Wpis z mikrobloga

Weryfikacja przyszła bardzo szybko. Dziś tym bardziej nie ma wątpliwości, że Legii sporo czasu zejdzie na wyjście z kryzysu, w którym się znalazła.

Cracovia zrewanżowała się za mecz sprzed dwóch miesięcy, kiedy to Legia wygrała 3:0. W tym roku rozegraliśmy wiele słabych spotkań, wśród najbardziej przerażających można wymienić Wartę czy Raków w pucharze. Ani razu jednak nie przegraliśmy aż trzema golami, do tego trzeba by się wrócić do końcówki poprzedniego roku i meczu z Radomiakiem.

Jeden mecz z czystym kontem okazał się na razie jednorazowym odstępstwem, zamiast tego wciąż bardziej obowiązuje sytuacja, w której Legia traci gole taśmowo. Paradoksalnie nie miałbym aż takich pretensji do środkowych obrońców. Mają na sumieniu ostatniego gola, ale tam i tak cała drużyna już stanęła. Mimo odejścia Wieteski i fatalnej sytuacji kadrowej na tej pozycji, to nie Rose i Abu Hanna byli najsłabszymi naszymi zawodnikami tego dnia, a było wielu innych kandydatów. To dość trafnie podsumuje obecny stan Legii.

Większość zawodników zagrała fatalnie i nie chcę przyłączać się do wyznaczania kozłów ofiarnych. Z drugiej strony jednak pewne rzeczy są oczywiste. Pierwszy gol idzie w całości na konto Slisza. Nie dość, że do tej sytuacji w ogóle nie powinno dojść, bo wystarczyło poprawnie przyjąć piłkę, będąc nieatakowanym, to jeszcze pozostawił nieobstawione przedpole. Już wcześniej był ten sam problem przy rozegraniu rzutu rożnego Cracovii i strzale Kakabadze. Niby każdy zdawał sobie sprawę, że Cracovia może być niebezpieczna z kontrataku, więc dla pewności sami jej go sprezentowaliśmy, gratulacje.

Gdy Legia traci gola na 0:1, wiadomo, że zwykle się z tego nie podnosi. Można gdybać, że mogło się to inaczej potoczyć, a wszystko poszło nie tak, czyli słupek pod koniec pierwszej połowy i nieszczęśliwy karny na samym początku drugiej. Niestety po drugim golu zespół kompletnie pękł. Niby nadal próbował odrobić straty, ale poza kilkoma zrywami było to całkowicie nieprzekonujące. Czuć było, że nic dobrego z tego nie powstanie. W pierwszej połowie Legia jeszcze dawała radę utrzymywać wyrównany poziom z Cracovią, ale druga to już tylko ośmieszanie się. Nie pójdziemy do przodu, dopóki zawodnicy nie zaczną sobie radzić w takich sytuacjach.

Trzeba przyznać, że Legia trafiła na mocnego przeciwnika. Cracovia jest świetnie zorganizowana w defensywie, w żaden sposób nie było widać braku Rodina, czyli podstawowego obrońcy. Legia miała teoretyczną przewagę, ale nic z niej nie wynikało, bo Cracovia na niewiele jej pozwalała, zaś gdy tylko pojawiał się element kreatywności w grze, to podanie w wolną strefę okazywało się prawie zawsze niecelne. Być może, gdyby role się odwróciły i Legia głównie broniła, a Cracovia była zmuszona do gry atakiem pozycyjnym, szanse na korzystny wynik byłyby większe. Legia wybrała jednak trudniejszy wariant i widać było, tak jak w zeszłym sezonie, że nie jest na to gotowa. Pomysł wydaje się właściwy, ale zanim taka gra zacznie przynosić efekty, minie dużo czasu. Potrzeba też lepszych wykonawców. Na razie musimy męczyć się oglądając, jak gra układa się do pola karnego, ale potem brakuje wiele, aby stworzyć konkretną sytuację. Gdy zaś to już się dzieje, zawodzi wykończenie. To nie tylko brak napastnika, choć to wciąż jest bolączka, o której trzeba przypominać. Oprócz Wszołka, którym tym razem miał duży problem ze znalezieniem przestrzeni dla siebie, nie ma tu nikogo, kto w ostatnim czasie miał pojęcie o strzelaniu goli. W dawnej przeszłości, w innych klubach, robili to Josue i Pich, ale na razie nie można na to liczyć.

Oprócz tego, jak ma grać cały zespół, spore wątpliwości budzi środek pola. Wydaje się, że są lepsze pomysły na zestawienie zawodników w tej części boiska, ale sądzę, że trener będzie zbyt uparty, aby w ogóle rozważać zmiany. W pewnym sensie może to być korzystne, to znaczy może potrzeba nam konsekwencji i próby wypracowania czegoś, a nie rewolucji po każdej porażce. Niewątpliwie jednak mamy problem z Josue, który w żaden sposób nie nawiązuje do formy z poprzedniego sezonu. Na pozycji defensywnego pomocnika jest jeszcze gorzej, a poza wpuszczaniem Charatina na końcówki, nic się nie zmienia, mimo że aż się prosi. Tutaj ewentualny transfer Augustyniaka jawiłby się jako poważne ulepszenie, ale jeżeli będzie to łatanie dziur w linii obrony, to nie jestem przekonany… Mam wciąż spory kredyt zaufania wobec Kapustki, który przynajmniej jest aktywny, w pewnych momentach potrafi nawiązać do dawnych czasów, choć brakuje też lepszych decyzji i wykończenia. Plusem jest to, że w ogóle gra, musimy się liczyć z tym, że dojście do formy zajmie mu trochę czasu.

Runjaić nie bardzo ma z czego rzeźbić, więc większości decyzji personalnych nie będę się czepiał. Jestem nawet sobie w stanie wyobrazić, że Charatin grałby podobnie lub gorzej niż Slisz. Baku po wejściach z ławki też nie pokazuje wiele więcej niż Pich, choć czasami się zdarzy, najczęściej w doliczonym czasie. Za to ciężko zrozumieć sytuację naszych Albańczyków. Tym razem już chyba nic nie przeszkadzało, aby Muci zagrał w większym wymiarze, choćby w ataku. Celhaka pojawił się na ławce, ale jego spadek w hierarchii też jest zagadkowy. To jedni z niewielu graczy z potencjałem w naszym zespole, więc im dłużej będą pomijani, tym bardziej będzie to zastanawiające. Zwłaszcza że na boisku nie odstają od innych, a najczęściej raczej ich przewyższają.

Nastawiałem się na to, że może być ciężko, choć nie, że zakończy się aż taką klęską. Czy wynik jest za wysoki, za niski czy w sam raz odnośnie wydarzeń boiskowych, nie ma znaczenia. Najbardziej martwi, że nie widzieliśmy za bardzo postępu w sprawach, które nas najbardziej bolały, czyli szerokość kadry na niektórych pozycjach, mentalność po stracie pierwszego gola czy szlifowanie nowego ustawienia. W ciągu tygodnia żadna z tych rzeczy nie uległa poprawie.

Teraz presja na punktowanie znowu się zwiększy. Przyjeżdża do nas Piast, czyli teoretycznie znowu starcie dwóch cieniasów, jak ostatnio z Zagłębiem. Tylko że oni akurat mogą grać najgorszy ściek i wygrać z nami po jedynym wylewie przez 90 minut, samemu broniąc 1150 strzałów. Jeżeli Legia znowu będzie starała się grać atakiem pozycyjnym, to może to wyglądać jak zwykle. Dobrze by było nie narobić sobie zbyt dużych strat na początku sezonu, ale to już powoli się dzieje i jest ryzyko kontynuacji.

#kimbalegia #legia
  • 1