Wpis z mikrobloga

Co by nie mówić o meczach Legii z Górnikiem, w ostatnim czasie dużo się w nich dzieje. To jeden z niewielu pozytywów, jako że mecz był taki, iż na koniec trzeba doceniać ledwo wyrwany punkt.

Niby nie byłoby różnicy, czy Legia ten mecz by przegrała, czy zremisowała. Wpływ na końcową tabelę jeszcze nie do oszacowania, pozostaje kwestia mniejszego lub większego ośmieszenia się. Gdyby jednak dalej szukać na siłę pozytywów, to wreszcie przynajmniej tego typu zryw dał odrobienie strat. Legia miała z tym ogromne problemy w ostatnich miesiącach. Dwubramkowy deficyt odrobiła chyba tylko… z Górnikiem w Zabrzu, ale wtedy i tak przegrała. Pewne przełamanie i świadomość, że możemy punktować nawet przy katastrofalnym występie przez większość czasu, w pewien sposób podnoszą na duchu. Jednak raczej nie to będzie wymieniane na pierwszym miejscu po tym meczu.

Trzeba by było w dość oczywisty sposób stwierdzić, że do takiej sytuacji w ogóle nie powinno było dojść. Trudny wyjazd na Cracovię – można było zrozumieć porażkę. Piast, który nie leży – tutaj strata punktów też by nikogo nie zdziwiła. Ale Górnik, bardzo mocno zdziesiątkowany i opierający swoją ofensywę w pewnej części na zawodnikach, którzy nie przebili się w Legii? Cóż, u nas to nie taki rzadki scenariusz, że z takimi drużynami mamy duże problemy, ale nie powinno to wyglądać aż tak źle.

W pierwszej połowie Legia złapała jakikolwiek rytm na chwilę po upływie jakichś 5-6 minut od pierwszego gwizdka. Potem sukcesywnie słabła i czekała, a żadne przerwy w grze nie przynosiły poprawy. Legia uparła się na rozgrywanie piłki od samej bramki. To się chwali, ale na tym tak naprawdę się kończyło – na próbach pod naszą bramką. Brakowało szybszego opuszczenia tej strefy i przejścia z piłką choćby pod linię środkową. Ok, Górnik stosował pressing. Były to trudne warunki, ale chyba dało się tu zrobić więcej, żeby odsunąć grę od naszego pola karnego. To zresztą tylko część problemu, bo organizacja bez piłki też kulała. Nagle potrafiły zrobić się ogromne przestrzenie między formacjami, mimo że cały zespół znajdował się na swojej połowie. Zawodnicy nie trzymali też odległości od przeciwników i ci mieli mnóstwo swobody. Ostatecznie trzeba było się cieszyć, że nie przegrywaliśmy do przerwy wyżej.

Drugi gol dla Górnika to jak dla mnie typowy babol, bo skoro nie straciliśmy gola z normalnej akcji, to musieliśmy jeszcze dodatkowo pomóc przeciwnikowi. Nic nie zapowiadało poprawy, ale Górnik ewidentnie siadł i już nie był w stanie grać tak intensywnie. Cracovia po meczu z nami wciąż nie może się odkręcić, i to nawet nie jest to, że się z nich podśmiewam, tylko sam trener Zieliński stwierdził, że oni nie byli się w stanie zregenerować nawet tydzień po meczu z nami, taki to był wysiłek. Cracovia wtedy wytrzymała z nami 90 minut, Górnik nieco mniej. Z tego płynie pewna nauka – jeżeli rzeczywiście przeciwnik narzucił wysokie tempo i nie radzimy z nim sobie, to trzeba przynajmniej próbować minimalizować straty. Powiedzmy, że jednego gola może być ciężko uniknąć, ale takiego jak ten drugi już po prostu trzeba. W przeciwnym razie, nawet jeżeli w końcówce zyskamy przewagę, strata może być za duża do odrobienia. W tym przypadku i tak się udało, ale przy choć trochę lepszym zachowaniu można było nawet utrzymać jednobramkowy deficyt i spróbować w końcówce nawet wygrać.

Przez długi czas wszyscy grali fatalnie, ale raziły indywidualne błędy niektórych zawodników. Moim zdaniem za dwa stracone gole w dużej mierze odpowiada Mladenović. Za pierwszym razem wrzucił Charatina na konia, co skutkowało faulem i rzutem wolnym, za drugim już sam asystował zawodnikowi Górnika. Zastanawiałem się, czy po tym meczu będę mógł pochwalić Ukraińca, że trzy dobre mecze z rzędu to już dobry omen. Niestety on też popełnił dwa poważne błędy, które potem zostały naprawione przez kolegów. Nie podobał mi się też po wejściu Augustyniak, który wprowadzał dodatkową nerwowość. Rose od dłuższego czasu trzyma poziom w byciu elektrycznym i choć strzelony gol był ostatecznie wartościowy, to nie powinien przesłaniać minusów z tyłu. Zresztą asysta Mladenovicia też nie bardzo powinna zmieniać jego oceny. Skrzydła nie istniały, Kapustka tak samo, zryw w końcówce w dużej mierze zawdzięczamy Josue. Carlitos pewnie głównie zostanie zapamiętany z fauli na nim, ale, podobnie jak z Mucim, granie nim powinno na dłuższą metę przynosić pożytek.

Nigdy nie ukrywałem, że Carlitosa bardzo ceniłem pod względem umiejętności. Niestety odnośnie jego zachowania jako człowieka i funkcjonowania w drużynie komentarze są jednoznacznie negatywne i ci wszyscy ludzie raczej nie kłamią. Tu widzę znak zapytania, jak to zostanie poukładane. Choć jeśli Josue, kompletny wariat, już u czwartego trenera w Legii odgrywa pierwszoplanową rolę, a wręcz coraz bardziej zyskuje na znaczeniu, to znaczy, że być może każdego da się okiełznać. Dwóch takich zawodników w jednej szatni to może być za dużo, ale my nie możemy wybrzydzać. Dramatycznie potrzebujemy dobrych jakościowo zawodników i musimy brać na siebie takie ryzyko. Transfer i tak jest oceniany jako maksymalnie bezpieczny, więc i tak myślę, że pod względem ryzyka Zieliński specjalnie nie zaszalał.

W przypadku Tobiasza można się zastanawiać nad pierwszym golem, gdzie był tłok, ale kto wie, może nawet w tych warunkach mógł to wyjaśnić odważniejszym wyjściem. Potem już tej odwagi mu nie brakowało i tylko to uratowało nas po błędach Charatina i Mladenovicia. Miał też kilka ważnych interwencji na linii. W grze nogami miałem wrażenie, że dopiero w końcówce złapał luz i nie wybijał już tak dużo piłek na oślep, tylko będąc słabiej atakowanym, rozgrywał dokładnie po ziemi. Może wciąż nie jest najpewniejszy, ale przypomnę – wstawianie młodzieżowca do bramki to nie zabawa, ale spore ryzyko. Nawet jak ma potencjał, to może się spalić. Nawet Raków ze swoim potężnym składem odczuwa teraz skutki nieobecności pierwszego bramkarza i gry młodzieżowcem na tej pozycji. Tobiasz teraz pewnie ma i tak niezagrożoną pozycję i tak powinno pozostać.

Kącik sędziowski znowu powraca, tym razem okazuje się, że karny może być kontrowersyjny nawet, gdy dostajesz w polu karnym w łeb. Że kibice różnych klubów, niekoniecznie Górnika, mają na ten temat dużo do powiedzenia, to się nie dziwię. Żałuję tylko, że potem jeszcze taką narrację tworzą trenerzy i nikt nie wyprowadza ich z błędu. Nie ma konfrontacji, w której merytorycznie odniesiono by się do tych sytuacji. Taki urok wypowiedzi na gorąco po meczu, ale do tej pory nie widziałem, aby Janusz Niedźwiedź potem wycofywał się ze swoich słów i nie spodziewam się tego samego po Bartoschu Gaulu.

Czas sobie powiedzieć jeszcze raz wprost: Legia dopiero się odbudowuje i nie będzie ze wszystkimi bezproblemowo wygrywać. Dotychczasowy start sezonu i tak jest nawet lepszy niż można było oczekiwać. Większość meczów jest wyrównana, ale w niektórych mamy fragmenty bardzo dobrej gry. Wydawało się, że trener znalazł optymalny skład, ale nawet po wygranym meczu z Widzewem widziałem w nim możliwości korekt. Reakcje Kosty pokazały, że niekoniecznie będzie się on trzymał cały czas jednego składu, choć myślałem, że będzie pod tym względem bardziej uparty.

Z każdego meczu możemy wyciągnąć dużo rzeczy do poprawy i ta świadomość będzie musiała nam jeszcze towarzyszyć przez jakiś czas. Teraz może być ciężko, ale kosztem tego być może coś wypracujemy. Nie jest też powiedziane, że musimy latami czekać na efekty. Runjaić został zaprezentowany trzy miesiące temu, z zespołem pracuje od dwóch. Jak na tak krótki okres i tak nie jest dramatycznie, wyniki go bronią, niektóre fragmenty meczów dają nadzieję. W rzeczywistości jest o wiele za wcześnie na sprawiedliwą ocenę, ale w moim spojrzeniu nie ma powodu, aby tracić wobec niego zaufanie.

W przyszłym tygodniu wyjazd do Mielca i tu nieironicznie spodziewam się wielkich problemów. Całkiem serio będzie to poważny sprawdzian, jeszcze poważniejszy od Górnika.

#kimbalegia #legia
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Niby nie byłoby różnicy, czy Legia ten mecz by przegrała, czy zremisowała


@Kimbaloula: marketingowo sporo. Sportowo też chyba sporo pokazuje bo jeszcze niedawno po pierwszym straconym golu nasza gra się kończyła....
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: ale trochę śmiechłem sam z siebie, bo pod przednimi wpisami się madrzylem, że drużyny Kosty nie odrabiają strat i w ogóle druga połowa zawsze gorsza. Więc może to dobry znak, że jednak w Legii będzie lepiej niż w Pogoni.
Myślisz w ogóle, że u nas ma lepszych piłkarzy do pracy niż rok temu w Szczecinie?
  • Odpowiedz
@matixrr: Wcale nie postawiłem kretyńskiej tezy po to, żeby w następnym zdaniu ją obalać ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Tak serio, to widziałem sporo komentarzy, w których nie doceniano tego remisu i traktowano go jak kompromitacja na równi z porażką. Tak naprawdę ten remis to spory pozytyw w tych okolicznościach.

@katolabirynt: Tylko że tak chyba było. Tych meczów było sporo, ale nie pamiętam wielu takich,
  • Odpowiedz