jak załatwiła nas ostatnio Cracovia. Chyba trochę przesadził z tym podejściem, bo był tłem dla Legii nawet, gdy już przegrywał 0:2 i musiał gonić. Dopiero, gdy wpuścił Kądziora, coś się ruszyło.

Legia
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: sporo się mówi o potrzebie transferów i to oczywiście jest prawdą jeżeli chcemy być naprawdę silnym zespołem i tak samo prawdą jest to że w jedno okienko czy jednym obozem przygotowawczym nie naprawimy kilku ostatnich lat, ale też trzeba pamiętać że my na przełomie marca i kwietnia graliśmy całkiem nieźle a wydaje mi się że gdybyśmy porównali dzisiejszą 11 do meczu z Lechią, Rakowem bądź Lechem wtedy to czy
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: Skąd teza o kiepskiej sytuacji finansowej? Przecież poprzedni sezon z Liga Europy to był nasz najlepszy rok finansowy od czasów Ligi Mistrzów, tak czysto finansowo to nawet nie wiem czy nie przebiliśmy tamtego roku. Dodatkowo udało się zaoszczędzić na premii za mistrzostwo:)
  • Odpowiedz
Weryfikacja przyszła bardzo szybko. Dziś tym bardziej nie ma wątpliwości, że Legii sporo czasu zejdzie na wyjście z kryzysu, w którym się znalazła.

Cracovia zrewanżowała się za mecz sprzed dwóch miesięcy, kiedy to Legia wygrała 3:0. W tym roku rozegraliśmy wiele słabych spotkań, wśród najbardziej przerażających można wymienić Wartę czy Raków w pucharze. Ani razu jednak nie przegraliśmy aż trzema golami, do tego trzeba by się wrócić do końcówki poprzedniego roku i meczu z Radomiakiem.

Jeden mecz z czystym kontem okazał się na razie jednorazowym odstępstwem, zamiast tego wciąż bardziej obowiązuje sytuacja, w której Legia traci gole taśmowo. Paradoksalnie nie miałbym aż takich pretensji do środkowych obrońców. Mają na sumieniu ostatniego gola, ale tam i tak cała drużyna już stanęła. Mimo odejścia Wieteski i fatalnej sytuacji kadrowej na tej pozycji, to nie Rose i Abu Hanna byli najsłabszymi naszymi zawodnikami tego dnia, a było wielu innych kandydatów. To dość trafnie podsumuje obecny stan Legii.

Większość
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: teraz to mamy już combo, bo nie tylko Legia od jakiegoś czasu nie umie wyjść z 0:1, ale też drużyny Kosty mają z tym problem. Także nastawiam się, że w tym sezonie lepiej nie będzie pod tym względem.
  • Odpowiedz
Zwycięstwo nad jedną z niewielu drużyn w tej lidze, które serio nam leżą. W niedalekiej przyszłości obawiam się przerwania jeszcze lepszej serii, którą mamy z Widzewem, ale nie ma co martwić się na zapas.

Nie był to mecz na wysokim poziomie, ale przynajmniej w porównaniu do pierwszej kolejki było to trochę bardziej podobne do piłki nożnej. Wprawdzie znowu było sporo fauli i to również z naszej strony, ale chyba mecz z Koroną był pewnym ekstremum, które trudno będzie powtórzyć.

Legia nie weszła w mecz nadzwyczajnie, rozkręcała się powoli, ale zasłużenie wyszła na prowadzenie. Niestety pod koniec pierwszej połowy oraz przez większość drugiej, wszystko siadło. Zespół trochę za bardzo się cofnął i może nie rozpaczliwie, ale nieco za nerwowo się bronił. Prawdopodobnie interwencja Tobiasza była tym, co zrobiło różnicę między zwycięstwem a remisem. Wydaje się: żadna filozofia wstawić młodzieżowca do bramki, idą na łatwiznę, nabiją sobie minuty do przepisu. Tylko że w zeszłym sezonie zaprowadziło nas to w pewnym momencie do strefy spadkowej. Bramkarz i napastnik to kluczowi zawodnicy w każdym zespole, na razie ten pierwszy przyczynił się do korzystnego wyniku.

Tego
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Witam po przerwie. Po raz pierwszy od dawna nie zaczynamy sezonu europejskimi pucharami czy superpucharem, a po prostu ligą. Odkąd pamiętam, takie sezony miały miejsce dość rzadko i mam nadzieję, że zbyt prędko się to nie powtórzy.

Mecz z Koroną sugeruje, że jesteśmy daleko od wygórowanych celów w tym sezonie, ale to dopiero inauguracja. Ze swojej strony dałbym jeszcze nieco czasu, żeby to wszystko się jeszcze dotarło. Też bym chciał już wszystkich ocenić i przewidzieć, co będzie, ale na razie dostaliśmy tylko 105 minut, w których i tak było bardzo mało gry w piłkę. Musieliśmy się do tego dostosować i w pewnym fragmencie nawet wyglądało to nieźle, ale gra przez dłuższy czas nie toczyła się, było dużo przerw i tak naprawdę nie miało to wiele wspólnego z futbolem.

Wiadomo, jakie są drużyny trenera Ojrzyńskiego. Jego Stal Mielec czy inne zespoły już nam się dały we znaki. Jasne, że to się nie może podobać, jeśli chodzi o styl, ale przynosi efekty. Ja, nawet po tym, co było wiosną, i co widziałem teraz, nie miałbym nic przeciwko, aby przyszedł do nas wtedy w grudniu. Potrzebowaliśmy wtedy przede wszystkim wyników i podniesienia się z bardzo trudnej sytuacji. Vuković też to zrobił, ale kto wie, jak poradziłby sobie Ojrzyński w miejscu, gdzie teoretycznie miałby warunki do bardziej ambitnej gry.

To
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Nareszcie koniec. Wiele było męczących sezonów, ale ten mógłby się zakończyć już dawno. W praktyce zakończył się dwa tygodnie temu, a dla całej ligi – tydzień temu.

Z jednej strony miło jest nie stresować się w końcówce sezonu, patrzeć z boku, jak inni muszą się męczyć. Taka alternatywa jest dużo lepsza od tego, co groziło nam jeszcze zimą, czyli walka o utrzymanie. Z drugiej strony, ten sezon to katastrofa. Sytuacja, w której musimy cieszyć się ze środka tabeli i spokojnego utrzymania pokazuje, jak bardzo było źle.

Teoretycznie wydaje się, że nic gorszego nie może już Legii spotkać, ale właśnie takie myślenie doprowadziło ją tu, gdzie jest. „Gorzej nie będzie” albo „jakoś to będzie”. Tymczasem nikt nie jest za duży za spadek. Wiśle też się zdawało, że po prostu nie mogą spaść. To samo w Niemczech myślały Schalke czy HSV. Ich rozkład był oczywiście bardziej rozciągnięty w czasie, ale tam najwyraźniej ignorowano niepokojące sygnały. My mieliśmy ich aż nadto, ale nawet na początku sezonu, kiedy już było źle, nikt by nie powiedział, że potoczy się to aż tak koszmarnie. Oni zjechali z poziomu środka tabeli/regularnej walki na dole do spadku, my z mistrzostwa do środka tabeli, więc proporcjonalnie nie jest lepiej.

W
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Bohatersko obronione 10. miejsce przed nacierającą Jagiellonią. Legia może spaść na 11. miejsce jeszcze w tej kolejce, o ile Warta wygra z Lechem w Grodzisku Wielkopolskim ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Temat 10. miejsca to w zasadzie jedyne, co nam zostało. Mistrzostwa mazowieckiego nie zdobędziemy. Maksimum to 9. miejsce, ale już w niedzielę może stać się nieosiągalne. Cracovia też już wyżej niż na swoim 6. miejscu nie może być. To jeszcze zabiera znaczenia meczowi za tydzień, brakuje tylko tego, żeby oba zespoły nie mogły już ani spaść, ani awansować w tabeli. To akurat nie będzie możliwe, ale i tak będziemy kontynuować mecze bez stawki.

Nie jestem zaskoczony, że Legia nie wygrała. Bardziej tym, że nie przegrała mimo dwukrotnego wyjścia Jagi na prowadzenie. Cztery gole w drugiej połowie to też dość rzadki obrazek z meczów w Białymstoku. Jagiellonia wygląda jednak na zadowoloną, bo ma już prawie pewne utrzymanie. My zaś to co najwartościowsze, dostaliśmy od nich jesienią, kiedy zwycięstwo z nimi przerwało bardzo długą serię porażek. Za ten
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

jeżeli nie będzie przepisu o młodzieżowcu


@Kimbaloula: Oby go nie było. To absurd, że do Ekstraklasy wpycha się ze względu na ich wiek zawodników, którzy nie są gotowi na grę na tym szczeblu. Bez tego przepisu nie przepadnie więcej młodych i zdolnych niż przy obowiązującym przepisie. Taki np. Włodzimierz Lubański grał w pierwszym składzie Górnika Zabrze w wieku 16 lat.
  • Odpowiedz
Legia Warszawa utrzymała się w lidze*. W ostatnich latach graliśmy mecze o nic po zapewnieniu sobie mistrzostwa. Teraz będą mecze w najbardziej klasycznym bezpiecznym środku tabeli, może niekoniecznie z Jagiellonią, która może wtedy jeszcze obawiać się o utrzymanie. Ale ostatni mecz z Cracovią będzie pozbawiony jakiejkolwiek stawki. Będę się wtedy jeszcze szerzej do tego odnosił.


Co zdecydowało, że po trzech porażkach Legia nagle wygrała, strzelając pięć goli? Nie ma co sprowadzać tego do faktu, że tym razem bardziej im się chciało. Po prostu, po raz pierwszy od dawna, Legii wreszcie ułożył się mecz. Nie trzeba było odrabiać strat, na prowadzeniu była przez ponad 99% czasu gry, a wśród wszystkich przewag, ta jednobramkowa utrzymywała się względnie najkrócej. Dawno nie było takiego komfortu, a na to, że Legia będzie w stanie osiągnąć korzystny wynik mimo straty trzech goli, chyba nikt by nie wpadł.

Normalnie wkurzałbym się na kolejny mecz bez czystego konta i tak beztroskie podejście w obronie. Nawet jeśli pierwszy gol wziął się z wcześniejszej przebijanki (mmm Warta vibes), a drugi padł po rykoszecie, to i tak Legia broniła w tych sytuacjach po prostu żałośnie. W poważnej analizie, a ta taka nie jest, powinno się to wziąć pod uwagę. Ja jednak wolę się cieszyć tym, że wreszcie mecz Legii oglądało się przyjemnie i z happy endem. Patrząc trochę wstecz, w ciągu ostatniego półrocza były jeszcze tylko dwa mecze powyżej 4,5 gola – wygrany z Bruk-Betem 4:1, no i 2:3 w Zabrzu. Po tym, co tam się działo, nie można było wykluczyć, że nawet tutaj będziemy w stanie stracić gola na 5:4, a potem na 5:5, ale nie tym razem. Sprawdziłem przy okazji, że ostatni raz Legia strzeliła 5 goli w jednym meczu ponad rok temu, z Wisłą Płock.
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Gol sprezentowany rywalowi przez dwóch środkowych obrońców, dwa gole stracone w przewadze liczebnej, gol bezpośrednio z rzutu rożnego. Brakuje jeszcze samobója w stylu Żewłakow + Boruc z Irlandią Północną oraz gola straconego z połowy, żeby dopełnić absurdu, jaki dzieje się pod bramką Legii w tym sezonie.

Poniosło mnie z tym remisem w przewidywaniach tydzień temu. Nawet jakby się udało, to i tak byłby on niezasłużony. Wprawdzie Legia wykreowała kilka sytuacji, ale co z tego, gdy zdecydowana większość z nich była nieprawidłowa z powodu spalonych. W zasadzie poza minięciem się Lopesa z piłką oraz odbiciu się jej od Rosołka (bo przecież nie strzale), a także golem wyrównującym, ciężko mówić o zagrożeniu pod bramką Stali Mielec. Przeciwnikom z kolei wystarczyły dwa rzuty rożne.

Nie wszystkie zespoły rozegrały po tyle samo meczów, ale pewnie nawet po jutrzejszych spotkaniach Legia będzie w ścisłej czołówce goli straconych po stałych fragmentach gry. Według Ekstrastats jest ich już 20, a więc prawie połowa. Więcej stracił tylko Górnik Zabrze. Nawet jeśli nie gramy gorzej od przeciwnika (co nie znaczy, że dobrze), to i tak nie ma znaczenia, bo z tyłu i tak coś wpadnie (ósmy kolejny mecz ze straconym golem), najczęściej po stałym fragmencie. Dopóki to się nie poprawi, nie mamy na co liczyć. Należałoby wrócić do podstaw i wreszcie zanotować solidny mecz w defensywie, bo zwyczajnie nie jesteśmy w stanie odrabiać co mecz jednego czy dwóch goli.

W
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Legia wyznaczyła na mistrza Pogoń, przegrywając z nią, a remisując wcześniej z Rakowem i Lechem. Tylko że coś poszło nie tak i Pogoń szanse na mistrzostwo ma minimalne, a Legia pozostaje bez punktów za ten mecz i wciąż bez zapewnionego utrzymania. Średni interes zrobiony w Szczecinie.

Nie da się do końca porównać tego sezonu z obecnym, mimo że w obu rozegraliśmy po 30 kolejek. Na razie jednak, upraszczając, zdobyliśmy w tym sezonie niewiele ponad połowę punktów w porównaniu z zeszłym (36 vs 64). Porażek jest 4 razy tyle (16 vs 4), a straconych goli prawie 2 razy tyle (41 vs 24). Liczba porażek już i tak jest tylko śrubowaniem tego samego rekordu, więc nie ma większego znaczenia. Osobiście wolę mieć 16 porażek i być na 10. miejscu niż 15 przegranych i 17. miejsce, skoro już niestety zostaliśmy postawieni przed takim wyborem.

Porażkę w Szczecinie mieliśmy raczej wkalkulowaną, ale nawet w sytuacji, gdy praktycznie nie gramy o nic, potrafiła zadziałać na nerwy. Już nawet w poniedziałek z Piastem byłem bardziej pogodzony z losem niż teraz. Legia przez długi czas nie grała jakoś wyjątkowo źle, w najgorszym razie była równorzędnym przeciwnikiem dla Pogoni, a w miarę upływu czasu była coraz lepsza. To potrafiliśmy już zagrać i w Częstochowie, i w Poznaniu, więc wielkiego dramatu nie było. Była za to czerwona kartka dla Pogoni i z naszej strony skończyła się wtedy gra. Ciężko to wytłumaczyć, ale wyglądało to, jakby zawodnicy Legii dosłownie odpuścili. Może chcieli wpuścić Pogoń na swoją połowę i skontrować, ale po pierwszej, raczej nie tak to się robi, jak próbowała Legia, a po drugie, należało po prostu kontynuować dobrą grę z początku drugiej połowy. Przecież to Pogoń, rzekomo przegryw, powinna wtedy być już całkowicie rozbita, a my powinniśmy to wykorzystać. Tymczasem stało się dokładnie na odwrót.

Byliśmy
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Ciężko o coś gorszego niż mecze bez stawki, ale trzeba będzie jakoś to wytrzymać do końca sezonu. Porażki w takim czymś wywołują raczej obojętność, ale i tak przyjemnie nie jest.

Nawet kolejna porażka z Piastem to nie jest coś nowego, co wywoływałoby szczególne wkurzenie. Vuković kolejny raz nie dał rady pokonać Fornalika? Zrobił to tylko jako tymczasowy, potem przegrywał mecze, których nie miał prawa nawet stracić punktów. Wystarczy tylko wzruszyć ramionami. Nawet Michniewicz, który lekko odczarował tego rywala, bo w lidze zremisował i wygrał, w pucharze oczywiście popłynął, i to w kuriozalnych okolicznościach. Chyba na to nic już nie poradzimy.

Mecz wyglądał jak wiele tych z Piastem i wiele tych z ubiegłorocznej jesieni. Na początku była jeszcze ochota do gry. Nie brakowało zawodników w polu karnym, tylko na końcu zwykle czegoś brakowało i nawet nie można mówić o idealnych sytuacjach. Gol dla Piasta to kara nie tylko za proste błędy, ale i za odpuszczenie nieco w końcówce pierwszej połowy.

Stracony
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Pekhartowi robi się krzywdę biorąc go pod uwagę przy ustalaniu składu. Trybuny do końca sezonu jak dla mnie bo na razie jest drugim Emrelim. Odchodzi po sezonie razem z Vuko co cieszy ale już teraz mógłby nie grać.
  • Odpowiedz
Kolejny niezły wynik w lidze. Legia ponownie była skazana na pożarcie i w tej sytuacji nawiązała na szczęście bardziej do ligowego niż pucharowego meczu w Częstochowie. Tak naprawdę ten remis nic jej nie daje, więc nie byłoby dużej różnicy, gdyby przegrała. Jednak nawet dla samego samopoczucia lepiej odnotować kolejny mecz bez porażki w lidze, porażek i tak już dużo się uzbierało.

Był czas przywyknąć, że Legia nie będzie faworytem w danym meczu ligowym. Widzimy, jak pozycja Rakowa zmieniała się przed każdym z czterech meczów z Legią w tym sezonie. Lech już wcześniej miewał momenty, kiedy był faworyzowany przed starciem z nami. Przypomina się nawet mecz domowy z zeszłego sezonu, kiedy Legię dopadły duże problemy z kontuzjami, a Lech był wówczas uczestnikiem fazy grupowej Ligi Europy. Wtedy przeciwnik wyszedł na prowadzenie, a Legia niespodziewanie odwróciła tamten wynik i pokonała Lecha po golu Lopesa w doliczonym czasie gry.

Dziś aż takiej dramaturgii nie było, ale Lopes znów strzelił, a Legia nie przegrała meczu, mimo że przegrywała 0:1. To był pierwszy taki przypadek w tym sezonie, licząc wyłącznie ligę. Do tej pory Legia była jedynym zespołem, który nawet nie zremisował po stracie pierwszego gola. Jeżeli mamy szukać jakichś małych plusów, to na pewno przełamanie tej serii będzie jednym z nich. Wydawałoby się, że nie jest to wielki sukces, skoro czasami wystarczy tak jak dzisiaj, odpowiedzieć nawet jednym strzałem na jednobramkowe prowadzenie przeciwnika. Tego Legia jednak nie umiała przez większość sezonu i niemal połowa jej porażek to wyniki 0:1. Żeby daleko nie szukać, było tak z Lechem jesienią, kiedy były szanse na wyrównanie, ale jak zwykle niewykorzystane.

Remis
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Przynajmniej Legia nie przegra w tym roku Superpucharu. Wygląda też na to, że będzie miała znacznie mniej okazji do porażek w środku tygodnia.

Poprzedni sezon bez trofeum to 2018/19, wtedy też wiosną ratował to Vuković. Wtedy również z pucharu odpadliśmy z Rakowem, ale to akurat poszło na konto Sa Pinto. Ówczesny wynik po 90 minutach (1-1) dziś byłby szczytem marzeń. W pewnym momencie było blisko, ale byłby to wynik zupełnie niezasłużony. W sobotę Lechia też mogła zremisować z nami, mimo że wcześniej na to nie zasługiwała. Wtedy dobra gra już by się nie liczyła, ważne byłoby tylko to, że straciliśmy aż taką przewagę. Tutaj też nikt by nie dawał awansu do finału za zasługi. Liczyłby się tylko wynik, ten tylko przez ten jeden moment był w zasięgu. Zamiast tego musimy się cieszyć, że nie dostaliśmy trójki albo czwórki.

Niestety to nie pierwsza taka katastrofa w pucharze. To się powinno było skończyć tak jak z Cracovią w 2020 roku, gdzie na tym samym etapie Vuković i jego drużyna zupełnie zawiedli. Oprócz tego, jak Legia radzi sobie w takich meczach, uderzająca jest tak zła seria w krajowym pucharze. W rozgrywkach, które często wygrywaliśmy, od kilku lat nie jesteśmy w stanie nawet wejść do finału. Od 2018 roku włącznie, blisko było tylko dwa razy, oba przegrane za Vuko.

Nie
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Nastąpił moment, w którym Legia ma więcej punktów przewagi nad strefą spadkową niż straty do czwartego miejsca. Jednocześnie nie ma już szans na mistrzostwo, a patrząc na przebieg tego sezonu, to te matematyczne szanse i tak utrzymywały się długo.

Legia pokonała zespół nie ze ścisłej ligowej czołówki, ale mimo wszystko kogoś, kto od dawna utrzymuje się w okolicach czwartego miejsca. Zagrała swój jeden z lepszych meczów w sezonie ligowym. Od początku października, kiedy przeciwko Lechii zagrała z kolei pewnie jeden ze słabszych meczów, przeszła długą drogę. Wtedy nie miała żadnych szans, dziś nikt nie byłby poszkodowany, gdyby po pierwszej połowie prowadziła 3:0.

To nadal nie oznacza osiągnięcia nawet minimalnego celu, choć utrzymanie jest już bardzo blisko. Ten mecz, a także ten z Rakowem, nie oznaczają jeszcze, że Legia jest nie wiadomo jak potężna. Wysłała jednak kolejny sygnał, że trzeba będzie się z nią liczyć w końcówce sezonu. Nadal ma przed sobą wyjazdy do czołówki, dwa w lidze, jeden w pucharze, ale niekoniecznie musi tam jechać jak na ścięcie. Tak się wydawało jeszcze niedawno, a jednak teraz ma podstawy do bycia pewnym siebie.

Jeszcze
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Jak zwykle dobra robota, ale zatrzymałbym się nie co nad Josue, który grał jakby coś go użądliło, wydaje mi się, że przeciwnicy coraz częściej będą go prowokować, bo temperament ma chłop jak płonący konar po pewnych proszkach.
  • Odpowiedz
@mitthian: Ten typ tak ma, dopóki nie będzie czerwonej lub pauzy za żółte kartki, nie jest to aż taki problem. I tak na razie ostatnim meczem, gdzie mocno odwalił, było Napoli w listopadzie.
  • Odpowiedz
Od zremisowanego meczu z Bruk-Betem minął równy miesiąc. Legia znowu zremisowała, ale tym razem, za sprawą siły przeciwnika, odbiór i wyniku, i samej gry jest już inny niż w Niecieczy.

Wiadomo było, że nagle Legia nie przyjedzie rozstawiać Raków po kątach w Częstochowie. Musiała wyjść na boisko z pewnym respektem, ale też zagrać w taki sposób, żeby dać sobie szansę na korzystny wynik. Plan przez długi czas wychodził naprawdę nieźle. Nie jakością, ale odpowiednim ustawieniem w obronie i walką Legia mogła nawet wygrać. Nie udało się, ale ciężko mieć pretensje.

Znalazłyby się argumenty na korzyść obu zespołów, więc remis jest dość sprawiedliwy. No bo Raków przeważał przez większość meczu, widać było, że dyktował warunki, ale też miał problemy ze stworzeniem klarownych okazji, a gola strzelił właściwie z niczego. Podobnie można mówić o golu strzelonym przez Legię, która może żałować, że nie podwyższyła tego prowadzenia, gdy były na to okazje, ale równie dobrze mogła przegrać, gdy Raków przycisnął w końcówce. Patrząc na to jeszcze inaczej, Raków grał kilka minut w dziesięciu i takie podjęcie ryzyka w ostatnich fragmentach też mogło mu się nie opłacić. Na pewno było ciekawiej, niż zapowiadały to pierwsze minuty.

W
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Wnioskuję o więcej meczów zaległych. Mecze zaległe dają emocje, radość, a przede wszystkim punkty. Mecze zaległe są ok.

Na szczęście mam teraz lepsze rzeczy do roboty, ale gdyby mi się nudziło, można by poszukać komentarzy o zaległych porażkach, ciągłym przypominaniu o tym, że kibice Legii przypominają o meczach zaległych (nawet gdy nie robili tego już od trzech miesięcy) i tak dalej. To nie jest moment, aby się napinać, bo nadal ten sezon jest katastrofalny.

Teraz bardziej trzeba walczyć z tekstami typu, że bardzo łatwy terminarz i że to żadne osiągnięcie. W Ekstraklasie mecze z drużynami walczącymi o utrzymanie potrafią być bardzo trudne i przez lata wydawało mi się to oczywiste, teraz też aż głupio o tym pisać. Znam kilka zespołów, które z takim Górnikiem Łęczna czy Wisłą Kraków nie wygrały. Mniej za to znam takich, które wygrały w tej lidze cztery mecze z rzędu. Jeżeli to takie łatwe, to czemu inne zespoły nie mają takich serii? Przypominam, że w walkę o utrzymanie zamieszane jest prawie pół ligi i nie tylko Legia ma takie „łatwe” mecze.

Mecz
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Johansson i na jesieni dawał oznaki dobrej gry, ale wtedy go usilnie ustawiali na wahadle, a to nie ten typ zawodnika. Do dziś nie rozumiem, dlaczego przy takim składzie Michniewicz tak uparcie trzymał się jednej taktyki, a Gołębiewski to kontynuował.

Trochę mnie wkurza ta retoryka, ze Vuko wygrywa tylko ze słabymi drużynami. To samo było za jego poprzedniej kadencji, również w europejskich pucharach, gdzie odpadł co prawda z Rangers,
  • Odpowiedz
Takimi zwycięstwami jak w Łęcznej zdobywa się mistrzostwo. Tak można powtarzać co roku, ale akurat nie w tym sezonie. Nawet nie będzie grupy spadkowej, którą można by wygrać, choć wciąż, w razie zapewnienia sobie utrzymania, następnym celem powinno być zajęcie 10. miejsca, żeby nie pobić kolejnego wstydliwego rekordu.

W kontekście gry o utrzymanie teoretycznie powinno być teraz dużo spokoju i ogólnie luz. Tymczasem spojrzałem w tabelę i na razie mamy cztery punkty nad miejscem spadkowym, a po pełnej kolejce może być mniej. Plusem jest to, że z każdym z dołu mamy korzystny lub równy bilans bezpośrednich meczów. Vuković miał, tak jak dwa lata temu, punktować na najsłabszych w lidze i oprócz dwóch meczów, wyszło to nieźle. Wciąż z podsumowaniem tego okresu wstrzymam się do wtorku, ale już przynajmniej trochę zrobiono, aby wyjść z tej koszmarnej sytuacji.

Nawet po Bruk-Becie nie będę uważał, że już jest z górki. Nie chodzi nawet o terminarz i mecze z czołówką, ale tutaj każdy może się nagle przebudzić i punktować, a różnice wciąż są niewielkie. Trzeba docenić te trzy ostatnie zwycięstwa, bo bez nich wyglądałoby to już beznadziejnie, przy tym, jak punktują inni.

Teoretycznie
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Następny…co się stało, ze po meczu z Łęczną, po 4 wygranej z rzędu nagle nikt nie mówi o tym, ze łapiemy oddech, tylko prawie wszyscy narzekają na styl i na Vuko. Cholera, niektórzy to nawet bardziej płaczą niż w grudniu, kiedy biliśmy rekordy porażek.
Będę bronić tutaj trenera, uważam, ze zrobił co powinien, ustawił zespół defensywnie, z 4 z tylu, tak żebyśmy przepychali te mecze, bo obecna sytuacja tego
  • Odpowiedz
@miki4ever: Ja bym tonował nastroje, bo nawet te kilka zwycięstw jeszcze nie załatwia sprawy. Wyniki top, sam raczej sądziłem, że nie wygramy w Łęcznej, więc wczorajszy wynik i tak jest na plus. Co do gry, sam pisałem, że tak należy do tych meczów podejść, więc pod tym względem też rozczarowany nie jestem. Bardziej boli mnie to, że z Wisłą i Górnikiem w pucharze było wyraźnie widać postęp, gdzie byliśmy wyraźnie
  • Odpowiedz
Trwające najdłuższe serie wygranych meczów w Ekstraklasie:

2 – Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Legia Warszawa, Raków Częstochowa XD

Legii pozwoliło to na wyjście poza strefę spadkową po raz pierwszy od kilku kolejek. Teraz, mając najwięcej porażek w lidze, znajduje się nad pięcioma innymi zespołami. Zdołała też wyrównać swój bilans meczów u siebie, który do tej pory był ujemny, a teraz i w wynikach, i w bilansie bramek, jest idealnie równy.

To
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Legia bez karnego po faulu na Lopesie (kara dla niego za to, że grał do końca – bezsens)


@Kimbaloula: Strasznie irytujaca sytuacja. Takim zachowaniem sedziowie promuja to, zeby zawodnicy sie wywracali zamiast konczyc akcje. W sumie tez troche zabraklo protestow samego zawodnika, ale tak czy inaczej jak dla mnie skandaliczna decyzja.
  • Odpowiedz