Wpis z mikrobloga

Gol sprezentowany rywalowi przez dwóch środkowych obrońców, dwa gole stracone w przewadze liczebnej, gol bezpośrednio z rzutu rożnego. Brakuje jeszcze samobója w stylu Żewłakow + Boruc z Irlandią Północną oraz gola straconego z połowy, żeby dopełnić absurdu, jaki dzieje się pod bramką Legii w tym sezonie.

Poniosło mnie z tym remisem w przewidywaniach tydzień temu. Nawet jakby się udało, to i tak byłby on niezasłużony. Wprawdzie Legia wykreowała kilka sytuacji, ale co z tego, gdy zdecydowana większość z nich była nieprawidłowa z powodu spalonych. W zasadzie poza minięciem się Lopesa z piłką oraz odbiciu się jej od Rosołka (bo przecież nie strzale), a także golem wyrównującym, ciężko mówić o zagrożeniu pod bramką Stali Mielec. Przeciwnikom z kolei wystarczyły dwa rzuty rożne.

Nie wszystkie zespoły rozegrały po tyle samo meczów, ale pewnie nawet po jutrzejszych spotkaniach Legia będzie w ścisłej czołówce goli straconych po stałych fragmentach gry. Według Ekstrastats jest ich już 20, a więc prawie połowa. Więcej stracił tylko Górnik Zabrze. Nawet jeśli nie gramy gorzej od przeciwnika (co nie znaczy, że dobrze), to i tak nie ma znaczenia, bo z tyłu i tak coś wpadnie (ósmy kolejny mecz ze straconym golem), najczęściej po stałym fragmencie. Dopóki to się nie poprawi, nie mamy na co liczyć. Należałoby wrócić do podstaw i wreszcie zanotować solidny mecz w defensywie, bo zwyczajnie nie jesteśmy w stanie odrabiać co mecz jednego czy dwóch goli.

W dodatku od pewnego czasu nie mieliśmy meczu, który zostałby nam wybroniony przez bramkarza. Strebinger pomógł osiągnąć remis z Lechem, a Miszta z Niecieczą (patrząc na obecną tabelę, prawdopodobnie trzeba będzie go docenić). Z kolei ostatni bramkarz, który dał nam zwycięstwo, to Boruc z Jagiellonią jesienią. Jeśli Legia wygrywała w tej rundzie, to głównie wtedy, gdy bramkarz nie miał nic do roboty i defensywa grała na tyle dobrze, że nie dopuszczała do sytuacji i nie było z czego tracić goli. Teraz kolejny, czwarty już bramkarz w tym sezonie, nie pomaga. Stracony gol bezpośrednio z rzutu rożnego zawsze obciąża bramkarza, niezależnie co by się działo. Patrzyłem dokładnie na ustawienie zawodników przed tym dośrodkowaniem, jak i potem wielokrotnie na powtórkach. Tam nie miało prawa nic się wydarzyć. Było gęsto, bliższy słupek odpowiednio zabezpieczony zawodnikami z pola, a dośrodkowanie tak naprawdę przeciętne. Tymczasem zarówno droga do bramki, jak i sama bramka, zostały całkowicie odsłonięte. Obrońcy też mają sporo na sumieniu, ale tak jak po błędzie z Pogonią wolałem przemilczeć występ Strebingera, tak tym razem trudno to zrobić. Co gorsza, kolejne błędy prawdopodobnie wzięły się z tego pierwszego. Było widać nerwowość i raczej nie podejrzewałbym go, że musi piąstkować każde dośrodkowanie zamiast łapać oraz że nie wie, do którego zawodnika należy kopnąć piłkę. To spory problem, że doświadczony bramkarz nie dał sobie mentalnie rady w takiej sytuacji i dobrze, że nie skończyło się to jeszcze gorzej.

Swój wpływ na wylewy pewno też miała kolejna rotacja w linii obrony, gdzie trzeba było zmienić 3/4 zawodników. W ten sposób ciężko coś wypracować, zwłaszcza gdy musi tam grać Charatin, który po prostu nie jest obrońcą, a także dwóch zawodników po kontuzjach. Mimo wszystko podtrzymam zdanie, że Wietesce była potrzebna przerwa, bo jego ostatnie występy nie wskazywały na to, że dziś z nim na boisku byłoby lepiej.

Największym zaskoczeniem było dla mnie, że Legia strzeliła gola z gry, pierwszego od meczu z Lechią, i to z całkiem ładnej akcji. Tak naprawdę nie trzeba było wiele – wyjść w tempo na pozycję, szarpnąć do przodu i zagrać w pole karne. Wszystko się ładnie zgrało, ale jak widać, był to raczej jednorazowy przebłysk, bo potem Legia ani razu nie zbliżyła się do takiego rozegrania. Wzorem jesiennego meczu ze Stalą, musiała też niemal natychmiast po strzelonym golu – stracić, więc wiadomo było, że nie czeka nas tu nic dobrego.

Druga połowa, kolejny raz w tym sezonie, okazała się być czasem straconym. Choć normalnie wolałbym, aby mecz trwał, żeby Legia wreszcie wyrównała, to momentami wolałem wręcz, aby już się skończył. To były wielkie męczarnie, a jak już wspomniałem, remis i tak byłby moim zdaniem niezasłużony.

Na pewno problemem jest słabsza forma Josue (który i tak potrafi w takiej dyspozycji zagrać w pole karne na nos), który zresztą właśnie odzwierciedla postawę całego zespołu w pierwszej i drugiej połowie, po przerwie na ogół jest słabszy. Vuković robił ofensywne zmiany, niby w porządku, ale po pierwsze, przeszliśmy do zaburzenia proporcji, gdzie w składzie było dwóch obrońców i siedmiu graczy ofensywnych. To, że się ich poupycha, nie oznacza jednak jeszcze, że jest się groźniejszym z przodu, bo było wręcz przeciwnie. Raczej wyglądało to tak, że mało kto wiedział, co ma grać. Po drugie, lepiej byłoby jednak tych lepszych graczy dawać od początku meczu, aby wreszcie ułożyć go sobie i nie musieć odrabiać strat.

Jeżeli ktoś chciałby wprowadzania młodzieży w takiej sytuacji, to tu jest problem, o którym pisałem już dość dawno. Dużo lepiej byłoby wprowadzać tych zawodników, gdy drużyna odpowiednio funkcjonuje. Teraz można ich tylko spalić. Wydawałoby się, że teraz sytuacja będzie taka, że w końcówce sezonu, kiedy już o nic nie gramy, będzie można wstawić jednego-dwóch młodzieżowców (nie sądzę, aby więcej zasługiwało). Ale tego spokoju ani luzu nie ma, a takie wyniki jak ze Stalą mogą nawet przybliżyć widmo walki o utrzymanie. Nadal jest to mało prawdopodobne, ale powtórki koszmaru z jesieni raczej też nikt nie zakładał, a on powoli wraca. To zresztą te same zespoły, które wtedy nas pogrążały. Trzecia porażka z rzędu nie jest czymś, co można lekceważyć. Na koniec pewnie się okaże, że zespoły z samego dołu i tak nie będą w stanie na tyle zapunktować, aby nas wyprzedzić, ale wypadałoby trzymać fason. Legii w tym sezonie jest to całkowicie obce pojęcie.

Górnik, nawet jeżeli o nic nie gra, na pewno stanie na rzęsach, żebyśmy przypadkiem się nie przełamali. Mecz z nimi z jesieni to jeden z tych, które siedzą we mnie najbardziej, ale teraz ciężko uwierzyć w jakiś spektakularny rewanż. Wyobrazić sobie wygraną w Białymstoku, której nie było od czasu Ligi Mistrzów, jest jeszcze trudniej. W Legii chyba cały czas myślą, że ten sezon „jakoś” się dogra, ale jeżeli zawodnicy nie wejdą na poziom motywacji z meczów ligowych w Częstochowie i Poznaniu, to będzie ciężko. Na koniec napiszę, że w nawet przy tej słabej kadrze, to nie jest kwestia składu. Stal Mielec nie ma lepszego. W tym roku punktował z nimi niemal każdy. Przy całym szacunku, im wystarczyło, że zagrali na 100%. Wcześniej też grali, ale od dawna z nikim nie mogli wygrać. Na Legię było to całkowicie wystarczające, nie mówiąc o tym, że pierwszy raz od grudnia strzelili dwa gole w jednym meczu. W dodatku ten wynik niesie za sobą jeszcze jedną złą wiadomość. Prawdopodobnie oba kluby zostaną na przyszły sezon w Ekstraklasie, a to oznacza, że w tych dwóch meczach możemy sobie kalkulować maksymalnie jeden punkt.

#kimbalegia #legia
  • 2