Wpis z mikrobloga

Wnioskuję o więcej meczów zaległych. Mecze zaległe dają emocje, radość, a przede wszystkim punkty. Mecze zaległe są ok.

Na szczęście mam teraz lepsze rzeczy do roboty, ale gdyby mi się nudziło, można by poszukać komentarzy o zaległych porażkach, ciągłym przypominaniu o tym, że kibice Legii przypominają o meczach zaległych (nawet gdy nie robili tego już od trzech miesięcy) i tak dalej. To nie jest moment, aby się napinać, bo nadal ten sezon jest katastrofalny.

Teraz bardziej trzeba walczyć z tekstami typu, że bardzo łatwy terminarz i że to żadne osiągnięcie. W Ekstraklasie mecze z drużynami walczącymi o utrzymanie potrafią być bardzo trudne i przez lata wydawało mi się to oczywiste, teraz też aż głupio o tym pisać. Znam kilka zespołów, które z takim Górnikiem Łęczna czy Wisłą Kraków nie wygrały. Mniej za to znam takich, które wygrały w tej lidze cztery mecze z rzędu. Jeżeli to takie łatwe, to czemu inne zespoły nie mają takich serii? Przypominam, że w walkę o utrzymanie zamieszane jest prawie pół ligi i nie tylko Legia ma takie „łatwe” mecze.

Mecz z Bruk-Betem zaczął się średnio, Legia zdawała się oddawać pole rywalowi i czekać na błąd. Za to potem niespodziewanie gra zaczęła się rozkręcać. Legia zawdzięcza swoje gole prostym środkom – strzałowi z dystansu, kontratakowi, stałemu fragmentowi, błędowi bramkarza. Wcześniej jednak zdążyła kilka razy pograć kombinacyjnie, a wolne przestrzenie były uzyskiwane dzięki przeszywającym podaniom. Nie było to przypadkowe prowadzenie, choć mogłyby się pojawić argumenty jak po Górniku Łęczna w pucharze, że Josue znowu piłka skoczyła na trawie XD W odróżnieniu od grudniowego meczu z Zagłębiem, tu nie wpadało wszystko, można było strzelić jeszcze więcej, więc nie był to tylko łut szczęścia, a wypracowane zwycięstwo.

Druga połowa to głównie kontrola, nie mam zamiaru się czepiać praktycznie niczego. Jeżeli ktoś jednak czyta te wpisy, to może kojarzyć, że nic mnie tak nie wkurza z rzeczy mało ważnych w piłce, jak stracony gol w końcówce przy wysokim prowadzeniu. Po meczu byłem ekstremalnie wkurzony na Mladenovicia, który tę sytuację sprokurował, oraz na sędziego, który podyktował rzut wolny za nic. Legia straciła tej wiosny cztery gole, z czego trzy były nieprawidłowe. Nadal mnie to wkurza, jeden celny strzał przeciwnika w 90. minucie i od razu gol, a mogło to dużo ładniej wyglądać… Na szczęście to tylko kosmetyka, a tak naprawdę – trzeba się cieszyć, bo rzadko Legia gra na miarę oczekiwań, a właściwie powyżej nich.

Oprócz Josue, który jak zwykle grał top (samodzielnie najlepszy asystent ligi ( ʖ̯)) i skutecznego Pekharta, warto pochwalić jeszcze kilku zawodników. Najlepszy występ od dawna zanotował Slisz, w Łęcznej był pewien przebłysk, tu od początku starał się udzielać w ofensywie i choć nie zawsze mu wychodziło, to przynajmniej tracił piłkę w wyniku podjęcia ryzyka, a nie prostych błędów. Za takie straty staram się nikogo nie krytykować, bo potrzebujemy kreatywności jak tlenu. Prawdopodobnie Slisz odżył mentalnie, jesienią widać było, jak sobie nie radzi z tamtą sytuacją, podobnie na początku tego roku. Teraz złapał pewność siebie i od razu wygląda to inaczej.

Optymistyczna jest gra dwóch letnich transferów, Rose’a i Johanssona. Od kilku meczów pokazują, że jednak były argumenty, aby tu trafili. Nadal to tylko 4 udane transfery, oprócz Josue i Nawrockiego, w dodatku ze sporym opóźnieniem. Johansson, mimo że miał być ograniczony w ofensywie, z pozycji prawego obrońcy podłącza się coraz lepiej i da się z nim pograć kombinacyjnie. W obronie, przy wsparciu Wszołka, jest jeszcze skuteczniejszy. Rose wypada ze składu i do niego wraca i nadal mimo tego braku rytmu robi dobrą robotę. Na przestrzeni tych kilku meczów nie trzeba było wspominać o braku Jędrzejczyka, nawet wypadnięcie Nawrockiego nie okazało się aż tak problematyczne.

To moim zdaniem kolejne argumenty na to, że Kucharski prawdopodobnie również i w zeszłym roku sprowadził niezłych piłkarsko zawodników, tylko niepasujących do ówczesnego systemu, a także niewykorzystanych przez poprzedniego trenera. Dwa lata temu sprowadził m.in. Kapustkę, którego Vuković wrzucał na skrzydło, po miesiącu okazało się fartownie, że akurat do klubu przychodzi Michniewicz, który go znał i potrafił go odbudować. Gdyby przychodził specjalnie pod Michniewicza, miałoby to sens, a tak, to wyszło to tylko przez przypadek. Podobnie może być z Johanssonem i Rosem, przy zamianie ról obu trenerów. Na uwolnienie potencjału wciąż liczymy w przypadku Celhaki, również Ribeiro udaną końcówką poprzedniej rundy chyba trochę zaplusował i jest realnie rozważany jako ktoś, kto posadzi Mladenovicia. Może te transfery jednak okażą się wzmocnieniami, tylko jak zwykle nie wtedy, kiedy były najbardziej potrzebne.

Cieszy mnie także równa i wysoka forma Wieteski, już #!$%@?ąc od tego, że przełamał się z przodu i teraz regularnie też strzela do właściwej bramki. Powołanie do kadry mnie nie razi, Michniewicz był w stanie z Wieteską zrobić kilka znakomitych wyników w pucharach, więc jeżeli tam nie pękli, to może i na Szwecję lub Czechy to wypali. Normalnie bym tego nie rozważał, ale w sytuacji, gdy Glik trafił do szpitala po meczu ligowym we Włoszech, może być różnie.

Dziś mniej widoczni byli zawodnicy po lewej stronie, dużo częściej była wykorzystywana prawa, no i w porządku. Lopes sprawdził się jako drugi napastnik i to chyba nie powinno nikogo dziwić. Gra może trochę siadła po wejściu rezerwowych, ale nie zamierzam się czepiać, a przy takim wyniku mogliśmy sobie pozwolić na sprawdzenie kilku graczy. Szkoda tylko braku szansy dla Włodarczyka.

Tak jak zapowiadałem, ten mecz jest dla mnie okazją do podsumowania pierwszej części rundy. Wprawdzie mamy jeszcze jeden mecz z Rakowem przed przerwą na kadrę, ale jego wynik nie powinien już wpływać na ocenę. To tak naprawdę będzie już kolejny etap, mecze z czołówką, które mogą wyglądać zupełnie inaczej, ale niekoniecznie gorzej.

Wydaje mi się, że Wisła Kraków zagrała tu rolę Lecha z poprzednich lat. Wtedy, gdy nam nie szło, wygrywało się z Lechem mimo kłopotów, typu utrata gola na 0:1, najczęściej po golu w doliczonym czasie. To pomagało w nabraniu rozpędu i teraz chyba było podobnie. W pewnym sensie początek odbudowy nastąpił w Niecieczy, gdzie przynajmniej udało się nie stracić gola i nie przegrać meczu, który jesienią na pewno byśmy przegrali. Natomiast zwycięstwo w końcówce z Wisłą bardzo pomogło, potem z Górnikiem w pucharze było już naprawdę nieźle. Ze Śląskiem i z Górnikiem w lidze znowu nieco słabiej, mnie to nieco niepokoiło, choć wyniki pozostawały znakomite. Mecz z Bruk-Betem to bardzo udane zwieńczenie okresu i jest niejako jego symbolem – poszło lepiej, niż można się było spodziewać.

Zwłaszcza po porażce z Wartą było bardzo ciężko. To był jeden z najbardziej przygnębiających meczów Legii w ostatnich latach. Atmosfera była taka, że naprawdę można było już uwierzyć w spadek. Raczej zanosiło się na to, że Legia raz wygra, raz przegra, ale będzie się utrzymywać w strefie spadkowej lub tuż nad nią. Tymczasem osiągnęła serię, która była tak potrzebna i teraz już jest blisko środka tabeli. To nadal nie jest koniec sezonu, ale sytuacja jest o niebo lepsza niż była miesiąc temu. Mimo wszystko szacunek, że zawodnicy się z tego podnieśli, bo miałem o ich charakterze bardzo złe zdanie, a jednak wyszli z tego – przynajmniej na razie.

Jeszcze raz podkreślę, że wyniki są znakomite. Bilans 5-1-1 i awans w pucharze to blisko celu maksimum. Legia wreszcie uszczelniła defensywę, praktycznie nie traci już goli, a przez to nie ma obawy o to, jak zareaguje, gdy mecz jej się nie ułoży. Te demony cały czas mogą wrócić, ale na razie zawodnicy nie pozwalają na to. Z Wisłą nie była to typowa sytuacja, bo gol stracony na 1:1, a nie na 0:1, ale skuteczna reakcja prawdopodobnie pomogła na dłużej. Jak na to, ile do tej pory Legia tworzyła sytuacji, była też dość skuteczna, dopiero teraz było z tym gorzej, ale z Niecieczą mogła sobie na to pozwolić. Gdyby nie kontuzja Nawrockiego, cieszyłbym się jeszcze z tego, że nie ma nowych urazów, a zawodnicy długo nieobecni powoli wracają. Jest nawet konkretny transfer do ofensywy. To wszystko są rzeczy, na których można budować minimalny optymizm.

Mecze z czołówką będą interesujące, bo zdecydowanie nie będziemy w nich faworytami. Nikt nie powinien mieć pretensji, jeżeli Legia się w nich cofnie i będzie próbować swojego szczęścia tak jak dzisiaj z Bruk-Betem czy wcześniej ze Śląskiem. Jest duże ryzyko, że może się nie udać, bo taki Ivi Lopez może indywidualnie przesądzić o wyniku meczu. Jednak mentalnie Legia jest teraz w innym miejscu niż jesienią i może to przekuć w swoją małą przewagę nad Rakowem, Pogonią czy Lechem. Akurat ten pierwszy zespół moim zdaniem najlepiej wytrzymuje mentalnie rywalizację o mistrzostwo, ale pozostała dwójka lubi się wyłożyć, gdy ma teoretycznie komfortową sytuację. To duży test dla Vukovicia: udowodnił, tak jak oczekiwałem, że umie punktować ze słabszymi. Za to z czołówką miał problemy. Jeżeli w najbliższych tygodniach coś ugra, będzie to duże osiągnięcie.

#kimbalegia #legia
  • 1
@Kimbaloula: Johansson i na jesieni dawał oznaki dobrej gry, ale wtedy go usilnie ustawiali na wahadle, a to nie ten typ zawodnika. Do dziś nie rozumiem, dlaczego przy takim składzie Michniewicz tak uparcie trzymał się jednej taktyki, a Gołębiewski to kontynuował.

Trochę mnie wkurza ta retoryka, ze Vuko wygrywa tylko ze słabymi drużynami. To samo było za jego poprzedniej kadencji, również w europejskich pucharach, gdzie odpadł co prawda z Rangers, ale