Wpis z mikrobloga

Kolejne 2:0 u siebie, tym razem niepozostawiające wątpliwości, kto był lepszy. Dobrze, że raz na jakiś czas coś się udaje.

Piast najsłabszy od kwietnia, kiedy przyjechał na Łazienkowską w świąteczny poniedziałek i strzelił gola po wylewie Rose’a i Wieteski, nie robiąc przez cały mecz zupełnie nic. To mu wystarczyło, aby wygrać z Legią Vukovicia. Ten trener nigdy nie radził sobie przeciwko Fornalikowi (wygrał z nim tylko, kiedy prowadził zespół tymczasowo). W ciągu ostatnich kilku lat Piasta potrafili ograć tylko wielcy trenerzy – Michniewicz i Runjaić.

Przebieg gry był do przewidzenia. Piast wiedział, co dawało mu sukcesy przy Łazienkowskiej, a także jak załatwiła nas ostatnio Cracovia. Chyba trochę przesadził z tym podejściem, bo był tłem dla Legii nawet, gdy już przegrywał 0:2 i musiał gonić. Dopiero, gdy wpuścił Kądziora, coś się ruszyło.

Legia rozkręcała się powoli. Też nie można powiedzieć, aby zagrała olśniewająco. O ile piłka krążyła coraz lepiej, to wciąż był problem ze znalezieniem zawodnika w polu karnym, który mógłby wykończyć akcję. W decydujących momentach brakowało decyzji o strzale, nawet z dystansu. Ogromną różnicę było widać na lewej stronie. Tydzień temu Pich i przede wszystkim Ribeiro, niesłusznie przeze mnie wtedy pominięty w ocenie, wyglądali katastrofalnie. Baku i Mladenović na ich tle to była zupełnie inna jakość. Z początku był pewien problem, aby się odpowiednio zgrać z Kapustką, ale w końcu coraz więcej akcji zaczynało się zazębiać. Dodatkowo Baku znakomicie pracował w defensywie i bezpośrednio odzyskiwał piłkę na połowie rywala lub pośrednio się do tego przyczyniał. Również Josue wykazywał znacznie więcej chęci w grze obronnej i o ile nie jest to coś, czego wymagamy od tych zawodników w pierwszej kolejności, to dzięki temu po prostu łatwiej się napędzaliśmy. Każdy powrót piłki w nasze posiadanie trochę pomagał.

Ostatecznie nie było się czym zachwycać, bo Legia w pierwszej połowie nie była nawet bliska zdobycia bramki. Rozpoczęcie drugiej połowy wszystko zmieniło. Wreszcie wszystko wyszło od A do Z i można było w końcu powiedzieć, że Legia rozklepała Piasta. Opłacało się grać cierpliwie, wprawdzie bez większego pomysłu w ostatniej fazie, ale to wreszcie przyszło w tych kilku minutach. W dodatku Muci był cały czas naciskany przez obrońcę na granicy faulu, a Mladenović strzelał z dość ostrego kąta. To nie były nie wiadomo jak dogodne sytuacje, ale w końcu udało się je stworzyć i przede wszystkim wykorzystać.

Po jakimś czasie Legia oczywiście oddała pole, do takiego obrazu meczu prawdopodobnie przyczyniły się też zmiany w obu zespołach. Może na świeżo nie mam jeszcze odpowiedniej perspektywy, ale wydaje mi się, że było to jednak bronienie się bardziej przemyślane niż dwa tygodnie temu z Zagłębiem. W zasadzie do końca nie dopuściliśmy Piasta do groźnego strzału. Jeżeli chcieliśmy zobaczyć jakiś postęp w grze, to wreszcie miał on miejsce. Przynajmniej na moment można mieć wrażenie, że znajdujemy się na dobrej drodze. Nie mamy na tyle dobrych zawodników, aby dominować nad wszystkimi w lidze. Będziemy grać głównie wyrównane mecze, których wyniki są ogromną niewiadomą. Stać nas jednak na to, aby od czasu do czasu wygrać, nawet mimo konieczności opanowania trudnej sztuki ataku pozycyjnego.

Trener zaskoczył składem, posyłając do gry właściwie wszystkich tych, których ostatnio się domagano (tak samo z sadzaniem co poniektórych na ławkę). Przy obecnym stanie kadry nie można było złożyć lepszego zestawienia. Prawdopodobnie tak wygląda obecnie najlepszy możliwy obraz Legii. To działa w drugą stronę, kiedy trzeba dokonać zmian i jest ryzyko utraty jakości. Ale lepsze takie proporcje niż odwrotne, gdzie przez większość czasu podstawowy skład zawodzi, a lepsi rezerwowi muszą to ratować w trudnym momencie, mając niewiele czasu. Indywidualnie udanie wprowadził się Augustyniak, który musiał awaryjnie zagrać na stoperze i nie wprowadził nerwowości, a wręcz przeciwnie, wyczyścił kilka potencjalnie trudnych sytuacji. Tym razem rotacje w linii obrony zupełnie nam nie przeszkadzały, a na pewno w poprawie sytuacji pomógł powrót Johanssona i przestawienie Jędrzejczyka na środek.

Oczywiście to nie oznacza, że wszystkie problemy zniknęły i już nic nie trzeba poprawiać. Josue nadal nie bardzo siedziała piłka na nodze, w tym przypadku przede wszystkim jeśli chodzi o strzały i stałe fragmenty, dopiero ich połączenie w końcówce z rzutu wolnego wyglądało nieźle, choć licznik bije... Za to w przypadku podań już było dużo lepiej, a w połączeniu ze wspomnianą skuteczną grą w defensywie, wpływ naszego lidera na grę był już zupełnie inny niż ostatnio. Dziś mogliśmy sobie pozwolić na słabszą grę Wszołka, który nie wykreował praktycznie nic ciekawego z przodu, ale mieliśmy ten komfort, żeby nawet to specjalnie nie przeszkadzało. Cały czas nawet blisko dobrej formy nie jest Kapustka, ale ostatecznie miał swój duży wkład. Znów bardzo nie podobał mi się Rose, który mógł znowu z niczego sprezentować Piastowi groźną sytuację i normalnie jego kontuzja byłaby kłopotliwa, a tu nawet nieźle się składa, porównując go do Augustyniaka. Tak więc w przypadku tego meczu nawet potencjalne negatywy nie są ostatecznie aż takie złe.

Legia tym meczem kupiła sobie nieco spokoju i zaufania, choć oczywiście nie na długo. Zniecierpliwienie odnośnie transferów będzie narastać, jeżeli nic się nie wydarzy. Czasu niby jeszcze trochę jest, ale już nawet trener coraz częściej mówi otwartym tekstem. Może to niesprawiedliwa ocena, ale wydaje mi się to podstawową różnicą pomiędzy trenerami polskimi i zagranicznymi. Ci pierwsi (wliczam tu np. Vuko) będą siedzieć cicho, robić dobrą minę do złej gry, że chcą najpierw rozwinąć obecny skład, wychwalać przeciętnych zawodników. Ci drudzy, jak Kosta, ale i w przeszłości Hasi, widzą, że nie mają materiału na to, co się od nich oczekuje, a żeby zrzucić z siebie nieco presji, głośno mówią o potrzebie wzmocnień. Dwie skrajnie różne postawy, obie mogą być opłacalne w pewnych sytuacjach. Nas teraz niby nie stać na nic, ale trzeba kombinować. Przy ograniczonych zasobach trzeba wreszcie wymyślić nieoczywisty sposób na wzmocnienie drużyny. Nie trzeba zawsze iść na łatwiznę, czyli zawodników, którzy już tu grali, ale są drodzy. Ja chyba co tydzień będę przypominał, że wciąż mamy deficyty z zimy, gdzie opuścili nas Luquinhas i Emreli i do tej pory nikt ich nie zastąpił, a co dopiero mówić o ubytkach letnich. To nie jest tak, że wystarczy nam 1-2 transfery i już kadra jest gotowa. Z drugiej strony, ostatnie, co nam teraz jest potrzebne, to kolejna rewolucja… Trzeba będzie to rozłożyć w czasie tak, aby było dobrze. Na szczęście nie ja podejmę się tego zadania.

W kolejny piątek czeka nas wyjazd do Łodzi na mecz z Widzewem. Błagam tylko o jedno: nie zepsujcie top passy, jaką mamy z tym przeciwnikiem. Niech tym razem oni sobie ładnie grają, ale ponownie przegrają. Na razie powoli widać, że Legia jest mocniejsza u siebie niż na wyjeździe, więc jeśli tam skoncentruje się tylko na wygraniu meczu, a nie na pięknej grze, to też będzie ok. Dzisiejszy mecz Stali z Cracovią rzuca trochę inne światło na przeciwnika, z którym ostatnio gładko przegraliśmy. Przypomina to, że w Ekstraklasie nikt nie może poczuć się za mocny. Może w najbliższym czasie takim kimś stanie się Raków. Mógłbym jeszcze w tym miejscu walnąć wywód na temat stanu polskiej piłki po meczu na Islandii, ale to już byłoby za wiele. Długa droga przed nami, aby w ogóle na taką Islandię móc się wybrać w przyszłym roku.

#kimbalegia #legia
  • 5
@Kimbaloula: sporo się mówi o potrzebie transferów i to oczywiście jest prawdą jeżeli chcemy być naprawdę silnym zespołem i tak samo prawdą jest to że w jedno okienko czy jednym obozem przygotowawczym nie naprawimy kilku ostatnich lat, ale też trzeba pamiętać że my na przełomie marca i kwietnia graliśmy całkiem nieźle a wydaje mi się że gdybyśmy porównali dzisiejszą 11 do meczu z Lechią, Rakowem bądź Lechem wtedy to czy nie
@matixrr: Pierwszą jedenastkę można spokojnie złożyć na niezłym poziomie. Oczywiście pod warunkiem, że wszyscy znajdują się w jako takiej formie. Transfery są głównie potrzebne pod dalszą część sezonu, kiedy może być większa liczba kontuzji lub kartek. Dla mnie takie minimum to napastnik i prawy obrońca, bo tu wiemy, że jest jeden zawodnik z dłuższą przerwą i jeden taki, który co chwilę wypada. Np. na skrzydłach trzeba by wypchnąć Kastratiego lub Skibickiego,
@Kimbaloula: Skąd teza o kiepskiej sytuacji finansowej? Przecież poprzedni sezon z Liga Europy to był nasz najlepszy rok finansowy od czasów Ligi Mistrzów, tak czysto finansowo to nawet nie wiem czy nie przebiliśmy tamtego roku. Dodatkowo udało się zaoszczędzić na premii za mistrzostwo:)
@Kimbaloula: Ale na LE zarobiliśmy więcej niż przez 3 poprzednie sezony łącznie. Na ta chwile pływamy w kasie, za rok będzie gorzej przez brak kasy z europucharow, ale teraz jest najlepiej od lat