Wpis z mikrobloga

Trwające najdłuższe serie wygranych meczów w Ekstraklasie:

2 – Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Legia Warszawa, Raków Częstochowa XD

Legii pozwoliło to na wyjście poza strefę spadkową po raz pierwszy od kilku kolejek. Teraz, mając najwięcej porażek w lidze, znajduje się nad pięcioma innymi zespołami. Zdołała też wyrównać swój bilans meczów u siebie, który do tej pory był ujemny, a teraz i w wynikach, i w bilansie bramek, jest idealnie równy.

To oczywiście główne pozytywy dzisiejszego meczu, bo o grze mało kto będzie chciał rozmawiać na poważnie. Nawet zmiana godziny nie sprawiła, że to było coś innego niż zwyczajowy poniedziałkowy paździerz. Niestety niewiele można było oczekiwać od Śląska, jak i Legii. Ewentualnie tylko jakiś głupi błąd którejś ze stron mógłby to rozruszać, ale na niego musieliśmy trochę poczekać. Legia musiała być bardziej cierpliwa niż w poprzednich meczach i wydawało się, że tylko minimalnie bardziej zależy jej na zwycięstwie. Mimo wszystko czekanie na błąd rywala w końcu się opłaciło.

Tak jak w poprzednich meczach, większość gry sprowadza się do tego, aby Josue coś wymyślił i żeby ktoś z bandy drewien tym razem akurat tego nie zepsuł. W poprzednim meczu z Górnikiem Łęczna piłka chodziła trochę lepiej, a tutaj były z tym dużo większe problemy. W dodatku długo nie było żadnego wsparcia dla Portugalczyka, więc wyglądało to tak, jak widzieliśmy. Sytuacje, w których udało się „złapać” daleko wychodzący Śląsk zdarzały się bardzo rzadko, więc oprócz tego jedyną szansą były stałe fragmenty. Dobrze, że tym razem Wszołek okazał się tym, który nie zawalił w kluczowym momencie. Znowu, tak jak z Zagłębiem, popisał się niebywałym jak na siebie spokojem i precyzją.

Dziś coraz więcej mamy głosów pod tytułem: gdyby nie Josue, to Legia spadłaby z ligi. Po pierwsze, było już nas kilku, którzy dostrzegali jakość Portugalczyka pół roku temu i to aż głupie, że trzeba było bronić go np. po meczu z Cracovią, kiedy obwiniano go o to, że Skibicki nie strzelił po tym, jak dostał od niego piłkę na nos. Teraz chyba coraz więcej osób się przekonuje do Josue i ma wobec niego respekt. Mówimy tu obecnie o najlepszym asystencie ligi, ex aequo z Kądziorem. Po drugie, pamiętam taki mecz ze Zrinjskim Mostar w eliminacjach Ligi Mistrzów, kiedy Nemanja Nikolić strzelił dwa gole w rewanżu i Legia dość spokojnie awansowała. Wtedy były komentarze: gdyby nie Nikolić, to Legia by nie przeszła/miałaby ogromne ciężary. Tylko że po to ten Nikolić tam był, żeby te gole strzelić i przesądzić o wyniku. Legia awansowała, bo miała top zawodnika, a Zrinjski nie. Tutaj jest podobnie: po to ma w składzie Josue, żeby ten ciągnął jej grę i zapewniał kolejne punkty.

W tej chwili, oprócz Josue, największym atutem Legii jest gra defensywna. Owszem, graliśmy teraz z równymi sobie cienkimi drużynami, ale choćby w jesiennym meczu ze Śląskiem Legia nie była gorsza, a jednak straciła idiotycznego gola. Jesienią traciła też z Wisłą, z Górnikiem Łęczna, nie mówiąc o meczach, w których traciła po trzy gole, jak ze Stalą. Teraz to zostało nieco ograniczone. Jest jasne, że Legia nie będzie strzelać po dwa-trzy gole w każdym meczu, więc musi dbać o zero z tyłu, żeby w najgorszym razie nie przegrywać, a może nawet przepchnąć zwycięstwo, jak dzisiaj.

Możemy się zżymać na mocno uproszczoną i prymitywną taktykę, ale ja będę się trzymał tego, że na razie tak trzeba grać. Przynosi to efekty, a pamiętamy, jak wyglądały próby teoretycznie ambitniejszej gry. Po stracie, najczęściej na własnej połowie, następowała kontra i bardzo groźna sytuacja dla przeciwnika. Bardzo często kończyło się to potem golem. Teraz, gdy gra wznawiana jest najczęściej długim podaniem, jest bardzo dużo chaosu, ciężko się to ogląda, ale zagrożenia pod naszą bramką jest z tego niewiele. Zespoły ligowe mają ogromny problem, żeby samemu coś skonstruować na naszej połowie, więc nie trzeba im tego dodatkowo ułatwiać. Na dłuższą metę taka gra oczywiście nie rokuje, ale nad tym będziemy mogli zastanowić się później. Jeżeli teraz zapunktujemy i odskoczymy od strefy spadkowej, to może w końcówce sezonu będzie można już budować pod kolejny sezon (choć mam małą wiarę w to, że Vuković stworzyłby w kilka kolejek jakieś wybitne podwaliny pod nowy zespół). To jednak optymistyczny wariant. Najpierw trzeba rzeczywiście sobie to utrzymanie zapewnić, a tu jeszcze sporo grania zostało. Trzymam się tego, aby dopiero po zaległym meczu z Niecieczą spróbować podsumować cały ten okres i zastanowić się, co robić dalej.

Vuković nie zdecydował się na rotację względem meczu pucharowego. W pewnym sensie ma to swoje plusy, bo w jednym składzie ci zawodnicy są w stanie wypracować jakieś automatyzmy, ale z drugiej strony przydałyby się też zmiany na kilku pozycjach. Rosołek na razie sprawdza się głównie w tym, że jest talizmanem – gdy gra w pierwszym składzie, Legia wygrywa, ale on nie ma w te wyniki wielkiego wkładu. Po prostu to nie jest skrzydłowy i co innego, gdyby grał w ataku, najlepiej we dwójkę z kimś. Wtedy trzeba jednak uzupełnić lukę na lewej pomocy, gdzie w zasadzie pasuje tylko Mladenović, ale on dziś był wyjątkowo irytujący, a już sporo jego słabych występów widzieliśmy w tym sezonie. Wariant, w którym lewa strona jest maksymalnie zabezpieczona, to Hołownia i Ribeiro, wtedy może moglibyśmy liczyć na to samo, co po prawej, gdzie Johansson i Wszołek znakomicie pracują w defensywie. To jednak nie jest perspektywa na teraz. Ribeiro tak szybko nie wróci, a Hołownia to też nie jest wyjątkowo przekonujący zawodnik. Na razie jego atut polega na tym, że nie jest Mladenoviciem i że po prostu nie może być gorzej, ale tak naprawdę kto wie. Jest jeszcze problem z napastnikiem, bo Pekhart dostaje mało podań, a bez nich wiele nie zrobi. Jak już na skrzydłach mamy mieć pełne zabezpieczenie, a do tego jeszcze defensywny napastnik, to robi się już bardzo dużo zawodników o takiej charakterystyce. To byłoby zaburzenie proporcji w składzie. Dlatego w tej chwili Muci czy nawet Lopes (dziś dobre wejście z ławki) to może być niezła alternatywa. Wciąż jeszcze pozostaje niewykorzystany Kastrati. Za żadnego z nich nikt nie poręczy, że od razu coś wniesie, ale w takim gronie nazwisk musimy się obracać. A jednak, mimo dobrych wyników, trzeba próbować sposobów na poprawę gry, bo paru zawodników naprawdę przydałoby się posadzić choć na jeden mecz.

Skuteczna gra w defensywie powoduje też, że Miszta ma mało okazji do popełnienia błędu. Takie mecze są wręcz trudniejsze, jest to zupełnie coś innego niż bycie pod ostrzałem Leicester czy Napoli. Bardziej mogło to przypominać czasy, kiedy Majecki nie miał w bramce Legii nic do roboty, nie musiał się wyróżniać ani wykazywać, a mimo to wypromował się do lepszej ligi. Nie mówię, że to będzie ten sam przypadek, ale na razie jest dużo lepiej niż było jesienią. Legii bardzo przydałoby się uwiarygodnić Misztę, nie tylko patrząc krótkowzrocznie, ale i w dalszej perspektywie. Choć ja będę powtarzał: najlepszy młody bramkarz Legii obecnie siedzi na ławce w Radomiaku.

Nawiązując do Majeckiego, Miszty, Rosołka, ale też Celhaki, Muciego, wcześniej Skibickiego… Pierwszy skład Legii został odmłodzony i to też pewna sztuka, osiągać jako takie wyniki zawodnikami, którzy w zasadzie są niegotowi na ten poziom. Tylko Nawrocki, chłopak zupełnie z zewnątrz, stał się zawodnikiem gotowym do gry, teraz Celhaka dostaje sporo szans, ale nadal nie jest to oczywiste, że w pierwszym składzie Legii wychodzi po dwóch 21- i 20-latków. Jednocześnie nie brakuje też zawodników doświadczonych i te proporcje wydają się nieźle wyważone. Wiek piłkarzy nie jest w tej chwili aż tak ważny, istotne jest, aby ten skład zapewniał punkty, ale można by pomyśleć, że na pewnych pozycjach (np. tam, gdzie grają Miszta i Rosołek), dodatkowo utrudniamy sobie sprawę, a jednak jakoś sobie radzimy.

Znów po wygranym meczu można mieć zastrzeżenia do pracy sędziego. Musiał jaki jest, to wiemy, ale nadal irytujące jest to, jak Śląsk, z uporczywie faulującymi Mączyńskim i Gollą, kończy mecz bez żadnej kartki, a Legia bez karnego po faulu na Lopesie (kara dla niego za to, że grał do końca – bezsens). Ze Śląskiem mamy niemiłe wspomnienia tego typu – już nawet niekoniecznie ta stracona bramka jesienią (wtedy bardziej brak karnego na Pekharcie), ale bardziej mecz, w którym Vesović zerwał więzadło, czy Kante został brutalnie podeptany przez Musondę. Na pierwszy rzut oka nie powiedziałbym, że to ze Śląskiem mamy zawsze takie twarde i brzydkie mecze, a jednak to przeciwko nim to się ciągle powtarza. Jak do tego dodamy Musiała (wcześniej Frankowskiego), to też nie ma co się dziwić, że nie da się tego oglądać.


Sytuacja w tabeli jest taka, że 13. miejsce nie daje żadnego spokoju i wszystko może szybko się wywrócić do góry nogami. Teraz widzimy, że nawet Bruk-Bet może wygrać dwa mecze i też nadal być w grze. My też możemy sobie wszystko skomplikować w razie porażki w Łęcznej. Obecna Legia nadal nie jest zespołem, po którym spodziewalibyśmy się serii 4-5 wygranych meczów, licząc wszystkie rozgrywki. Dlatego na sześć punktów w najbliższych dwóch spotkaniach się nie nastawiam. Jeżeli będą jakieś straty, to oby były jak najmniejsze. Natomiast przewidzieć, jak ta kotłowanina się zakończy, jest obecnie bardzo ciężko.

#kimbalegia #legia
  • 2
  • Odpowiedz
Legia bez karnego po faulu na Lopesie (kara dla niego za to, że grał do końca – bezsens)


@Kimbaloula: Strasznie irytujaca sytuacja. Takim zachowaniem sedziowie promuja to, zeby zawodnicy sie wywracali zamiast konczyc akcje. W sumie tez troche zabraklo protestow samego zawodnika, ale tak czy inaczej jak dla mnie skandaliczna decyzja.
  • Odpowiedz