Spadła przede wszystkim sprzedaż w piątek i sobotę. Skoro w niedzielę zamknięte, to ludzie wolą w jeden z tych dni skoczyć do... marketu właśnie i zrobić większe zakupy. Do tej pory oczywiście większość i tak wykonywała takie manewry, jednak nie wszyscy. Komuś czegoś brakło to mógł w klapkach wyskoczyć do sklepu, dziś musi zaplanować co zje, ugotuje, czy przypadkiem coś się nie kończy, jakiś płyn do naczyń, szampon, mydło, papier toaletowy, proszek, cukier, sól itp itd.
Wynik sprawy jest taki, że musi zreorganizować funkcjonowanie działalności tak, aby mógł w niedzielę otworzyć wszystkie 3 sklepy i w jednym z nich będzie sprzedawał on, w drugim żona, w trzecim syn, bo każdy będzie właścicielem. Także jedno możemy już odhaczyć - spędzanie czasu z rodziną. Po drugie takie rozwiązanie zwiększa też koszty i dodatkowe obciążenie zusowskie. Po trzecie w takiej sytuacji jedna z ekspedientek musi zostać zwolniona, bo pomimo otwarcia spadek obrotów i wzrost kosztów nie kalkuluje się z jej utrzymaniem. Tak więc sam będzie musiał uzupełniać jedną zmianę w jednym ze sklepów i pracować przy tym w zasadzie cały czas, bo po odejściu od lady musi zając się dotychczasowymi obowiązkami jak rozwożenie towaru, papierologia, robienie dziennych raportów, zamykanie i objazd. Także od poniedziałku do niedzieli po 15h pracy. Po czwarte, w niedzielę często za ladą stawały na jeden dzień studentki/studenci/uczniowie chcący dorzucić tę stówkę do swojego budżetu. A to odczuł nawet mój kuzyn, który właśnie tak sobie te 500zł w miesiącu zarabiał w tych sklepach. 8 godzin lekkiej pracy w niedzielę w którą jak sam mówi i tak nie ma co robić, a i tak ze 3 godziny może się nawet uczyć/czytać, bo ruch jest w takich sklepikach jak wiadomo nieregularny.
Tak
#art #sztuka
źródło: comment_CG6XtZtVPqz6s9o6EAUPxDbR2zPYQlM2.jpg
Pobierzpo drugie primo: można zrobić zdjęcie
po trzecie primo, ultimo: nie masz takiej zajebistej rzeczy w domu
pzdr i fartuwa, elo
No, ale to nie ważne, ważne, że "hehehe, zapuszkował gówno, debil jeden".