Wpis z mikrobloga

Nastąpił moment, w którym Legia ma więcej punktów przewagi nad strefą spadkową niż straty do czwartego miejsca. Jednocześnie nie ma już szans na mistrzostwo, a patrząc na przebieg tego sezonu, to te matematyczne szanse i tak utrzymywały się długo.

Legia pokonała zespół nie ze ścisłej ligowej czołówki, ale mimo wszystko kogoś, kto od dawna utrzymuje się w okolicach czwartego miejsca. Zagrała swój jeden z lepszych meczów w sezonie ligowym. Od początku października, kiedy przeciwko Lechii zagrała z kolei pewnie jeden ze słabszych meczów, przeszła długą drogę. Wtedy nie miała żadnych szans, dziś nikt nie byłby poszkodowany, gdyby po pierwszej połowie prowadziła 3:0.

To nadal nie oznacza osiągnięcia nawet minimalnego celu, choć utrzymanie jest już bardzo blisko. Ten mecz, a także ten z Rakowem, nie oznaczają jeszcze, że Legia jest nie wiadomo jak potężna. Wysłała jednak kolejny sygnał, że trzeba będzie się z nią liczyć w końcówce sezonu. Nadal ma przed sobą wyjazdy do czołówki, dwa w lidze, jeden w pucharze, ale niekoniecznie musi tam jechać jak na ścięcie. Tak się wydawało jeszcze niedawno, a jednak teraz ma podstawy do bycia pewnym siebie.

Jeszcze niedawno przeważały komentarze, że fart i korzystny terminarz Legii się skończyły, a z czołówką nie będzie mieć najmniejszych szans. Okazało się, że na razie wyniki i gra są powyżej oczekiwań. Również dla Vukovicia jest to ważne, w pojedynkach z bardziej chwalonymi trenerami nie przegrał pod względem taktycznym, zanotował korzystne wyniki, które nie były przypadkowe. Oprócz tego, co robi dla klubu, jest to też korzystne dla niego, bo może choć trochę zmienić panującą o nim opinię i udowodnić, że nie tylko potrafi zadbać o atmosferę, ale i stworzyć drużynę poukładaną oraz grającą przyjemnie dla oka.

Oczywiście moment na rzetelną ocenę Vukovicia jeszcze przyjdzie. Na razie jest na dobrej drodze do osiągnięcia podstawowego celu, ale może i pokusić się o cud, jakim byłoby trofeum lub wylądowanie stosunkowo wysoko w lidze.

To nie jest też tak, że Legii wszystko modelowo się układało. Wprawdzie znowu uniknęła straty pierwszego gola i znowu nie mierzyła się z tym problemem na boisku, ale w przygotowaniach przed meczem pojawiły się kontuzje (coś, co może być poważnym powodem do zmartwień), a także wyjazdy na zgrupowania reprezentacji. Znalazłyby się pewnie i inne wymówki, dlaczego tym razem wyglądało to słabo. Tymczasem Legia od początku siadła na Lechię i zwłaszcza pressing w jej wykonaniu mógł się podobać. Raczej wydawało się, że znowu kluczem do zwycięstwa może być oddanie inicjatywy przeciwnikowi i czekanie na jego błąd. Zamiast tego było aktywne wymuszanie tych błędów. Czasami wystarczył sam ruch zawodnika, jak przy pierwszym golu. Teoretycznie Wszołek nie miał prawa nic z tej sytuacji zrobić, ale swoim wyjściem na pozycję dał przeciwnikowi możliwość popełnienia błędu. Kolejny raz pokazał, że jak na Ekstraklasę dysponuje nieprzeciętną siłą fizyczną, ale niezwykle poprawił się w polu karnym. Jest w nim pewny i zdecydowany, a nawet strzały z lewej nogi wpadają bez problemu. Mam też wrażenie, że dużo bardziej służy mu gra na skrzydle niż na wahadle, mimo że na tej drugiej pozycji występował w przeszłości w innych klubach i wydawała się ona idealnie skrojona pod niego.

Oczywiście nie da się utrzymać takiego tempa przez cały mecz, dlatego szkoda, że nie udało się wypracować większej przewagi. I tak dobrze, że padł gol na 2:0, bo bez tego mielibyśmy znowu powtórkę z Rakowa. Końcówka to zresztą moment, w którym Legia znowu ma pewne problemy, niepotrzebnie broni się aż tak rozpaczliwie. Widocznie jednak brakuje do tego sił (choć i tak jest lepiej niż było) lub koncentracji. Przydałyby się zmiany, skoro można robić ich aż pięć, ale pole manewru jest trochę ograniczone. Już i tak taka liczba minut dla Kastratiego mogła budzić pewne obawy. Z kolei wprowadzenie np. Verbica było utrudnione przez kwestię młodzieżowca. Mimo wszystko wybronienie się w takiej sytuacji też jest pewnym sukcesem i powinno podbudować zawodników.

W grze Legii ważne jest, że mimo wciąż niezłej formy Josue i jego efektownych zagrań, to teraz nie polegamy w stu procentach tylko na nim. Mocne w ofensywie jest prawe skrzydło, a i lewe w pierwszej połowie grało powyżej oczekiwań, mimo że to nie jest optymalne miejsce ani dla Jędrzejczyka, ani dla Rosołka. Bardzo dobrze gra też ostatnio Slisz, nie tylko w defensywie, ale i ciągle pokazuje się do rozegrania, cały czas jest opcją do podania, a sam jest w stanie zagrać też trochę odważniej do przodu. Widać, że mentalnie odżył. Brakuje kogoś jeszcze do środka, bo Celhaka jest świetny w odbiorze, ale często gra bardzo bezpiecznie, z kolei Sokołowski wciąż nie wszedł na poziom z Piasta i choćby dziś miał sporo prostych strat. W dodatku tracimy ostatnio regularnie po jednym golu, co może nie jest wielkim powodem do zmartwień, skoro punktujemy, ale nawet mimo bardzo solidnej postawy w defensywie, pojawia się element pecha lub po prostu błędy.

Nie wiem, czy jest w lidze drugi tak niestabilny zespół pod względem bramkarzy jak Legia. W tym sezonie skorzystała już z czterech, a zmian w bramce było dużo więcej. Obronił się pomysł sprowadzenia Strebingera, bo znowu dopadła nas kontuzja bramkarza i potrzebny był ktoś gotowy do gry. Austriak potwierdził, że znakomicie czuje się na linii, za to na przedpolu jest i odważny, i trochę nieprzewidywalny. To chyba zresztą pierwszy zagraniczny bramkarz grający w Legii od czasów Dusana Kuciaka, który dziś znowu potwierdził wielką klasę bramkarską. Zawodnicy się zmieniają, różni bramkarze błyszczą w naszej lidze, ale Kuciak to od lat bardzo wysoki poziom i choć miał gorsze momenty, to dzisiaj nawiązywał do swojej życiowej formy.

Niewiarygodne jest to, że notujemy kolejny dobry wynik, a mimo to znowu można narzekać na sędziego. Tak jak niektórzy nie przerywają gry, choćby nie wiem co, Sylwestrzak akurat często to robi i ze spokojnej sytuacji robi zamieszanie. Dziś najbardziej raziła ocena fauli taktycznych, a co do sytuacji z Johanssonem w polu karnym… Owszem, szukał upadku, Maloca cofnął nogę, był mimo to kontakt z tą drugą. Karny? Dla mnie nie, ale coś bardzo podobnego robił dwa tygodnie Papanikolaou, a tam karny niby był ewidentny. Echhhh. W każdym razie w końcówce już wszyscy byli podminowani, bo nie tylko legioniści, ale i gracze Lechii. Niebezpiecznie zaczyna to trącić Frankowskim, a naprawdę jeden w lidze to i tak już za dużo.

Oczywiście cieszę się za zwycięstwa, ale niestety wynik jest za niski. Tutaj miało to znaczenie, bo nie odrobiliśmy strat z Gdańska i mamy gorszy bilans dwumeczu, a mogliśmy mieć równy lub nawet na plus. Dlatego trzeba zdobyć aż o 9 punktów więcej od Lechii, aby ją wyprzedzić, więc to nadal jest piekielnie trudne zadanie. Przynajmniej daliśmy sobie szansę, aby w ogóle o czwartym miejscu myśleć. Jednak priorytety w lidze pozostają niezmienione – najpierw utrzymanie, potem 10. miejsce, a potem ewentualnie atak na każde kolejne wyższe.

Równie ważny będzie puchar, gdzie też zanosi się na bardzo trudną przeprawę. To nie tylko nadzieja na walkę o Europę, ale i trofeum, czego nie da się przecenić. Przed tym meczem obawiam się kwestii kontuzji, a i niestety sprawa z młodzieżowcem wraca jak bumerang. Miszta i Nawrocki wypadli, więc oprócz Rosołka, obecnie absolutnego pewniaka do składu, będziemy musieli obejrzeć Skibickiego, Włodarczyka lub Ciepielę. Nie ukrywam, że widziałbym w pierwszej kolejności tego ostatniego, ale to takie zgadywanie. Na pewno nie możemy sobie pozwolić np. na Skibickiego kosztem Wszołka, chyba że będziemy do tego zmuszeni przez kontuzję. To byłby duży problem. Na razie jednak Legia radzi sobie z przeciwnościami i w Częstochowie zagra kolejny mecz z serii o przedłużenie nadziei.

#kimbalegia #legia
  • 2
@Kimbaloula: Jak zwykle dobra robota, ale zatrzymałbym się nie co nad Josue, który grał jakby coś go użądliło, wydaje mi się, że przeciwnicy coraz częściej będą go prowokować, bo temperament ma chłop jak płonący konar po pewnych proszkach.
@mitthian: Ten typ tak ma, dopóki nie będzie czerwonej lub pauzy za żółte kartki, nie jest to aż taki problem. I tak na razie ostatnim meczem, gdzie mocno odwalił, było Napoli w listopadzie.